Rozdział II

1K 62 14
                                    

Po twarzach zebranych w jednym pomieszczeniu, malowało się wiele sprzecznych emocji. Począwszy od strachu, zaniepokojenia poprzez złość i zniecierpliwienie, a kończąc na bezsilności oraz troski. 

- Powiesz w końcu Magnusie co się do cholery dzieje? - odparł zły Jace, widząc jak czarownik wciąż pogubiony krąży po pomieszczeniu i co rusz obdarza wszystkich bezsilnym i pełnym żałości spojrzeniu. Bane na słowa tlenionego blondyna przystanął w miejscu i westchną ociężale. 

- Więc.. - podjął, bacznie obserwując twarze zgromadzonych. - Beth nie dotarła do Idrisu.-powiedział na jednym tchu. 

Słowa czarownika wręcz zacisnęły się boleśnie na sercu czarnowłosego łowcy. Rozszerzył oczy w niemym zdziwieniu i przyglądał się postawie Magnusa, jakby chciał się dopatrzeć jakiegokolwiek śladu, który by wskazywał, że czarownik kłamie. Westchnął ciężko i zacisnął dłoń w pięść bo nie ich nie odszukał. Co było równoznaczne z tym, że Bane mówi prawdę.

- Co to znaczy, że nie dotarła? - odparł od razu Jace, krzyżując ramiona. Czarownik ponownie wypuścił powietrze z świstem powietrze z płuc. 

- Wygląda na to, że mój portal musiał podczas podróży ponieść ją w inne miejsce. - powiedział już spokojniej. Wszyscy zmarszczyli brwi. 

- A czy to w ogóle możliwe czarowniku? - zapytała zaintrygowana Lydia. A wszyscy ponownie spojrzeli na Magnusa, chcąc również otrzymać odpowiedź. 

- Tak.- potwierdził. - Ale tylko jeśli Beth miała przy sobie jakiś demoniczny wytwór albo jakiś przedmiot z przeciw zaklęciem.  

Alec pokręcił przygnębiony głową. Przejechał leniwie ręką po twarzy i spojrzał twardo na czarownika. - Wiesz przynajmniej Magnusie jak daleko mogło ją wyrzucić?- zapytał.

- To wszystko zależy od tego, co miała przy sobie i jak wielką czarną magią to wchłonęło.-powiedział również przybity. 

- A próbowaliście ją szukać?-zapytał, wstając na równe nogi. Czarownik przytaknął mu. - I co? 

- Tego jeszcze nie wiem. Clave od razu wysłało mnie tutaj.- powiedział z przykrością. Alec przeklął siarczyście w myślach i zacisnął szczękę. 

- W takim razie, pójdę się dowiedzieć jak stoi sytuacja. - powiedziała Branwell i wyszła z pomieszczenia. Na ten widok jakby Magnus rozluźnił się. Fakt faktem, ale wciąż nie ufał owej ambasadorce, a to co miał zamiar powiedzieć, chciał aby jak węższy okręg osób wiedział o tym. 

- Ale to nie wszystko. - zaczął, gdy drzwi za Lydią zamknęły się hukiem. 

Isabelle posłała mu zdzwione spojrzenie. - Więc mów dalej Magnusie.- odezwała się, uprzedzając brata, który również zaczął chodzić w kółko, podobnie jak kilka chwil temu Magnus. Widziała jak w nim emocje wręcz kipią. Posłała mu współczujące spojrzenie. Od dawna wiedziała, że pomiędzy jej przyjaciółką a bratem wisi uczucie w powietrzu. Ale dopiero teraz to dotarło również do owej dwójki. 

- Clave sądzi, że Beth uciekła celowo.- odparł czarownik. Alec słysząc to, momentalnie stanął mu przed oczami obraz twarzy jasnowłosej chwilę przed jej odejściem. Ona chciała się oddać w szpony Rady. Pokręcił głową, by nie móc dopuścić do siebie myśli, że Beth to zaplanowała. - Rada podejrzewa mnie o pomoc jej w owej ucieczce, ale nie mają na to żadnych dowodów, dlatego też odesłało mnie tutaj..

- By Instytut miał pewność, że tak nie jest. - dokończyła za niego Isabelle. Magnus przytaknął jej. 

Czarownik westchnął ciężko. - A jak myślicie, skąd Annabeth mogła mieć owy przedmiot i co to mogło być? - zapytał na jednym tchu. Wszyscy milczeli, próbując przypomnieć sobie co blondynka mogła mieć przy sobie. - A może wiecie kto mógł jej go dać? Mogła mieć kontakt z kimś z Kręgu? -zapytał z ciężkim sercem. Nie chciał wysuwać żadnych aluzji, ale wiedział, że bez tego nie ruszą dalej. 

Alec słysząc słowa Magnusa cały się spiął. - Próbujesz oskarżyć ją o zdradę?- warknął zły i niebezpiecznie szybko zbliżył się do czarownika. Jace jakby wiedząc, co chce zrobić jego przyjaciel natychmiast zatrzymał go, stając pomiędzy nim a Magnusem. Blondyn posłał mu rozgniewane spojrzenie. - Alec uspokój się. - zacisnął dłoń na ramieniu czarnowłosego. 

- Ja nikogo nie oskarżam, ale robi to w tej chwili Clave. Oddalili sprawę Annabeth. - powiedział powoli, jakby chcąc stonować i sprawić, że kolejna wiadomość będzie mniej bolesna dla przyjaciół jasnowłosej. 

- To chyba dobrze? - zapytała Clary, która dotychczas tylko siedziała i przysłuchiwała się owej wymianie zdań. 

Jednak czarownik pokręcił głową. - Niestety nie. Clave odwołało ją dlatego, że już osądziło bezwzględnie Beth. Z racji, że wcześniej była wraz z Isabelle posądzona o zdradę wewnętrzną, zadecydowali, że jej domniemana ucieczka jest z tym powiązana. Twierdzą nawet, że pracuje dla Valentina... - zatrzymał się, bo kolejne słowa jeszcze ciężej miały przejść mu przez gardło. 

- Co to znaczy? - Clary zmarszczyła brwi. Nie za bardzo rozumiała jeszcze działań organów prowadzących w Świecie Cieni. 

Magnu nabrał głęboko powietrza jakby to miałoby mu pomóc. - Oznacza to, że Clave uznało Beth za wroga publicznego, który według nich zagraża wszystkim nephilm oraz podziemnym ze względu na swoją moc. 

- Cholera..- zaklął Jace. 

- Myślą, że Beth chce pomóc Valentinowi w podbiciu podziemia. Już puścili rozporządzenia wobec niej do wszystkich Porozumień. Wszyscy chcą jej śmierci. A sama rada chce umoczyć ręce w jej krwi. 

W tamtym momencie nie wiedzieli, że śmierć dla Annabeth Lynn byłaby zasłużonym błogosławieństwem. To co zrobiła z niej demoniczna siła była dla niej zwyczajnym przekleństwem. Czuła się więźniem własnego ciała, a głosy odbijające się w jej głowie jeszcze bardziej męczyły jej świadomość. Nie wiedziała dokąd idzie ani jak długo to robi. Ściółka raz po raz uginała się pod ciężarem jej ciała, którego ona zwyczajnie nie czuła. 

Nagle ku jej oczom ukazał się horyzont, który zlewał się z potężnym jeziorem. Gdy jej ciało wyszło z lasu, który wydawał się jej nie mieć końca, ujrzała przy brzegu zakapturzoną postać. Gdyby mogła, w tamtej chwili zmarszczyłaby brwi, ale że jako duchowny byt nie była w stanie tego zrobić to tylko przeklęła siarczyście. Nie wiedziała jak długo będzie świadoma, bo nawołujący ją głos stawał się wyraźniejszy. Co bardzo męczyło jej duchową część wnętrza, czyli to co z niej zostało. Jednak wydawało się jej, że lada moment pozna właściciela szeptu. Bowiem uzmysłowiła sobie, że ten szept, który słyszała jeszcze w Instytucie, był tym samym, który prowadził ją w tamtej chwili do owej postaci przy szklistym jeziorze. 

- Witaj moja droga. - odezwał się zakapturzony, gdy jej ciało już stało przed ową postacią. Jasnowłosa wciąż nie mogła dostrzec twarzy przybysza, ale w głębi ducha wiedziała, że to on jest jej nienawistnikiem, który uwięził ją we własnym ciele, które na dźwięk jego słów, opadło na jedno kolano.

Nagle dłoń mężczyzny, bo tak wywnioskowała po barwie jego głosu, znalazła się na jej policzku. W drugiej ręce  natomiast dzierżył anielskie ostrze, które przybliżył jej do dekoltu. Delikatnie naciął jej skórę, a potem wyciągnął jakąś fiolkę z czarną cieczą i skroplił ranę jaką zrobił jasnowłosej. Momentalnie Annabeth wstrząsnął ogromny ból, który wręcz przyćmił jej świadomość. Po chwili otoczyła ją ciemność i tylko liczyła, że właśnie wpadła w szpony śmierci.

Mężczyzna w tej samej chwili patrzył z uśmiechem jak ciało młodej kobiety drga w konwulsjach i ciężko opada na piaszczysty brzeg. Po czym zauważył jak wszystkie jej żyły barwią sią na czarno a sama karnacja blondynki staje się nieskazitelnie biała niczym porcelana. 

Nagle ciało Lynn zastyga na moment w bezruchu, po to by w sekundzie stanąć na równe nogi. 

Uśmiech mężczyzny był jeszcze szerszy, gdy zauważył, że oczy Beth stały się czarne niczym smoła. Teraz już miał pewność, że w tej dziewczynie nie ma już ani krzty człowieczeństwa...


NOTATKA OD AUTORA

I co o tym sądzicie? Piszcie jak wam się podoba taka wersja Beth 😈

Do kolejnego! 

VM 

Angelic Destiny | Alec Lightwood [2]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz