Rozdział III

1K 60 11
                                    

Pięść czarnowłosego z impetem wylądowała na ścianie w korytarzu. Fala złości i bezsilności zalała go bez reszty. Jak tylko usłyszał słowa czarownika to natychmiast opuścił pomieszczenie, w którym znajdowali się jego przyjaciele. Nie mógł uwierzyć, że Clave tak potraktowało jasnowłosą. Ściskając drugą dłoń, oparł się czołem o mur i tym razem uderzył w niego z otwartej ręki. Po czym zrobił to po raz kolejny. I powtarzał owy czyn do momentu gdy już poczuł zbierające się łzy pod powiekami. Nie chcąc ich wypuścić, oparł czoło o ścianę i przełknął gęstą ślinę. Zaklął pod nosem po chwili i odepchnął się od muru. Ruszył w stronę biura Lydii, z nadzieją, że się czegoś dowie. Nie mógł tak bezczynnie przysłuchiwać się domysłom jego towarzyszy, on chciał działać natychmiast, by móc mieć blondynkę jak najszybciej przy sobie. Bezpieczną. 

Złapał się w myślach, że już od dawna przestał uznawać Beth za równo za wroga jak i za przyjaciela. Od dawna była dla niego kimś więcej. I choć nie chciał się do tego przyznać to nie mógł zaprzeczyć swoim gestom i myślom. Westchnął ociężale i uniósł dłoń zaciśniętą delikatnie w pięść, by zapukać w drzwi. Zmarszczył jednak tylko brwi, gdy zauważył, że te są szeroko otwarte. Czujnym krokiem wszedł do pomieszczenia, bacznie rozglądając się dookoła, jakby szukał kogoś wrogiego. Jego wzrok krążył raz po raz po biurze i dopiero po chwili zauważył blond pukiel włosów Lydii wystający spod biurka. Widząc to, natychmiast doskoczył do niej.

-Lydia!-uniósł głos i sprawdził gorączkowo puls. Westchnął z ulgą, gdy ten okazał się być wyczuwalny. Szybkim ruchem wyciągnął stelę z kieszeni i przejechał po runie Branwell, by ta choć trochę odzyskała przytomność. Lydia po chwili uniosła leniwie powieki i delikatnie się poruszyła. 

- Nic Ci nie będzie.- zapewnił czarnowłosy wciąż kucając przy niej.

- Hodge...- wydukała słabo, na co Alec zmarszczył brwi.

W tym samym momencie tajemnicza postać znad jeziora również zmarszczyła brwi, gdy powtarzając to samo polecenie, jasnowłosa nie reagowała. 

- Ruszamy. Za mną.-powiedział gardłowym głosem. Jednak nie uzyskał żadnej reakcji ze strony Beth. Jej czarne oczy nie wyrażały żadnych emocji. Przekręciła tylko obojętnie głowę w stronę mężczyzny i wciąż nie ruszyła się z miejsca. - Powiedziałem za mną! - ryknął władczym tonem. 

Tym razem blada Lynn postawiła krok do przodu i z otępiałym wyrazem twarzy ruszyła za postacią przed nią. Mężczyzna usatysfakcjonowany uśmiechnął się i szedł w tylko sobie znanym kierunku. Zmierzali ku gęstemu lasu w Idrisie, w którym już czekało kolejne zadanie dla Annabeth. Bowiem mężczyzna musiał mieć pewność, że ten pobieżny sprzeciw jest ostatnim wygasającym wraz z duszą prawdziwej Lynn. Na samą tą myśl uśmiechnął się kąśliwie, nie przerywając marszu ku kolejnemu kroku do spełnienia przeznaczenia. 

W Instytucie natomiast wrzało od nowych informacji. Młodzi łowcy próbowali odnaleźć sposób by obudzić matkę Clary, już nawet ruszyli pierwszym tropem. Sprawa Annabeth także budziła sprzeczne uczucia wśród pozostałych, zwłaszcza że jej wyrok zapadł już oficjalnie. Kwestia Hodge'a również stała się wielką niewiadomą na tej pochyłej losu Świata Cienie, było grono osób, którzy nawet nie dopuszczali do siebie myśli, że ten człowiek mógłby zaatakować ambasadorkę Rady. 

- Co z Lydią?-zwróciła się Clary do czarnowłosego, gdy ten przekroczył pomieszczenie z panelem dowodzenia. 

-Lepiej. - zbliżył się do towarzyszy.- Magnus robi wszystko, by jej pomóc, ale nieźle oberwała. Kielich z całą pewnością znikł.

- Więc to Hodge.- odparł zdecydowanie Jace.

-Może też został zaatakowany?- podsunęła Isabelle, szukając nagrania z kamery. Wyświetliła mało klatkowy film, cofnęła go do momentu aż było widać jak Lydia obrywa od napastnika.

Angelic Destiny | Alec Lightwood [2]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz