Przyjaźń z Lightwoodem nie należała do najprostszych. Trzeba się było natrudzić, żeby dostać to, czego się chciało. Jeszcze więcej wysiłku trzeba było włożyć, jeżeli chciało się sprawić mu jakąś przyjemność. Nate tego właśnie chciał i żadne złe humorki Aleca, nawet te trwające od kilku tygodni, nie mogły go zniechęcić.
Ostatnimi czasy doszedł do wniosku, że najlepszym sposobem będzie spiknięcie biednego Łowcy z kimś na dłuższy czas. Los chciał, że nadarzyła się ku temu wyśmienita okazja w postaci Magnusa! Problem w tym, że Alec pozostawał Aleciem, a przez to jego związek-nie-związek z czarownikiem był zagrożony. Od kilku dni skupiał się on głównie na sporadycznym seksie, nie pozostawiając szans na emocjonalne rozwinięcie. Nate wiedział, że przy tej tendencji ta relacja długo nie potrwa, a Alec skończy ze złamanym serduszkiem.
Magnus pewnie też, ale ten już wilkołaka mniej obchodził. Najważniejsze w tej chwili było, aby to Lightwood był szczęśliwy.
– To jest do reszty pokręcony plan – skwitowała Sally, kiedy Nate skończył go jej przedstawiać.
Ruelle oklap natychmiast i spojrzał z wyrzutem na przyjaciółkę.
– To jest wyśmienity plan! – zaperzył się dziecinnym tonem.
– Będziesz z Magnusem i Aleciem po to tylko, żeby pilnować, żeby oni byli ze sobą? – zadrwiła dziewczyna, upijając łyk swojego drinka.
– Bo oboje są skończonymi kretynami! – zawołał Nate, uderzając przy tym otwartą dłonią w blat. Kilka pustych butelek po jego piwie zabrzęczało w proteście. – Żaden z nich nie zauważyłby, że ten drugi jest w nim zakochany, nawet jakby im to powiedzieć wprost! – oburzył się Nate.
– Ale ty to widzisz, ta? – Brew Sally pomknęła w górę.
– Oczywiście! – prychnął Ruelle. Zaraz jednak się zmieszał, widząc znaczące spojrzenie przyjaciółki. – A przynajmniej... Tak powinno być. Kiedyś...
Sally zmrużyła powieki.
– I jesteś pewien, że nie skończy się to katastrofą? – spytała.
– Na trzydzieści dziewięć procent! – odpowiedział, podnosząc w górę swój kufel z piwem.
Dziewczyna westchnęła załamana i sięgnęła po własnego drinka. Kiedyś... Kiedyś to Nate nabije sobie guza przez te swoje pomysły. Jego zainteresowanie prywatną sferą życia innych ludzi sprowadzi na niego kłopoty większe niż dylemat, który tej nocy będzie zapinał Łowce w dupę, a który w usta.
Jej rozmyślania nad naturą wścibskości wilkołaczego przyjaciela przerwały wibracje napływających wiadomości. Wyciągnęła telefon z kieszeni i rzuciła okiem na jego ekran. Instytut, Instytut i tylko Instytut. Nic ponad sprawami Clave w Świecie Cieni się nie działo.
– Muszę już iść – powiedziała bez przekonania, przeglądając pobieżnie treść wiadomości. Nie miały one w sobie najmniejszej oznaki znajomej sztywności Nephillim. Wręcz ociekały emotkami i nadmiernymi wykrzyknikami. Sally była pewna, że tylko kilka osób z Nowojorskiego Instytutu byłaby zdolna do takiego gwałtu na języku angielskim, a jeszcze mniej dopuściłaby się molestowania przy użyciu względnie poprawnej interpunkcji. – Potrzebują mnie – dodała i wskazała skinieniem głowy na telefon.
Nate mruknął coś niezadowolony, co dziewczyna postanowiła wspaniałomyślnie zignorować. Szybkie wyjście do baru nie było najlepszym pomysłem w środku dnia, ale raz że wilkołaki wybitnie szybko trawiły alkohol, a dwa, że większość Nocnych Łowców zwracała się ze swoimi sprawami po zmroku. No właśnie, większość. Niektórzy tę cechę najwyraźniej zatracili.
CZYTASZ
Zemsta
FanfictionMagnus Bane w gruncie rzeczy nie przepadał za swoimi oficjalnymi obowiązkami jako Wysoki Czarownik Brooklynu. Głównym winowajcą tego stanu rzeczy był Robert Lightwood, przywódca Nowojorskiego Instytutu. Ku zgrozie Magnusa miał on nieprzyjemną tenden...