Bane przeniósł ich na schody przed Instytutem. Alec ruszył ku drzwiom, niczym huragan wparowując do środka. Klamka odbiła się z hukiem od ściany. Za Lightwoodem już z mniejszą pewnością siebie szła trójka Nocnych Łowców, a pochód zamykał kroczący dumnie Wysoki Czarownik Brooklynu.
Przeszli przez przedsionek i wkroczyli do sali głównej, gdzie znajdowała się większość Nephillim. Alec rozejrzał się po nich gniewnym wzrokiem, a co poniektórzy opuścili wzrok, speszeni jego natarczywością. Lightwood warknął pod nosem, po czym zatrzymał najbliższego Łowcę, który przechodził akurat w pobliżu.
- Gdzie jest Robert? - warknął na niego.
- K-kto..? - wyjąkał Łowca, a Alec wywrócił gniewnie oczami.
- Nie wydurniaj się! - rozkazał. - Dobrze wiesz o kim mówię...
- Szef? Szef... Szef jest zajęty! - odpowiedział natychmiast.
Alec powstrzymał chęć pchnięcia nieszczęśnika na najbliższą ścianę.
- Sprowadź go tu! - zażądał, puszczając chłopaka.
Łowca chwilę stał przed nim niepewnie, ale wystarczyło jedno lodowate spojrzenie Lightwooda, by rzucił się na poszukiwanie Roberta.
- Będziemy musieli chwilę zaczekać - westchnął nieco spokojniej Alec, kiedy chłopak zniknął już na schodach. - A tymczasem... - zwrócił się do Magnusa i przywdział na twarzy nikły uśmiech. - Możemy chwilę poczekać w moim biurze - zasugerował.
Magnus pokiwał głową zadowolony z tej propozycji. Chwila prywatności w oczekiwaniu na Roberta Lightwooda? Hmm...
Rozeszli się każdy w swoją stronę, to jest, Elayza został przez Izzy wysłany do zbrojowni z poleceniem wyczyszczenia tam każdej broni, która tego wymagała. Następnie razem z Jace'em udali się zdać raport, który obiecali przesłać Alecowi jeszcze przed spotkaniem z Robertem. To nijak nie spodobało się Lightwoodowi, bo przypomniało mu, że jednak oczekiwanie na ojca nie minie im aż tak szybko jakby sobie tego życzył...
- Do mojego biura w tę stronę... - powiedział Alec do Magnusa, wskazując skinieniem głowy w głąb wielkiej sali. Bane szedł tuż za nim zadowolony z siebie jak nigdy wcześniej.
Pierwszy raz przebywanie w Instytucie sprawiło czarownikowi tyle satysfakcji. Był prowadzony przez Łowcę i to nie w celu ukarania go za jakiś drobny występek!
Po drodze kilkoro Nocnych Łowców rzuciło mu jeszcze zaskoczone spojrzenia, lecz żaden z nich nie śmiał zastąpić Alecowi drogi.
- Jak bardzo chcesz zaleźć za skórę mojemu ojcu? - spytał Alec, kiedy zbliżali się do podwyższonej platformy, znajdującej się na końcu sali. Bane zmarszczył brwi na jej widok. Oddzielało ją od reszty pomieszczenia kilka podświetlanych stopni oraz szyba, za którą widać było kilka głów przed monitorami. I tyle jeśli chodziłoby o nadzieję na odrobinie prywatności...
- Kojarzysz ten stan, w którym Robert wygląda jak wściekły borsuk? - zagadnął Magnus.
Alec uśmiechnął się w odpowiedzi. Stanął na pierwszym stopniu prowadzącym do platformy i odwrócił się do Magnusa. Znajdował się teraz na takiej wysokości, że mógł spojrzeć czarownikowi prosto w oczy. A może nawet i lekko z góry?
- O tak! - zapewnił z zadowoleniem. - To co powiesz na małe przedstawienie przed nim...? - zapytał i nagle jego dawna nieśmiałość pojawiła się znów na jego policzkach.
- Co ty sugerujesz, Alexandrze? - wymruczał Magnus, zbliżając się do Łowcy.
Lightwood poczerwieniał natychmiast, lecz zmusił się, by nie odwracać wzroku od kocich oczu czarownika.
CZYTASZ
Zemsta
FanfictionMagnus Bane w gruncie rzeczy nie przepadał za swoimi oficjalnymi obowiązkami jako Wysoki Czarownik Brooklynu. Głównym winowajcą tego stanu rzeczy był Robert Lightwood, przywódca Nowojorskiego Instytutu. Ku zgrozie Magnusa miał on nieprzyjemną tenden...