3

346 30 2
                                    

Wszyscy patrzyli na gościa podającego się za anioła z wielkim What The Hell na twarzach.
Jeszcze to, że szukał Deana dodatkowo wciągnęło ich w osłupienie.

-Chyba się nie dogadamy.

Mruknął nisko Castiel i spróbował wstać. Jednak koszmarny ból prawej łopatki go powstrzymał.

-Szukasz “tego” Deana Winchestera?

Zapytał Sam, dalej będąc w szoku.

-Jeśli podkreślając słowo “tego” chodzi ci o tego co był w piekle. To tak. Ja go stamtąd wyciągnąłem.

-Dlaczego akurat jego? i po co go teraz szukasz?

Zapytał zmieszany Dean.

-Nie z wami jestem upoważniony rozmawiać na temat moich rozkazów.

-Ja jestem Dean. Dean Winchester.

-Ty? 

-Skoro byłeś po mnie w piekle to czemu nie wiesz jak wyglądam?

-Nie...nie patrzyłem. Z resztą ty nawet nie wiedziałeś, że to byłem ja.

Mówił spokojnie anioł.

-Okej. Porozmawiamy na zewnątrz?

Zapytał zielonooki.

-Daj mi coś, żebym mógł się podeprzeć.

Bobby przewrócił oczami. Zaczął grzebać w swoich gratach i po chwili rzucił w ich stronę jakąś stara laskę. Castiel z trudem się podniósł, ale szedł dziarsko jak na wojnie. Jak przyszło na dobrego żołnierza.
Wyszli z budynku i zaczęli przechadzać się między gruchotami.

-A więc Castiel? Co cię sprowadza na ziemię i do mnie?

-Rozkazy. Chcieli, abym zszedł z nieba dla ciebie i wykonywał twoje rozkazy.

-No nieźle. Niebo zsyła mi anioła niezdarę do pomocy. Jak to możliwe, że złamałeś skrzydło. Miałeś zejść na ziemię, a nie spadać z chmurki. Muszą cię tam nie lubić.

-Nie spadłem z chmurki. Z nieba nie da się tak o spaść. Poza tym ten upadek nie złamał mi skrzydła. Z resztą niedługo się zregeneruje.

-Nie mogę się doczekać, kiedy opowiesz mi historię złamanego skrzydła.

-I się nie doczekasz.

-Aleś ty nie miły. Nie lubicie ludzi co? Co takiego przeskrobałeś, że kazali ci mnie słuchać?

Zaśmiał się kpiąco Dean.

-Niczego nie przeskrobałem.

-A jeśli każę ci odpowiedzieć to to zrobisz?

-Rozkaz to rozkaz. Jesteśmy tak samo wychowani Dean.

Niski, tajemniczy, wręcz gardłowy i ochrypły ton anioła powodował u niego dreszcze.

-Dobrze. Od początku. Dlaczego chcą, żebyś był na moje rozkazy.

-Nie tylko ja dostałem podobne rozkazy. Jeden z dzieciaków Azazela wypuścił tyle demonów, że sami łowcy nie poradzą sobie. w każdej grupie ma być przynajmniej jeden anioł. Ciekawe jak długo to potrwa…

-Co masz na myśli?

-Dużo się nie pomyliłeś mówiąc, że anioły was nie lubią. 

-I co? Jak stracą cierpliwość to zaczną zabijać?

-Nieuniknione. Te wyższej rangi ledwo zniosły pierwsze rozkazy jakie dostaliśmy. Według nich to wy powinniście się nam kłaniać, a nie my wam. Dla większości taki rozkaz jest jak kara.

-A ty?

-A ja powinienem trzymać język za zębami.

-Czyli mogę się spodziewać, że stracisz cierpliwość i nas zabijasz?

-Mój problem jest w tym, że nawet jak stracę cierpliwość to was nie zabiję. Nie potrafię. Myślisz, że dlaczego nie wiedziałem jak wyglądasz. Nie umiem patrzeć na dusze torturowane w piekle.

-Dobra. Kiedy mogę się spodziewać ciebie gotowego do roboty?

-Będę chodził bez laski za jakąś godzinę.

-Właśnie. Dlaczego masz problemy z chodzeniem? To tylko skrzydło.

-Skrzydła mają różne zastosowania. Są ośrodkiem równowagi. Są stabilizatorem siły i mocy. Bez nich posługiwanie się nimi byłoby trudniejsze i męczące. No i są nietykalne. Żaden anioł nie daje ich nawet drugiemu dotknąć. To zbyt intymne i wrażliwe, a przy tym mocne.

-Ciężko dotknąć coś, co jest cieniem.

-Można je zmaterializować, albo zmusić do materializacji. Nie pytaj jak, nie chce na to odpowiadać. 

-Okej. Zapowiada się wesoło. Muszę coś sprawdzić.

-Co?

Dean uśmiechnął się szeroko.

-Zrób pirułeta.

-Jestem żołnierze, a nie błaznem.

-To rozkaz.

Castiel przewrócił oczami i wykonał rozkaz.

-Zajebiście.

Winchestera rozbawiła obecna sytuacja. Najpierw wyciągają go z piekła, a potem zsyłają własnego aniołka na posyłki. Nie wiedział czym tam na górze zawinił ich ten Castiel, ale ta znajomość już mu się podobała.
Doszli z powrotem do mieszkania, gdzie czekali na nich Sam i Dean.

-Panowie. Boska wdzięczność za ratowanie świata zesłała nam, a raczej mi Anioła.

Sam już chciał coś powiedzieć, ale Dean był szybszy.

-Jest na moje rozkazy. Będzie z nami sprzątał ten burdel.

-Dostałeś anielską dziwkę?

Zapytał Bobby.

-Nie jestem dziwką, tylko żołnierzem. 

Wtrącił Castiel. Po godzinie faktycznie mógł już normalnie chodzić. Łopatka nadal go bolała, ale nie aż tak, żeby to miało w czymś przeszkadzać.
Stał wyprostowany w kącie i nie odzywał się nieproszony. Patrzył na wszystkich czujnym wzrokiem. Zawsze był posłuszny i teraz też był.
Miał być dobrym i profesjonalnym żołnierzem. Z trudem powstrzymywał delikatny uśmiech, który pragnął wręcz pojawić się na jego ustach.
Zawsze chciał pracować blisko ludzi. Nikomu nie mógł o tym powiedzieć. Wczoraj tylko potwierdziło się to, że musi swoje zdanie trzymać w tajemnicy. 
Nie chciał zawieść archaniołów, ojca, ani tego człowieka po którego zszedł do piekieł.
Zszedł on, bo sam się zgłosił, czym zaskoczył wszystkich braci i siostry.

Castiel walczył w wielu bitwach. Był świadkiem wielu katastrof.
Widział, rzeczy tak straszne, że nie jeden by po nich zwariował...a serce chwycił go dopiero widok katowanej duszy w piekle. Zobaczył taki widok pierwszy raz i starał się unikać takich zadań jak się tylko dało.

Dusze rzadko wyciąga się z piekła. Jeśli już to tylko wtedy, kiedy jest na nią większy plan, albo są z nią związane rozkazy.
Castielowi obiło się już o uszy nazwisko Deana. 
Sprawa Johna..gościa który był w piekle, a po tym jak się uwolnił dostał przepustkę na łąki pana była dosyć głośna.
Cas jeszcze nie wiedział, że ten rozkaz od początku miał dotyczyć jego. Miał być czymś szczególnym...dla nich obu.


 

Anioł dla Ciebie [DESTIEL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz