Alec rozłoszczony kolejnym nieudanym poszukiwaniem Valentine'a rzucił swój łuk na sam środek stołu, tuż przy panelu treningowym. Nie mógł uwierzyć w to jak Morgenstern potrafi się maskować i ilu udało mu się zdobyć zwolenników, którzy byli gotowi podciąć sobie gardło by tylko go nie wydać. Nie mógł uwierzyć w jego przebiegłość i to jak potrafi się zorganizować. Nie mógł też rozgryźć po co mu do tego wszystkiego Beth. Zacisnął dłonie w pięść na samo wspomnienie jej bladej, wręcz sinej twarzy.
- Musi być sposób, żeby sprowadzić was z powrotem. - wyszeptał do siebie.
***
- Dzieci? - zapytał Jace jakby chciał się upewnić czy dobrze słyszał. Blondyn odwrócił się przodem do Valentine, raz jeszcze zerkając na nieobecną Beth. - O czym ty mówisz?
Jednak jego rozmówca tylko się uśmiechnął szeroko.
- Jak to o czym. - prychnął. - Myślisz, że jesteś jedynym dzieckiem które wychowałem?
Jace wytrzeszczył oczy ze zdziwienia.
- Aż tak wyjątkowy nie jesteś. Spójrz tylko na swoją siostrę. To ja pozbawiłem ją wspomnień z dzieciństwa. A teraz wróciłem po to, co moje. - wskazał palcem na Annabeth, wciąż bladą i jakby bez życia.
- Nie rozumiem. - Jace pokręcił głową.
Valentine głęboko się roześmiał.
- Już Ci prezentuję. - powiedział i gestem naglił jednego ze swoich ludzi by przyprowadził rosłego mężczyznę. Kazał mu uklęknąć. - Annabeth, najdroższa podejdź tutaj. - Blondynka jak na zawołanie postawiła krok ale ręka Jace szybko zagrodziła jej drogę.
- Beth, nie. Valentine co ty kombinujesz? - zapytał wściekły.
- Ooooj przecież mówiłem, że zaraz ci pokażę. Nie przeszkadzaj bo nie lubię się powtarzać. - warknął zirytowany do Jace'a. - Beth nie słuchaj go i podjedź tak jak cię o to prosiłem.
Beth posłusznie ruszyła do mężczyzny, tym samym strącając ramie Jace. Chłopak stał zdezorientowany i raz po raz patrzył na blondynkę z niepokojem.
- A teraz również uklęknij. - zrobiła to. Mężczyzna stanął za nią i złapał gwałtownie za włosy, tak aby wyeksponować jej szyję. Następnie wyjął ostrze a Jace widząc to od razu wyrwał się do przodu, jednak drogę zagrodziło mu dwóch równie potężnych co ten który klęczał na przeciwko Beth. Valentine widząc zamieszanie uśmiechnął się i szybkim ruchem rozciął szyję blondynki. Z rany od razy wyleciała krew, która zaczęła spływać do Kielicha.
- Cudownie... widzisz to? - zwrócił się do Jace'a. Ten zaczął się wyrywać widząc co się dzieje.
- Ty draniu!- warknął tylko.
- Anielska krew dotknięta demoniczną energią. - Valentine ciągnął dalej z zachwytem, kompletnie ignorując szamotaninę i dalsze wyzwiska Jace'a. Pogładził tylko po głowie Beth, gdy jej krew przestała lecieć. Następnie tym samym ostrzem rozciął sobie przedramię, tak by jego krew również skapywała do kielicha. Po czym odszedł od Annabeth i podsunął do ust naczynie mężczyźnie, który nadal posłusznie klęczał. Ten wypił całą zawartość.
- Tak właśnie stworzymy synu całą armię!- powiedział donośnym głosem. - I mając piękną Beth, nie potrzebuję wszystkich darów Anioła, żeby wygrać! - dodał z gromkim śmiechem.
CZYTASZ
Angelic Destiny | Alec Lightwood [2]
FanfictionBOOK TWO OF ANGELIC TRILOGY Annabeth Lynn tym razem musi znieść decyzję Clave, wobec czego zobowiązana jest udać się do stolicy Nocnych Łowców by zapieczętować swój los na ławach rady. Jednak jej przeznaczenie po raz kolejny nie układa się tak jak...