Alecowi wydawało się, że już gorzej być nie może. Albo, że ten stan wygranej utrzyma się chociaż trochę dłużej, niż te marne kilka dni. Tymczasem już po tygodniu jego wielki wyczyn poszedł w zapomnienie. Stał się legendą, ale nie taką chwalebną tylko jak żartobliwa anegdota. Nocni Łowcy szeptali między sobą o Nephillim, który przerżnął się z Podziemnym tej samej płci pod dachem Instytutu. I każdy jeden machał na to ręką niedowierzając.
Zachowanie Lightwooda było tak absurdalne i szalone, że nikt w nie nie uwierzył...
– I wy uwierzycie, że on mnie całkowicie zignorował dziś rano?! – wyrzucał z siebie Alec, krążąc z kubkiem kawy. Machał nim energicznie, rozchlapując od czasu do czasu kilka kropel na parkiet. Drogocennego napoju...! – Na przykład dziś rano! Robert normalnie do mnie podszedł i... Widzicie to?! – urwał, rzucając na stół gruby plik kartek. Kilka z nich pofrunęło w powietrzu, opadając na ziemię. – Oto nasze zadanie na dziś! - wykrzyczał i pobiegł wzrokiem po zebranych, szukając kolejnych ofiar. – I jak myślicie, że możemy coś z tego odwlec, to się grubo mylicie!. Mamy DOBĘ na dostarczenie wszystkich raportów, inaczej Robert dobierze nam się do platformy i na chuj cała praca. Właściwie to w ogóle nie będzie wtedy tego teamu, dlatego radzę wam się postarać, jeśli nie chcecie trafić do dużo większych kretynów! – Alec trząsł się z gniewu. Rzucił jeszcze pod nosem kilka wyzwisk, a następnie, rzucając po kolei wszystkie pięć nazwisk, ułożył papiery w równe stosy. – Chcę być informowany o postępach co godzinę! – zarządził. – Mamy na głowie wszystkie cztery sektory Podziemia, więc radzę się nimi podzielić między sobą! – urwał swój monolog i powiódł po wszystkich spojrzeniem. – Jakieś jeszcze pytania?!
Odpowiedziała mu cisza. Piątka Łowców nie śmiała się odezwać. Dopiero po chwili jedna z dziewczyn podniosła rękę, zwracając na siebie uwagę Lightwooda. Alec nabrał powietrza i spojrzał w jej stronę. Starał się nie wybuchnąć raz jeszcze, dostrzegając charakterystyczną niechlujną koszulę flanelową Łowczyni.
– Tak, Maya? – spytał do granic przesłodzonym głosem Alec.
– Kiedy wróci Magnus? – zapytała, uśmiechając się niewinnie. Alec mimowolnie się wzdrygnął, widząc niemą groźbę w postaci gniewnych iskier w jej oczach. Maya, a w zasadzie Mayq, jak kazała się nazywać odkąd się znali, bywała czasem... przerażająca. Szczególnie, kiedy grała takie niewiniątko.
– A jaki jest w tym wasz interes, do cholery?! – warknął, powstrzymując się przed wyrwaniem blatu stołu.
– Jakoś po jego wizytach jesteś bardziej potulny – zauważyła druga dziewczyna, Sue, przyglądając mu się bacznie. – Ciekawe co on ci takiego robi... – zastanowiła się na głos.
– Pomaga rozładować napięcie – odpowiedziała Mayq, przyjmując swój najbardziej irytujący, wszechwiedzący ton.
Lightwood wstrzymał powietrze. Nie. Nie zabije ich. Był dumnym Nocnym Łowcą. Sam powtarzał członkom swojej drużyny, że przede wszystkim mają być sobą. A to, że byli jacyś tacy spaczeni to już inna sprawa. Kretynizm jeszcze nie stał się nielegalny...!
– A jakieś pytania związane z pracą? – spytał Lightwood.
Leo i Harley drżeli ze śmiechu w kącie. Znajdowali się w wypożyczonej chwilowo sali, gdzie mogli pomieścić się całą szóstką. Był to jeden z tych pokoi, gdzie przesłuchiwano czasem więźniów, bądź chowało nadmiar mydła oraz innych produktów, które nie mieściły się w magazynie, kiedy przychodziła dostawa. Słowem, miejsce nijak nie nadające się do pracy na dłuższą metę. Niestety, Alec nie mógł wybrzydzać. Działali w szarej strefie, ciągle na wylocie. Bez środków. Wyłącznie dla idei. W pewnym sensie nawet podziwiał tę zbieraninę, że zdecydowała się z nim w to brnąć. To była samobójcza walka.
CZYTASZ
Zemsta
FanfictionMagnus Bane w gruncie rzeczy nie przepadał za swoimi oficjalnymi obowiązkami jako Wysoki Czarownik Brooklynu. Głównym winowajcą tego stanu rzeczy był Robert Lightwood, przywódca Nowojorskiego Instytutu. Ku zgrozie Magnusa miał on nieprzyjemną tenden...