Minął dzień. Jeden, drugi, trzeci. Nie odstępowałem na krok od szpitalnej pryczy, na której leżał ten ciemnowłosy bachor, który tak wiele razy przyprawiał mnie o ból głowy, a teraz... a teraz leżał. Po prostu leżał i się nie ruszał. Nie byłem nawet pewien, czy przeżyje. Czy jeszcze kiedykolwiek się obudzi i rozchyli powieki, spoglądając na moją skromną osobę? Czy jeszcze kiedykolwiek dane mi będzie spojrzeć w te niezwykłe, zielone oczy, niespotykane nigdzie indziej? Czy jeszcze kiedyś będę mógł usłyszeć jego śmiech, który jako jedyny potrafił wywołać ciepło w moim sercu? Hanji cały czas próbuje mnie uspokoić, ale nie udaje jej się to. Niby mówi mi, że wszystko będzie w porządku, że się obudzi i mam przestać się denerwować, ale nie potrafię. Nie zaznam spokoju, póki nie wydobrzeje. Wiem o tym doskonale, ale nic nie mogę poradzić na to, że się o niego martwię a sama myśl, że może zginąć, doprowadza mnie do szaleństwa. Przetarłem piekące mnie oczy i spojrzałem na jego spokojną, pogrążoną we śnie twarz. Ścisnąłem jego rękę w swoich dłoniach i przytknąłem nasze splecione palce do ust, składając na jego delikatnej skórze czuły pocałunek. Błagam, Eren, obudź się. Nie możesz mnie zostawić, nie możesz umrzeć. Nie przede mną. Jestem starszy, to ja powinienem umrzeć przed tobą, dzieciaku. Więc zrób mi tę przysługę i obudź się wreszcie, proszę. Westchnąłem cicho i delikatnie ułożyłem jego dłoń na twardym materacu, wstając z krzesła i podchodząc do okna. Ile to jeszcze potrwa? Jak długo muszę jeszcze czekać? Nie możemy tu już dłużej zostać. Musimy wracać do murów.
Z zamyślenia wyrwał mnie jakiś ruch, więc szybko odwróciłem się i przeczesałem pomieszczenie wzrokiem, jednak nikogo nie zauważyłem. Więc co to było? Już miałem to zignorować i wziąć to za wytwór mojej wyobraźni, gdy znów usłyszałem to samo. Ale przecież byłem tu tylko ja i...-Eren!
Z mojego wysuszonego gardła wydobył się zachrypnięty głos. Podbiegłem do jego łóżka, niemal potykając się na prostej drodze i spojrzałem prosto w jego piękne, mieniące się różnymi odcieniami zieleni oczy, które patrzyły prosto na mnie a jego blade usta unosiły się w delikatnym uśmiechu. Miałem wrażenie, że śnię i nie mogłem w to uwierzyć. W końcu po tak długim czasie się obudził. Serce niemal wyskoczyło mi z piersi, gdy to sobie uświadomiłem.
-Hej, Levi.
Odpowiedział słabym głosem, a ja nie mogłem się powstrzymać i splotłem palce naszych dłoni, gładząc kciukiem jego skórę a moje usta wykrzywiły się w marnej imitacji lekkiego uśmiechu. Moje modlitwy zostały wysłuchane, Eren się obudził, jak dobrze! Nachyliłem się nad nim i pocałowałem go w czoło, wolną ręką odgarniając niesforne kosmyki jego włosów z bladej twarzy, na którą pomału powracał rumieniec.
-Nastraszyłeś mnie, bachorze.
Mruknąłem, niby złośliwie, ale doskonale wiedział, że to nic w tym stylu. Westchnąłem cicho i opadłem na krzesło, nie wypuszczając jego palców z mojej dłoni, czując, jak emocje opadają i opuszczają mnie siły, a nogi się pode mną uginają. Jego wzrok powędrował za mną i uniósł się lekko na łokciach, opierając się wyżej na poduszkach, które mu zorganizowałem i spoglądał na mnie z uśmiechem.
-Co się tak właściwie stało?
Zapytał cicho po chwili, a ja przypomniałem sobie, że przyrżnął zdrowo w głowę i może być to powodem krótkotrwałej amnezji. Przypomnienie sobie wszystkich tych wydarzeń nie było zbyt przyjemne, ale przecież byłem do tego przyzwyczajony, więc nie miałem tak na prawdę czym się przejmować, prawda? Westchnąłem ciężko i oparłem się łokciami o materac jego łóżka, jednak nie byłem w stanie spojrzeć mu w oczy.
-Oddział Specjalny oddzielił się od Zwiadowców i wjechaliśmy w las by zbadać teren, z rozkazu Erwina. Na polanie mniej więcej pośrodku lasu zaatakowali nas tytani. Broniliśmy się, ale wszyscy szybko zginęli. W pewnym momencie tytan odgryzł ci nogę i przyrżnąłeś w drzewo. Ledwo zdołałem cię uratować. Byłeś nieprzytomny przez okrągłe sześć dni. Bałem się, że już po tobie.
Opowiedziałem cicho, czując, jak jego ciało się spina a palce zaciskają się mocniej na mojej dłoni, gdy słyszał historię ostatnich wydarzeń. Zauważyłem, jak unosi drugą dłoń i zbliża ją do mojej twarzy, by po chwili pogładzić mnie opuszkami palców po kości policzkowej i lekko nakierować moją twarz w swoją stronę. Gdy tam spojrzałem, jego twarz wyrażała spokój i szczęście, co mnie mocno zdziwiło, aż uniosłem w górę jedną brew w geście zdziwienia. O co chodzi temu dzieciakowi?
-Cieszę się, że nic ci się nie stało.
Wyszeptał, uśmiechając się do mnie szeroko, a jego szczery uśmiech mógł wręcz topić lód, którym skute było moje od dawna niebijące serce. Nie mogłem się nie uśmiechnąć, słysząc jego słowa.
-Ale, Levi... ja czuję moją nogę.
Zatkało mnie, gdy to usłyszałem. Co on opowiada? Czy to jakieś subiektywne uczucie, przez które wydaje mu się, że wciąż ma swoją nogę, chociaż jej tam już tak na prawdę nie ma? Odsunąłem się od niego i chwyciłem za dolny róg kołdry, podnosząc ją i... chyba za moment zemdleję, to zdecydowanie za dużo emocji jak dla mnie. Eren miał obie nogi. OBIE. Ale przecież wyraźnie pamiętam, że jedna została mu odgryziona przez tytana. Więc jak to możliwe? Patrzyłem na jego nową kończynę, zastanawiając się, o co chodzi, aż nagle mnie olśniło. To musi być robota Hanji. Ten lek, który mu podała... to ten lek musiał jakoś sprawić, że jego noga odrosła. Poderwałem się z miejsca i spojrzałem prosto na jego zdziwioną twarz.
-Idę po Hanji, ona to jakoś wyjaśni. Przyniosę ci wody.
Obiecałem i niemal wybiegłem z pokoju, zastanawiając się, czy moja teoria może być prawdziwa. I co to dla niego oznacza w przyszłości.
CZYTASZ
Opiekun
FanfictionShip: Ereri Anime: Attack on Titan Opowiadanie powstało w 2020 roku. Opowiadanie możecie znaleźć na blogu https://otworzoczynayaoi.blogspot.com/