6

303 24 1
                                    

Z dwie godziny później w motelu siedzieli oboje i popijali browary.

-Dobrze ci szło udawanie gościa z kijem w dupie.

-Dzięki, wiekowe doświadczenie.

[...]

-Ale, że tak wogóle wogóle nic?

-Wiesz nie często używamy ludzkiej formy, a nasza się nie nadaje do…

-Coś ty taki czerwony Aniołku? Wszystkie anioły to cnotki?

-A czy wszystkie demony to dziwki?

-Jesteś uroczy jak się rumienisz.

-A ty jak próbujesz udawać, że jesteś trzeźwy.

-Byłoby sprawiedliwie jakbyś miał swój anielski alkohol. Powiedz mi cnotliwy aniołku, a nie próbowałeś kiedyś?

-Nie zaufałem nikomu na tyle, aby dać się dotknąć. Jak to mówisz “cnotliwe aniołki” nie grzeszą.

-Gniewacie się, jesteście zazdrosne..to są grzechy.

Powiedział udawanym poważnym tonem Dean.

-No widzisz, oprócz wiecznej czystości i mocy nie różnimy się ani trochę. Wszyscy boimy się uczuć, a zwłaszcza wtedy, gdy ich nie rozumiemy.

-Jesteś za mało pijany.

-Jestem za bardzo trzeźwy, a i tak będę żałował, że zgodziłam się na tą twoją wolność słowa.

-Możemy porobić jeszcze wiele rzeczy, których możesz żałować.

Dean poruszył sugestywnie brwiami, a Cas spalił jeszcze mocniejszego rumieńca.
Legnęli plecami na łóżku obok siebie.
Po chwili Winchester już spał, a Castiel mu się przyglądał.
Postanowił zaryzykować. Zamknął oczy i oczekiwał na sen, który po kilku minutach przyszedł.

Zielonooki siedział nad stawem i łowił ryby. To całkiem przyjemny sen i taki spokojny.
Nieoczekiwanie usłyszał kroki.

-Cas pogadamy jak wstanę. Nie uważasz, że sny to dość prywatna strefa?

-Nie jestem Castiel. Słyszałem o czym rozmawialiście. Muszę z nim pomówić, dla jego bezpieczeństwa oczywiście. Powiedz mu, żeby wpadł do tamtej fabryki.

-Skąd mam wiedzieć, że to ty mu nie zagrażasz?

-Jedyną osobą, która mu zagraża to ty i twój wpływ na niego. Przekaż mu, że ma tam być późnym popołudniem. Inaczej sam po niego przyjdę, ale nie będzie to wtedy miła rozmowa.

I zniknął.

W tym samym czasie Cas też śnił. Był w ogrodzie. Bardzo dobrze mu znanym ogrodzie. Widział rodzeństwo za czasów zanim powstali ludzie.
Było tak miło, nikt nie musiał być poważny. Jedyne czego dzieci chciały to usłyszeć ojca.
Kiedyś było na odwrót. Kiedyś to ich naturalne formy były rzadziej używane. Te “ludzkie” były prezentem od ojca i każdy z nich korzystał.
Dopiero po stworzeniu ziemi i ludzkości to się zmieniło. Nastał czas zazdrości i nikt nie chciał być porównany do człowieka.

Po kilku krokach znalazł się nad morzem. Piękny zachód słońca ogrzewał jego policzka i nagle zobaczył sylwetkę.
Męską, wyższą od niego. Stała przed nim.

I na tym koniec, bo prawdziwe promienie słoneczne zaczęły drażnić. 
Otworzył oczy i zauważył, że Winchester też się już obudził.

-Spałeś.

-Spałem.

-I..

-I co?

-I jak się spało?

-O dziwo..spokojnie.

-Świetnie. Idziemy na śniadanie.

Wyszli z pokoju i udali się do najbliższej knajpki. Tam zasiedli przy oknie, które było ozdobione złotą zasłoną w kratkę. Po kilku minutach kelnerka przyniosła im jajka na bekonie.

-Śniło ci się coś?

-Tak. Piękne czasy. Nie wiem jak to możliwe, że pierwszy raz od wieków nie są to obrazy z piekieł.

-Jakie czasy?

-Bardzo dawne. Jeszcze sprzed stworzenia pierwszych ludzi. to były cudowne czasy, ale nie wróciłbym do nich. 

-Dlaczego?

-Bo te teraz nie są idealne. Są takie naturalne. Dzieją się dobre i złe rzeczy. Nie jest nudno i tak na prawdę samotnie. Kiedyś było idealnie..na pierwszy rzut oka. 
Nie zamieniłbym tego co dzieję się teraz na nic innego.

-Gadasz jak jakiś dziadek.

Na słowa zielonookiego Cas się zaśmiał.

-A tobie co się śniło?

-Byłem na rybach..i wpadł taki jeden dupek. Chcę z tobą gadać. W tej fabryce.

-Kto?

-Nie przedstawił się. Gadał coś o twoim bezpieczeństwie.

-Może to Gabriel, ale czemu nie skontaktował się ze mną?

-Może dlatego, że zazwyczaj nie śpisz. Mógł nie wiedzieć, że tym razem..

-Mamy jeszcze inne sposoby komunikacji. Kiedy?

-Późnym popołudniem.

-To jeszcze sporo czasu…..Wszystko okej Dean?

Castiel od razu zauważył, że mimo iż uśmiech nie schodzi chłopakowi z ust, to jednak coś go ryzie.

-Tak...Myślisz, że będzie chciał abyś wrócił do nieba?

-Nieuniknione.

-Wrócisz?

-Hmm...Nie...nieuniknione.

-Szkoda. dobrze się z tobą pracuje i ogólnie...jesteś jedynym aniołem nie dupkiem.
Tamte dwa to cholerne skurczybyki.

-Nie tylko tamte dwa...Zobaczę co da się zrobić. Demonów jest jeszcze mnóstwo na ziemi.

Ta rozmowa przybiła ich obu. Postanowili na wszelki wypadek spędzić ten dzień jakby był ostatnim.
Nie polowali dziś na nic. Dean zabrał go klubu nocnego. Castiel był nad wyraz zażenowany. 
Ładne kobiety go nie interesowały w tym momencie. Wolałby iść do zwykłego baru i zjeść burgera.

-Dawaj Cas. Więcej możesz nie mieć okazji.

-Podziękuję. Może pójdziemy na burgera. Zasmakowałem w nich. Na nie też mogę nie mieć okazji.

-Spoko. Chodźmy cnotko.

Dean zaśmiał się i pojechali do tego baru. Zamówili sobie posiłek i po prostu jedli.

-To niezła ostatnia wieczerza.

-Smaczniejsza od tej biblijnej. Przynajmniej to nie suchy chleb i winiacz.

-Zaraz trzeba będzie się zbierać.

-Pójdę sam. Jeśli to Rafał to lepiej, żebyś został w motelu.

-W takim razie. Cieszę się, że mogliśmy razem pracować.

-Ja...to była świetna współpraca, ale obecna sytuacja mnie nie cieszy…

-Mnie też nie. Uważaj na siebie.

-Dzięki Dean...do zobaczenia.

I zniknął. co oni do cholery mają z tym znikaniem. Jeśli ktoś pomyślał, że Dean to tak zostawił to jest debilem.
Jasne, że wszedł do auta i pojechał do tej fabryki. Nie wyobrażał sobie życia bez tego anioła. Znali się tylko dwa miesiące, ale tyle wystarczyło.
Winchester nigdy nie czuł czegoś takiego do nikogo. Pragnął to zatrzymać. Znaleźć inne wyjście. To nie było pewne, czy Castiel wróci dziś do nieba, ale wszystko na to wskazuje.
Dean tego nie chce i wie, że Cas też. 

 

Anioł dla Ciebie [DESTIEL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz