~3~

126 17 16
                                    

-Ginny! Ginny kochanie, chodź do nas! 

I tyle by było z mojej drzemki. Przebrałam się i zbiegłam na dół. Starałam się nie zwracać uwagi na Harrego. Wiedziałam, że zacznę się rumienić, gdy tylko na niego spojrzę.

-Wołałaś mnie mamo? 

-Tak kochana. Jesteś już ubrana? Bardzo dobrze! Idziemy na zakupy. Errol właśnie przyleciał z listami z waszej szkoły.

Najbardziej się ucieszyłam z powodu tego, że w końcu będę miała własną różdżkę! 

Zebraliśmy się wszyscy przed kominkiem w rogu domu, a mama przyniosła proszek Fiuu.

-Harry, chodź pierwszy! - zawołała go mama.

-On nigdy nie podróżował za pomocą proszku Fiuu mamo! - wyjaśnił jej Ron.

Harry wtrącił zdziwiony - Jakiego proszku?

-No to ty chodź pierwszy, żeby Harry zobaczył, jak to się robi!

Ron nabrał garść szarego proszku, lekko przypominającego popiół i wszedł do kominka. 

-Na Pokątną! - krzyknął Ron rzucając go pod siebie.

Zielony płomień pojawił się w kominku i po chwili zniknął razem z Ronem. Nie lubiłam podróżować tą metodą. Harry miał być następny. Nabrał niepewnie proszku w rękę, gubiąc troszkę po drodze do kominka.

-Pamiętaj że musisz mówić bardzo, bardzo wyraźnie! - przypominała mu mama.

-Na Przekątną! - Harry rzucił proszek pod siebie znikając wraz z zielonym płomieniem.

-Co on powiedział?! - mama lekko się zmartwiła.

-Przekątna - powiedział tata.

-No to koniec! 

Wybuchła mała panika, lecz tak czy siak musieliśmy dostać się na ulicę Pokątną. Jedyną nadzieją było to, że Harry nie wylądował daleko. Ulica Przekątna mieściła się w Alei Śmiertelnego Nokturnu, najniebezpieczniejszej dzielnicy czarodziejów. 

W księgarni "Esy i Floresy" miało się właśnie odbyć spotkanie z Gilderoyem Lockhartem, autorem tegorocznych książek. Spotkaliśmy tam Hermionę Granger, o której opowiadał Ron. Jej rodzice to mugole, więc tata od razu zaczął ich wypytywać o wiele rzeczy. Nagle, Hermiona wybiegła z księgarni i po chwili wróciła do środka z Harrym.

-Och, Harry! - ucieszyła się mama widząc go. - Miałam nadzieję, że poleciałeś tylko jedną uliczkę dalej! - mówiąc to, otrzepywała go z kurzu. 

-Panie i panowie, oto Gilderoy Lockhart! - powiedział pewien mężczyzna.

Mama bardzo się ucieszyła, gdy go zobaczyła. Bardzo go lubi! 

Zza kotary wyszedł mężczyzna w błękitnej szacie. Nie umiałam stwierdzić co świeci się bardziej. Jego idealnie białe zęby czy blond włosy z toną żelu. Fotograf zrobił mu kilka zdjęć. Gdy Lockhart ujrzał Harrego wśród tłumu, momentalnie zawołał go do siebie. Podarował mu za darmo całą kolekcję książek, które będą mu potrzebne w tym roku. On jednak podszedł do mnie i powiedział z uśmiechem:

-Weź je, ja sobie kupię.

-Dziękuję! - odpowiedziałam z jeszcze większym uśmiechem.

Mama wzięła książki, żeby autor je podpisał. Harry, który wciąż miał 10 galeonów w kieszeni, postanowił zabrać wszystkich do Honeydukes na nowe lody zmieniające smak! Już mieliśmy wyjść z księgarni, lecz stało się najgorsze, co mogło się w tym momencie stać. Przed wyjściem z księgarni pojawił się Draco. Nasze rodziny bardzo się nie lubiły. Malfoyowie od zawsze wywyższali się z powodu ich majątku nad innymi. Nasza rodzina nie była bogata, lecz mieliśmy coś ważniejszego-szczęście.

-Podobało ci się Potter? - zaczął Draco. - Słynny Harry Potter. Wchodzi do księgarni i już trafia na okładkę.

Bardzo się zdenerwowałam. Nie chciałam żeby go tak obrażał. Chyba pierwszy raz przemówiłam w obecności Harrego:

-Odczep się od niego! - powiedziałam zdenerwowana.

-No proszę, Potter! Twoja narzeczona? - drwił Malfoy.

Zrobiło mi się głupio, więc natychmiast schowałam się za Rona.

-Nie, nie Draco. - odpowiedział groźny głos. - Pan Potter...  Lucjusz Malfoy... - wyciągnął rękę na powitanie, lecz kiedy Harry podał mu swoją, mężczyzna szybko przyciągnął go do siebie. - Proszę wybaczyć... - odsłonił bliznę na jego czole. - Pańska blizna jest sławna jak czarodziej, który ją zostawił.

-Voldemort zabił mi rodziców. Był zwykłym mordercą - mówił zdenerwowany Harry.

Na twarzy pana Malfoya pojawił się wścibski uśmiech.

-Cóż za odwaga wymówić to imię.

-Strach przed imieniem zwiększa strach przed tym, kto je nosi - wtrąciła się Hermiona.

-Ty to pewnie... - zwrócił się do dziewczyny - panna Granger. Draco opowiadał mi o pani i pani rodzicach... Mugole...

-Dzieciaki, nie mieliście iść do Honeydukes? - spytał tata, który właśnie do nasz podszedł.

-Dużo spraw w ministerstwie Arturze. Zapewne płacą ci godziwie. Choć sądząc po tym... - wyciągnął książkę z mojego kociołka. Miała zniszczoną okładkę, ponieważ należała już wcześniej do moich braci. Nie dokończył swojej wypowiedzi - Widzimy się jutro w ministerstwie - powiedział do taty i włożył książkę z powrotem.

-A my w szkole - powiedział w chamski sposób Draco do Harrego.

Zrobiliśmy resztę zakupów i wróciliśmy do domu.



Ginny Weasley - Historia jej oczamiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz