10

328 28 4
                                    

Poranek zaszczycił ich ciepłym słońcem, którego promienie postanowiło obudzić ich delikatnym muskaniem po powiekach.
Dean czuł przyjemny, ciepły ciężar na swojej klatce piersiowej.
Pamiętał wszystko co stało się poprzedniego wieczora. Sam się sobie dziwił za coś takiego, że tego chciał i cieszyło go to. A jeszcze bardziej cieszyło go, że to nie sen i ten sam cudowny anioł leżał u jego boku.
Leżał na nim, a jego plecy były do połowy zakryte pościelą.
Widział na nich blizny, ale tylko w obrębie łopatek.  Wiedział, że czeka ich jeszcze niejedna niewygodna rozmowa.
Rozumie, że dla Casa skrzydła to coś o niezliczonej cenności. Mają wartość sakralną, wręcz nietykalną. Nie umiał sobie wyobrazić jaki ból odczuwał anioł.
Rozmyślanie przerwał mu nieznaczny ruch Castiela.

-Hej Cassie.

Powiedział przejeżdżając palcami po plecach anioła.

-Dean?

Zielonooki złączył delikatnie ich usta jeszcze na chwilkę. Castiel odwzajemnił pocałunek.

-Jak się czujesz?

-Trochę bolą mnie dolne partie ciała i plecy, ale..

-Psychicznie aniołku.

-Nie jestem już aniołem.

-Nie tym samym. Lepszym, wolnym i moim..znaczy jeśli chcesz..

-Ja jestem twoim aniołem, ale dlaczego mnie chcesz?

-Czy tylko mi to przypomina scenę z ckliwego romansidła? Bo cie kocham.

-ja…

-Wiem. Nie wiesz co to miłość, ale wiem że czujesz ją. Do mnie. Zrozumiesz z czasem.

Cas poczuł nagłą potrzebę pocałowania Deana i to zrobił z cichym westchnieniem.
Po kilku minutach wspólnego leżenia w swoich objęciach postanowili wstać.
Castielowi  pojawiły się ponownie rumieńce, kiedy Winchester tak o, ubierał się przed nim.

-Ładnie ci z malinkami.

-Czym?

-Zerknij do lustra.

Anioł posłusznie oparł się o umywalkę i zaczął oglądać swoją klatkę piersiową.
Była cała w różowych śladach. Dean stanął za swoim aniołkiem i ucałował go w kark.
Dłońmi przejechał po ozdobionej klatce piersiowej czym sprawił, że Cassie oparł się o niego i czuł się bardzo dobrze.
Przy zielonookim łowcy był bezpieczny, szczęśliwy, nie pamiętał o zbezczeszczonych skrzydłach.

-Ubieraj się. Zjemy śniadanie w zajeździe i jedziemy prosto do Bobbiego. Trzeba zacząć trasę i ostrzec łowców o mordujących aniołach.

Cas skinął głową i ubrał się do końca.
Po kilkunastu minutach wymeldowali się z motelu i ruszyli w drogę.

Niezręczna cisza nie pojawiała się całą drogę. Rozmawiali, Dean rzucał nie śmiesznymi żartami, które szczerze rozbawiały anioła.
Trochę żałosne, ale czy nie tak wygląda zakochanie?
Czy nie śmiejemy się żarcików osoby, do której coś czujemy..nawet jeśli te żarciki większości nie śmieszą?
Czy nie cieszymy się każdą wspólną chwilą?
Nie kłócimy się, aby potem się pogodzić i śmiać z byle czego?
Nie czujemy miłego ciepła, gdzieś w środku?
Nie umiemy pozwolić tamtej osobie odejść i robimy wszystko, aby została z nami?
Staramy się jej pomóc za wszelką cenę, kiedy w jej życiu dzieje się coś złego?

Tak zachowują się oni. Powoli zdają sobie z tego sprawę. 
Mają przed sobą jeszcze wiele do przejścia i mimo przeciwności zawszę sobie poradzą.
Nawet jesli to znaczy, że muszą na to znaleźć inny sposób.
Nie można chodzić na skróty, ale można i powinno się znaleźć inną drogę.
Ich właściwą drogą jest ta ich wspólna.
Dopóki niej będą się trzymać, nie zbłądzą i wygrają.

Anioł dla Ciebie [DESTIEL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz