Rozdział VII

825 61 22
                                    

- To wszystkie rzeczy Camille? - zapytała Isabelle, wskazując na przedmioty na stole. Była z wampirem w piwnicy. 

- Wszystkie jakie znalazłem. - odparł zamyślony Raphael. - Ale ma kryjówki w całym mieście. 

- Interesujące. - powiedziała intrygująco czarnulka podnosząc świecznik i przyglądając mu się z każdej strony. 

- Myślałem, że szukacie Księgi zaklęć.- podjął chytrze wampir. 

- Bo szukamy. - odparła Isabelle i odłożyła antyczny przedmiot ma miejsce. 

- My?- Santiago niebezpiecznie zbliżył się do czarnowłosej. - Gdzie są twoi przyjaciele? - zapytał obnażając kły. 

Isabelle wstrzymała oddech i spojrzała litościwie na wampira, modląc się w duchu o powodzenie Simona i Clary w ich szalonym pomyśle.

Bowiem Simon ruszył w tym czasie do więzienia, pchając trumnę, w której schowała się rudowłosa. 

- Nikt mi nie wspominał o nowym więźniu. - odezwał się Stan, wampir, który teraz stał na służbie azylu krwiopijców. 

- Ponieważ nie jesteś doradcą tymczasowego prezesa. - Simon próbował się wysilić na swobodny i opanowany ton, ale nerwy nim targały. - możesz to przedyskutować z Raphaelem ale nie radziłbym. Słyszałeś co spotkało gości, który kwestionował jego decyzje. - odparł pewniejszy siebie. 

- Nie ruszaj się stąd. - warknął tylko i odszedł. Simon odprowadził go wzrokiem i upewniwszy się, że jest wystarczająco daleko, zignorował jego polecenie i pchnął trumnę w kierunku celi Camille. 

Tymczasem Santiago nerwowo przechadzał się po pomieszczeniu. - Naprawdę sądziłaś, że taktyka grania na zwłokę podziała? - zapytał z niedowierzaniem. 

- Nie... ale myślałam, że to poskutkuje. - odparła pewniej i ścisnęła mocniej bicz w dłoniach.

- Typowy Nocny Łowca.. - pokręcił Raphael z politowaniem głową. - Nie doceniacie wampirów. - powiedział i zniknął z piwnicy. 

Isabelle tylko łudziła się, żeby Clary zdążyła. 

Luke wraz z Alec'em przystali na chwilę. 

- Co z Hodgem? - zapytał Luke czarnowłosego. 

- Będzie żył. Bardziej martwię się zachowaniem Jace'a. Valentine namieszał mu w głowie. - odparł zamartwiony. 

Przywódca stada widział troskę i nerwy wymalowane na twarzy młodego łowcy. - Chodzi Ci o Renwick? 

- Tak. Ostatnio dużo przeszedł. - odparł z westchnięciem. - z resztą jak my wszyscy. Sprawa Beth wciąż pozostaje otwarta a my nic nie wiemy. Clave milczy jak zaklęte. 

Luke posłał mu współczujące spojrzenie i położył swoją szeroką rękę na ramieniu łowcy. Już miał coś powiedzieć ale zamilkł w pół słowie, gdy ujrzał, że za plecami Alec'a nikogo nie ma. 

- Gdzie oni są? - zapytał alfa. Alec zmarszczył brwi. 

- Co masz namyśli? - też zapytał i podążył wzrokiem za wilkołakiem. Jace'a i Hodge'a nie było pod ścianą. - Cholera. - zaklął. 

Po chwili wyciągnął z kieszeni telefon i wystukał na wyświetlaczu numer swojego Parabatai. Po kilku sygnałach usłyszał dźwięk, sugerujący brak odpowiedzi. Alec zaklął siarczyście na swojego przyjaciela i ponownie wybrał jego numer. Tym razem odebrał. 

- Co ty do cholery wyprawiasz? I gdzie ty jesteś? - zapytał bez zbędnego powitania czy jakiegokolwiek wstępu. Był cały rozwścieczony. 

- Idę po Valentine. Pomóż Clary. - powiedział po drugiej stronie Jace. 

Angelic Destiny | Alec Lightwood [2]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz