Rozdział 18

505 47 0
                                    

Mieliśmy szczęście i po drodze nie natknęliśmy się już na żadnych innych tytanów, więc szybko dotarliśmy do bazy, jeszcze przed zmrokiem. Była nowa, bo dopiero od niedawna zaczęliśmy kierować się na zachód, chcąc eksplorować tamtejsze tereny i była to pierwsza baza, którą założyliśmy na tym terenie, a w przeciągu kolejnych dni mamy w planach założenie kolejnej. Hanji zajmowała się opatrywaniem nogi Ghuntera, a ja wyznaczałem kolejne zadania. Niektórzy mieli posprzątać, inni mieli przygotować racje żywnościowe z zapasów dla każdego a jeszcze inni mieli się podzielić na dwie grupy - jedni z nich mieli patrolować i trzymać wartę, a reszta miała przeczesać teren. W każdej grupie musieli znajdować się również rekruci. Usiadłem na jednym z krzeseł i przeczesałem pomieszczenie wzrokiem, obserwując wszystkich zebranych.

-Ilu?

Spytałem po prostu, gdy naprzeciwko mnie usiadł dowódca. Westchnął ciężko i rozłożył mapę na stole, przy którym siedzieliśmy razem.

-Pięciu, w tym trzech rekrutów.

Syknąłem cicho. Nie było najgorzej, ginęło nas więcej już w pierwszym dniu, ale każda śmierć była bezsensowna i niepotrzebna i denerwowała tak samo. Odliczyłem w myślach do dziesięciu, chcąc się uspokoić, ale niestety nie było mi to dane, bo moja ukochana kuzynka, która siedziała przy stoliku za mną, oczywiście musiała wtrącić swoje trzy grosze.

-Niby mam uwierzyć, że morderca kogoś żałuje? Nigdy.

Ledwo powstrzymałem się, by się nie odwrócić i jej nie odwinąć. Każda wyprawa to ogromny stres i wszystkim puszczały nerwy, przez co nawet ja łatwiej się denerwowałem, a ona perfidnie to wykorzystywała. Chciała mnie sprowokować i chciała, żebym się na nią rzucił, wtedy miałaby jakiekolwiek potwierdzenie swoich słów.

-Nie odzywaj się, jeśli nie masz nic mądrego do powiedzenia.

Syknąłem, ale wiedziałem, że zaraz szlag mnie trafi, w momencie, gdy zaczęła się śmiać. No przysięgam, że kiedyś ją zabiję z zimną krwią i w cale nie będę tego żałował, w pełni sobie na to zasłużyła.

-Kiedy ja mówię prawdę. Przecież zarówno ty, jak i Eren, jesteście mordercami.

Odpowiedziała, wzruszając ramionami i odwracając się, by spojrzeć mi w oczy. W jej własnych błyszczała satysfakcja, która mnie wkurzała, ale w tym momencie wszystko wydarzyło się zaledwie w ułamku sekundy. Usłyszałem szybkie kroki a po chwili jej głowa została odchylona w tył za włosy i do jej szyi został przytknięty nóż, w takiej pozycji, że nikt nie mógł nic zrobić, bo jej tętnica zostałaby przecięta w przeciągu jednej sekundy. Kiedy w końcu ogarnąłem, co się dzieje, zauważyłem stojącego za nią Erena, który nie miał zamiaru jej puścić i uważnie obserwował całe otoczenie, chociaż wszystkich zamurowało. Nachylił się do jej ucha, muskając kosmykami czarnych włosów jej bladą szyję.

-Więc nie igraj z nami, bo cię wypatroszę.

Mówił cicho, ale doskonale wiedziałem, że jego słowa usłyszała każda osoba obecna w pomieszczeniu. Uśmiechnąłem się, widząc, że robił to wszystko pół żartem, pół serio, głównie po to, żeby ją nastraszyć. W takim wypadku nie mam się o co martwić.

-Tylko spróbuj, a zostaniesz nikim, na zawsze!

Syknęła moja krewna, nie ruszając się jednak ani o milimetr. Z pewnością wyraźnie czuła na swojej skórze chłód stali. Zielone oczy zabłysły a potem Eren zaczął się głośno śmiać, po chwili odsuwając się od mojej kuzynki, która od razu złapała się za szyję, i podszedł, siadając obok mnie, wciąż się śmiejąc, a wszyscy patrzyli na niego jak na wariata, i w cale im się nie dziwiłem, ale byłem z niego cholernie dumny. Poklepałem go po ramieniu, więc spojrzał na mnie z radosnym błyskiem w oczach.

-Dobra robota.

Pochwaliłem go. Dzięki temu większość obecnych była pewna, że to wszystko było ustawione, więc nie będzie miał problemów, chociaż nie powiem, pozytywnie mnie zaskoczył, w dodatku już drugi raz dzisiejszego dnia. Ciekawe, jakie niespodzianki z jego strony jeszcze czekają mnie do czasu zakończenia wyprawy? Przez te trzy lata rozłąki Eren stał się dla mnie istną tajemnicą, i chociaż nie byłem z tego powodu jakoś bardzo szczęśliwy, to byłem dumny, że był właśnie taki i czułem, jak moje serce bije mocniej za każdym razem, gdy był blisko lub zaskakiwał mnie czymś nowym. Chcąc nie chcąc, kocham tego rozczochranego, nieprzewidywalnego bachora i muszę się z tym pogodzić.

OpiekunOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz