7

298 23 0
                                    

Jechał do opuszczonej fabryki najszybciej jak mógł. Dramaturgii sytuacji dodawała muzyka rockowa z kasety w samochodzie. Dean nie dopuszczał do siebie informacji, że zabiorą mu jego anioła.
Co to to nie. On jest Charlie, a Cas jest jego aniołkiem. Jego własności mu się nie odbiera.
Jedną ręką szukał w schowku sztyletu, który podwędził jednemu z aniołów.
Debil się nie skapnął, a to ludzie są podobno głupsi.

W tym samym czasie Cas był już pod umówionym miejscem.
W duszy modlił się, aby to był Gabryś. Co jak co, ale byłby głupcem jakby nie bał się Rafała.
On był archaniołem. Wystarczyło pstryknięcie palcem, aby go zniszczyć.
Jednak jako żołnierz Pana nie mógł stchórzyć. Miał swój honor. Z resztą...uciekanie i wieczne ukrywanie nie miałoby sensu. Rafał znalazłby go wszędzie.

Wziął głęboki wdech i zatrzymał się w obszernym pomieszczeniu.
Mimo jeszcze wczesnej pogody teren wydawał się być pogrążony w nocy. Było jasno jak podczas burzowego wieczoru.
Castiel był cały czas czujny. Czekał. Czuł, że jest blisko. Zapach archanioła wypełniał cały budynek, a Cas zastanawiał się ile będzie musiał jeszcze oczekiwać.
Wiedział co go czeka w niebie…”Resocjalizacja”:...
Ostatnia nadzieje na spotkanie przyjaciela zniknęła, kiedy z cienia wyszedł czarnoskóry mężczyzna w garniturze.
Nagle wokół Castiela zapłonął ogień. Był w pułapce, ale mimo to nie dał po sobie poznać, że się boi. Nie miał zamiaru się ugiąć.
Przeszywali się wzrokiem nawzajem. 

-Castiel…

-Rafał…

-Mam dla ciebie rozkazy.

-W dupie mam twoje rozkazy.

-Wolisz być dziwką tamtego czegoś, zamiast szanowanym żołnierzem Pana?

-Boli cię, że jest lepszym dowódcą od ciebie.

-To nie ma znaczenia. Twoim rozkazem wobec Nieba jest zabicie Winchestera.

-Powtórzę po raz drugi. Pocałuj mnie w dupe.

-To tylko człowiek. Zabijesz go, a ja ci naprawię do końca skrzydło i wrócisz do domu.

-Nie zabije Deana.

-Anioły coś mi podszepnęły. Nie myślałem, że byłbyś takim idiotą, ale jednak. Jak mogłeś poczuć coś do tej małpy. Jesteś hańbą naszego gatunku.

-Nie zesraj się. Zabij mnie już, a nie pierdolisz głupoty.

-Aleś ty odważny. Nie zabiję cię. Sprawie, że nie będziesz umiał spojrzeć w lustro.

-Co masz na...nie!

Rafał stanął bliżej i wystawił dłoń w jego stronę. Zaczął szeptać coś po łacinie.

Castiel przeżył wiele. Walczył na różnych frontach z demonami i innymi diabłami.
Raz dzięki jego osiągnięciom na polu walki dostał jeden oddział pod swoje rozkazy.
Wszystko szło świetnie, ale pod koniec napadła ich kolejna zgraja piekielnych ścierw.
Cas jako dowódca musiał zrobić wszystko, aby jego podwładni, a zarazem rodzeństwo uszło z tego żywa.
Większość udało się jako tako ocalić, dając im czas na ucieczkę. Jednak demony wtedy podchwyciły Castiela i torturowały przez miesiące. On się nie zająknął. Nie płakał, nie krzyczał.
Bolało i to potwornie. Jednak od zaciskał zęby, by nie dać się im złamać.
Z pomocą przyszedł mu Gabriel…

To było jedno z najgorszych przeżyć. Jednak nie równało się z tym co nastąpiło teraz.

Rafał zmusił go do zmaterializowania skrzydeł, co w samo w sobie było bardzo bolesne, zwłaszcza że jedno skrzydło dalej było nie do końca sprawne.

-Wiesz co zaraz nastąpi.

Cas zacisnął usta w cienką linię. Serce obijało mu się o żebra. Dobrze wiedział co zaraz się zacznie. Jednak jego nieustępliwość nie mogła pozwolić mu na błaganie o łaskę.
Pod następnym ruchem Archanioła Castiel upadł na kolana.
Ogień zgasł, ale on i tak nie mógł się ruszyć.

-Ostatnia szansa.

-Pieprz się.

Rafał strzelił mu z pięści w twarz po czym stanął za nim. Chwycił za czarne pióra Castiela i rozłożył mu skrzydła, co poskutkowało głośnym, ale stłumionym krzykiem anioła. Jego oczy delikatnie się zaszkliły.
Dalej...Cas nie był w stanie powstrzymywać łez i wrzasku bólu jaki teraz zadawał mu archanioł.
Rafał trzaskał srebrnym biczem po nich. Robił to powoli, ale z ogromną siłą.
Wiele piór wzniosło się w powietrze wraz z rozpaczaniem Casa. 
Castiel nie miał siły się ruszyć. Nigdy nie płakał, nigdy nie krzyczał z bólu.
Teraz nie był w stanie tego powstrzymać. Czasami dławił się łzami, a na oczy nic nie widział.
Czuł zapach krwii.

-AAAAHHRR!!

Wrzaski roznosiły się po całym budynku. Mieszały się z łkaniem i zapachem śmierci oraz bólu.

Kiedy Dean podjechał pod fabrykę było już ciemno. Już stojąc pod nią słyszał wrzaski.
Musiał znaleźć się tam jak najszybciej.

Biegł za odgłosami tortur. Dotarłszy do źródła wrzasku zatrzymał się. Patrzył na Casa leżącego na kolanach, podpierającego się na łokciach. Trzęsącego się i zapłakanego. Nad nim stał Rafał i wymierzał mu cios za ciosem. 
Jeszcze nie widział nikogo w takiej agonii. 
Dean poprawił ostrze w dłoni i pewnym krokiem zszedł archanioła od tyłu.
Nie zawahał się ani na chwilę. Wbił mu ostrze w środek pleców, a potem przekręcił sztylet.
Rafał nie wydał z siebie dźwięku. Jego oczy i jama ustna wypełniły się światłem. Potem padł, a na ziemi obok jego ciała pojawił się ślad spalonych skrzydeł.

Anioł dla Ciebie [DESTIEL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz