~10~

59 9 3
                                    

Ja żyję! Ciężko było mi oddychać. Byłam spanikowana i obolała, ale przynajmniej w końcu w swoim ciele. Zaczęłam rozglądać się po miejscu, w którym jestem. Z powodu bólu pleców, który spowodowało najprawdopodobniej leżenie na zimnej, kamiennej posadce, ledwo zdołałam usiąść.

-Ginny - usłyszałam głos za plecami. 

Odwróciłam się i ujrzałam Harrego.

-Harry... to moja wina... Ale słowo, ja nie chciałam! On mnie zmusił! Ale... - nie wiedziałam co mam mówić. Zobaczyłam wielką ranę na jego ręce. Zamarłam na chwile, lecz chwilę później zdołałam w końcu coś powiedzieć. - Harry! Jesteś ranny!

-Nic takiego... Ginny, teraz staraj się stąd wyjść. Przy końcu komnaty znajdziesz Rona.

Dlaczego? Dlaczego on tak cierpi przez moją głupotę? Dlaczego to jemu stała się taka krzywda, a nie mi? Przecież on zaraz może umrzeć!

Nagle z wejścia do komnaty rozległ się głośny krzyk, ale nie taki zwyczajny. To był feniks, który leciał w naszą stronę. Wylądował obok Harrego.

-Świetnie się spisałeś - powiedział chłopiec do ptaka. - To ja nawaliłem...

Stworzenie nachyliło się nad jego ręką i zaczęło płakać prosto na jego ranę. Nie mogę w to uwierzyć! Rana zaczęła znikać pod wpływem tych łez! 

-No jasne! Łzy feniksa uzdrawiają! Dzięki - mówił patrząc wprost w oczy ptaka, po czym zwrócił się do mnie. - Spokojnie Ginny. Już koniec. To wspomnienie - lekko się uśmiechnął.

Podał mi rękę, bo miałam lekki problem ze wstaniem. Momentami lekko się chwiałam w drodze do wyjścia i 2 razy prawie się przewróciłam, ale Harry mnie złapał nie pozwalając mi na to. 

Po pokonaniu kilku korytarzy, spotkaliśmy Rona i... profesora Lockharta?!

-Ginny! Jak dobrze, że żyjesz! Bardzo się martwiłem! 

Pierwszy raz słyszałam troskę w głosie brata. Przytuliłam go mocniej, niż kiedykolwiek. 

-To twoja... mama? - zapytał profesor.

-Co mu się stało? - zdziwiłam się.

-Chciał wymazać nam pamięć, ale... tak jakby użył różdżki Rona i... oberwał rykoszetem.

Śmialiśmy się przez chwilę, po czym Harry powiedział nam:

-Słuchajcie, feniksy mogą przenosić wielkie ciężary, więc... panie profesorze...

Lockhart rozejrzał się, po czym spytał: -Kto, że ja?

-Tak, że ty! - wtrącił brat.

-Złapie pan Fawkesa za nogi - kontynuował. - Ron, ty złapiesz się profesora, ja ciebie, a ty Ginny złap się mnie.

Nie miałam wystarczająco dużo siły żeby trzymać go za kostki, więc musiałam się do niego tak jakby... przytulić. Nie żeby mi się to nie podobało... 

Wylądowaliśmy na błoniach przed zamkiem.  Lockhart od razu został zabrany do skrzydła szpitalnego z nadzieją, że uda się przywrócić mu pamięć, a my poszliśmy prosto do biura profesora Dumbledora. Razem z nim czekali tam moi wszyscy bracia, rodzice i profesor McGonagall. Mama była blada i miała oczy czerwone od płaczu. Czułam wtedy, że za karę zostanę wyrzucona ze szkoły. Po serii przytuleń, podeszliśmy do biurka dyrektora.  

-Dobry wieczór panno Weasley - zwrócił się do mnie, jakby Harrego i Rona tam nie było.

-Dobry wieczór profesorze Dumbledore.

Ginny Weasley - Historia jej oczamiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz