Rozdział V

712 46 5
                                    

Jace Wayland, miał prawdziwy zamęt w umyśle. Miał wrażenie, że nie wie kim jest. Nie wiedział które nazwisko do niego powinno przylec. Słowa, które usłyszał od Valentine'a kompletnie zachwiały jego światopogląd. W jego głowie wciąż tłukły się słowa jego domniemanego ojca - Nie tylko ty jesteś moim osiągnięciem. Twoja siostra również. Strzeż się, bowiem wrócę po me dokonania...

Blondwłosy westchnął ociężale i zamknął ze zgrzytem szkatułkę, po którą Clary była wraz z Alec'em i Beth. 

- Jak mogłem o tym nie wiedzieć? - zapytał gorzko. Rudowłosa posłała mu współczujące spojrzenie i zbliżyła się do niego. 

- Spędziłam całe życie, nie wiedząc kim tak naprawdę jestem. - powiedziała powoli. - ale wiem na pewno, że nie jesteś złym człowiekiem. Nie jesteś jak Valentine. 

- Powinienem był go zabić. - powiedział cicho z wyrzutem. - nie mogę pozbyć się uczucia, że jednak miał rację. 

- Valentine jest również moim ojcem. - podjęła rudowłosa. - Jesteśmy tacy sami. - stała z miejsca i posłała bratu przeszywające spojrzenie. 

Blondyn na wydźwięk jej słów cały się spiął a w jego głowie wciąż huczał głos Valentina. Zacisnął pięści i pokręcił przecząco głową. - Nie. Nie jesteśmy, Clary. - odparł twardo. Fray zmarszczyła brwi. - Ciebie wychowała Jocelyn, natomiast mnie Valentine. - podniósł nerwowo głos. - I nie zmieni tego para dziecięcych butów. - sarknął ściskając mocno szkatułkę. 

- Przestań!- warknęła głośno na niego Clary i sprawnym ruchem zabrała z jego dłoni drewniane pudełeczko. - nic nie mogę  powiedzieć o naszej przeszłości, ale nasza mama już tak. Już prawie ją wybudziliśmy. - ściszyła głos i łagodniej ścisnęła szkatułkę. - jeśli chcesz odpowiedzi tak bardzo jak ja to musimy wrócić do Hotelu DuMort i porozmawiać z Camille. 

- Clary.. - westchnął ciężko. - nie zrobię tego tylko dlatego, żeby poznać przeszłość. W prawdzie nic jej nie zmieni. Ale pójdę tam by uratować naszą przyszłość. Pójdę tam dla Beth. - powiedział na jednym wydechu. - I znajdę ją dla Alec'a. I dla nas wszystkich. 

Rudowłosa wypuściła z świstem powietrze z płuc. Dotarło do niej jak bardzo egoistycznie podeszła do wyprawy po Białą Księgę. Zaklęła w duchu swoje poczynania i posłała przepraszające spojrzenie Jace'owi. 

- Rozumiem. - powiedziała tylko. 

- Dobrze, więc gdzie jest Simon? - zapytał szybko, jakby chciał zapomnieć słowa, które przed chwilą padły pomiędzy nimi. 

W tym czasie Alec już był w zbrojowni. Po wyjściu z gabinetu jego kroki od razu poniosły go do tego miejsca. Po mimo, że chciał działać natychmiast to wiedział, że nie może sam od tak wparować do dziupli wampirów. Próbując uspokoić targające nim emocje zaczął ostrzyć po kolei groty swoich strzał. Trzymał już kolejną w dłoni gdy zauważył zbiorowisko przy panelu. Jednak zignorował je, wiedział, że owa niespodziewana misja jego nie dotyczy. Nawet nie chciał w niej brać udziału, bowiem zależało mu w tamtej chwili na zupełnie czymś innym, a raczej na kimś innym. Westchnął ciężko i rzucił ze złością strzałę, którą trzymał w dłoni i ruszył do stołu. 

Zmarszczył brwi, gdy zobaczył jak Jace wraz z Clary ostro gestykulowali. Podejrzewał, że się kłócił, gdyż tembr ich krzyku zaczął się nieść po całym holu. 

- Nic nie rozumiesz Clary. To wszystko moja wina, bo go nie powstrzymałem! - warknął na nią i odszedł. 

- Jace! - zawołała za nim rudowłosa i przygryzła wargę, wciąż stając w miejscu. Alec powstrzymał rudą karcącym spojrzeniem i ruszył za swoim Parabatai. 

Dogonił go przed samym wyjściem. Złapał go za ramię. - Jace, co się dzieje? - zapytał z troską czarnowłosy. Jace zmarszczył brwi i wyrwał się delikatnie z uścisku przyjaciela. Przejechał dłonią po twarzy zrezygnowany i ciężko westchnął. 

- Nic.. - podjął niepewnie. - po prostu ta sprawa cała z Beth, z Valentinem...- zawiesił się i pokręcił głową. 

- Dotknęła każdego z nas, rozumiem. Ale musimy się skupić na wyznaczonych nam zadaniach Jace. - powiedział Alec. 

Wayland ponownie westchnął ciężko i posłał krzywy uśmiech. - Masz rację. To było głupie... - przyznał. 

Alec delikatnie oparł się o ścianę nieprzekonany do za równo słów przyjaciela jak i do swoich. - Jak znajdziemy Hodge'a? - zapytał w końcu. - nie zostawił nic co moglibyśmy wyśledzić. Może poproszę Magnusa o pomoc? 

- Musisz przestać myśleć swoją stelą, Alec. - uśmiechnął się szczerze Jace do towarzysza i wyciągnął telefon. - są łatwiejsze sposoby, żeby go namierzyć. Zadzwonię do Luke'a. Jego stado z chęcią nam pomorze. - powiedział i wykręcił odpowiedni numer. 

Alec pokiwał mu głową z uznaniem i oparł się pewniej o ścianę. 

                                                                           ************* 

Po rozmowie ze przywódcą stada czwórka Nocnych Łowców wraz z Simonem ruszyli do Hotelu DuMort, w który to miało się odbyć się umówione spotkanie z Raphael'em. 

- Jak na Nocnych Łowców to nie wyglądacie jakbyście polowali na demony. - odparł od razu wampir, gdy zaprowadził ich do jednego z wielu przestrzennych pomieszczeń w owym budynku. Łowcy mieli okazję już wcześniej przekonać jak ten hotel potrafi okazać się prawdziwym labiryntem korytarzy - podczas ratowania przyziemnego przyjaciela rudowłosej. 

- Mamy też inne rzeczy do roboty niż zabijanie demonów. - odparła z politowaniem Isabelle. 

Wampir prychnął. - Nie wątpię. Nie widzę nigdzie z wami Annabeth. - przytaknął im. - słuszna decyzja, że nie zabraliście ze sobą tej  Anielskiej dziewczyny, bo wszyscy chcemy wyssać z niej krew. Co do ostatniej kropi. - oblizał wargi. 

Alec słysząc go, natychmiast zacisnął dłonie w pięść i ruszył zły w kierunku Raphel'a  jednak Jace kurczowo ścisnął mu ramię, odpychając go tym samym do tytułu. 

- Musimy porozmawiać z Camille. - odparła bez ogródek Clarissa, widząc do czego wampir zaczął zmierzać. - wiemy, że ją tutaj trzymasz. Namierzyliśmy ją w DuMort. 

Raphael zrobił kwaśną minę i jego pewny siebie grymas znikł z mgnieniem oka. Wydął wargi w niezadowoleniu, - To prawda, ale wydaje mi się teraz lekko skrępowana. Czy mogę wam jakoś pomóc? 

- Dajcie nam chwilę - odparł przepraszająco do towarzyszy Simon i ruszył w kierunku pobratymca. 

- Wiem, że to szaleństwo, ale musimy im pozwolić na rozmowę z Camille. Ona ma księgę, która pozwoli wybudzić nam matkę Clarissy, a ona z kolei pomoże nam powstrzymać Valentina. Bo nie wiem czy wiesz, ale on już może być w posiadaniu Kielicha. Podziemie jest w niebezpieczeństwie. - odparł pewnym głosem Simon, nic nie wspominał o Beth, nie chcąc narażać ich starań na niepowodzenie. 

- Jest zbyt niebezpieczna. Zapomniałeś już, co było ostatnio, kiedy chciałeś z nią prozmawiać?

- Nie może mnie już zabić.

- Tak sobie wmawiaj. Jeśli Valentine ma Kielich to cały Podziemny Świat jest zagrożony, a Camille tylko pogorszy sprawę. 

Simon zacisnął niezadowolony szczękę i posłał wampirowi surowe spojrzenie. 

NOTATKA OD AUTORA

Witam! Rozdziały miały być już dawno ale jakoś brakowało mi weny, a po za tym trochę natłoku się narobiło, bo trzeba uzupełnić notatki do szkoły (xD)

A wy przygotowani do szkoły? Kolejne rozdziały zamieszczę w ten weekend bo wracam do żywych! 

A tymczasem piszcie co sądzicie. Jeśli chcecie to mogę jeszcze dziś wrzucić jeden 🙈

VM

Angelic Destiny | Alec Lightwood [2]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz