Tydzień "związku" minął im jak mrugnięcie okiem. Choć słowo "związek" to było za dużo powiedziane. Pomijając, że był on ponad miarę udawany i sztuczny, żaden z nich nie miał nawet chwili, którą mógłby poświęcić na ten kwitnący romans. Alec utknął w Instytucie, zawalony nagłymi sprawami. Roberta nie chował już swojego oburzenia... Nie mógł go za nic ukarać, pod tym względem Alec był nietykalny, ale Robert wciąż pozostawał jego szefem i miał wgląd w to co chłopak robił. Z kolei Magnus nadrabiał zaległe zlecenia i w jego grafiku nie było miejsca nawet na myślenie. Nate na ten moment ani trochę go nie interesował. Nie przejmował się tym, co wilkołak aktualnie robił... miał tysiąc własnych problemów.
Jednym z nich było przygotowanie eliksiru, którego poprzednie próby sporządzenia diabli wzięli. Mikstura miała odczekać kilka dni szczelnie zakryta w słoju, lecz kiedy Magnus odkręcił wieczko, zamiast delikatnej, kwiecistej woni, w jego nozdrza uderzył odór zgniłych jajek. Bane wzdrygnął się, zamykając słój natychmiast. Czym prędzej otworzył wszystkie okna w lofcie, z nadzieją, że pozbędzie się tego zapachu. Spojrzał z odrazą na słoik. Eliksir, który przyrządzał dla faerie nie był nawet jego receptury, a i jej autor miał spory z nią problem. Jeden drobny błąd i dwa tygodnie, jakich wymagał eliksir, szły na marne, mikstura nie nadawała się do niczego. Magnus warknął zirytowany i odłożył słoik na półkę. Wezwał do siebie kawałek pergaminu i nakreślił na nim krótką wiadomość, przekazując klientowi, że będzie musiał jeszcze trochę poczekać. Natychmiast też zabrał się do tworzenia kolejnej jego porcji.
Stanął pośrodku swojej pracowni, naprzeciwko wielkiego, metalowego stołu. Stał na nim już kociołek z gotową bazą do kolejnej próby. Magnus przygotował ją na wypadek, gdyby poprzednia nie zdała egzaminu. Najwyraźniej nie bez powodu. Przywołał do siebie księgę z notatkami i odszukał wśród nich listę składników, analizując ją po raz setny. Raz jeszcze naniósł poprawki na stary skrypt i zabrał się do warzenia.
Po pięciu godzinach nieustannej pracy był niemal pewien, że znów popełnił gdzieś błąd. Raz po raz przeliczał zmieszane składniki, równoważył ich ilość i zmieniał temperaturę. Z czasem jego frustracja przeszła też na jego magię. Dotąd swobodne ruchy macek stały się bardziej nerwowe. Jedna z nich strąciła nawet kilka fiolek na podłogę, lecz Magnus nie zwrócił na to uwagi. Szkło rozpadło się pod półkami, migocząc w świetle lamp.
Prezes Miau umknął z jego pracowni, przewidując że czarownik nie będzie tego dnia w najlepszym humorze.Właściwie to nikt nie powinien się do niego zbliżać w tej chwili, jeśli nie chciał ryzykować własnego zdrowia i życia.
Ale czy Alec o tym wiedział?
Lightwood zapukał do drzwi loftu w chwili, gdy zegar wybijał właśnie dziesiątą wieczorem. Magnus poderwał się wtedy od swojej pracy i natychmiast znalazł się przed drzwiami. Otworzył je nagle i zamaszyście aż Łowca od nich odskoczył, mechanicznie sięgając po broń.
– Wszystko w porządku? – spytał Alec, widząc rozbiegany wzrok Magnusa.
Bane przytaknął bez przekonania i nie patrząc na Aleca, pobiegł z powrotem do swojej pracowni. Łowca stał przez chwilę, nie wiedząc co zrobić. W końcu ruszył niepewnie za czarownikiem, odnajdując go w pracowni, stojąceg nad kociołkiem. Wokół unosił się przyjemny, miętowy zapach, lecz Magnus nie wyglądał na zadowolonego z efektu jaki uzyskał.
– Chyba jesteś zajęty – zauważył Lightwood, powoli wycofując się z pracowni. – Może lepiej będzie, jak jednak pójdę...?
– Nie, zostań! – zawołał Bane, powstrzymując go przed wyjściem. – Ja tylko... za chwilę. Znajdę dla ciebie czas, tylko to skończę – zapewnił, nie patrząc nawet na Aleca.
CZYTASZ
Zemsta
FanfictionMagnus Bane w gruncie rzeczy nie przepadał za swoimi oficjalnymi obowiązkami jako Wysoki Czarownik Brooklynu. Głównym winowajcą tego stanu rzeczy był Robert Lightwood, przywódca Nowojorskiego Instytutu. Ku zgrozie Magnusa miał on nieprzyjemną tenden...