Magnus z naburmuszoną miną odrzucił telefon na kanapę. Czarownik na posyłki! Tym się stał? Jeden telefon i ma pędzić przez pół miasta, bo wilkołak tak chciał? Nathan może i brzmiał przekonująco, ale Bane już miał plany na wieczór. Obejmowały one wizytę w Pandemonium, tańce, alkohol i przede wszystkim dobrą zabawę. Zatrzymał się jednak, przypominając sobie o pewnym uciążliwym szczególe. Zabawą najczęściej był przygodny seks z nieznajomym, a na ten moment nie mógł sobie na niego zbytnio pozwolić. Czy był w jaki sposób usidlony? Cóż... nie do końca. Bane w pewien pokręcony sposób znalazł się w otwartym związku, ale nie potrafiłby w tej chwili pozwolić sobie na "coś więcej" z osobą trzecią. W tym przypadku czwartą. Byłaby to zdrada i chociaż Magnus znany był z trywialnego sposobu życia, do zdrady nie skłonił się ani razu przez całe swoje długowieczne życie. O czym sobie uświadomił dopiero po tym, jak poczuł opory przed pójściem do klubu, do którego nie zaglądał od dobrych kilku tygodni...!
Czarownik prychnął pod nosem niezadowolony i zerknął raz jeszcze na ekran telefonu. Wciąż widniała na nim wiadomośc od wilkołaka z dokładnym adresem małego baru. Z dopiskiem "przyjdź, a nie pożałujesz", Magnus miał wątpliwości co do tego pomysłu. Małe knajpki nie były czymś co odwiedzał... właściwie to stronił od takich miejsc. Nie były ani trochę w jego klimacie.
Sięgnął po komórkę i napisał krótką wiadomość potwierdzającą jego obecność. Chwilę później otrzymał sms składający się z samych emotek, po których Magnus wywnioskował, że Nate musi być już pijany, albo przynajmniej niespełna rozumu. Westchnął raz jeszcze, starając się w myślach pocieszyć siebie samego i wyczarował portal.
Crimson Dragon od środka wyglądał zupełnie inaczej, niż Magnus się tego spodziewał. Knajpa znajdowała się w podziemnym holu, kolorowym i dobrze oświetlonym. Niski sufit ozdobiony był kolorowymi lampkami, a na ścianach widniało sporo zdjęć. Bardziej to przypominało prywatny klub niż otwarty bar. Nigdzie nie było widać dwóch takich samych krzeseł, a stoliki były różnych wysokości. Pod ścianami stały nawet zużyte kanapy, a na końcu sali znajdowała się podświetlana prowizoryczna scena.
Już idąc schodami Magnus dosłyszał z wnętrza czyjś śpiew. Przyjemny dla ucha i ciepły. Czarownikowi wydawał się on dziwnie znajomy, choć mógłby przysiąc, że nigdy w podobnym miejscu nie był.
Step out, step out of the sun.
Bane przekrzywił głowę, nasłuchując. Rozpoznał piosenkę, ale nie spodziewał się usłyszeć w klubie repertuar broadway'owy.
If you keep getting burned.
Przyśpieszył kroku i stanął w przejściu. Miał teraz przed sobą doskonale widoczną salę. Muzyka była jeszcze wyraźniej słyszalna.
Step out, step out of the sun
Na scenie stał Łowca podrygując lekko w rytm muzyki. Magnus już raz miał okazję przekonać się, że Lightwood potrafi zrobić użytek z własnego głosu. Ale słuchanie jak śpiewa, było czymś zupełnie innym.
Na ścianie wyświetlał się tekst piosenki, lecz Alec nie zwracał na niego większej uwagi. Sprawiał wrażenie, jakby doskonale znał słowa i wcale się z tym nie krył. Uśmiechał się lekko, ignorując pojedyncze śmiechy pojawiające się wśród publiczności. Ta też było mocno zróżnicowana. Nocni Łowcy siedzieli wraz z Podziemnymi, jak chyba nigdy dotąd w historii całego Świata Cieni. Niektórzy tańczyli między stolikami, inni klaskali w rytm, a ktoś jeszcze próbował wtrącić się do śpiewania. Nephillim z wściekle żółtymi włosami wdarł się pod koniec piosenki na scenę i zagarnął do siebie Lightwooda. Alec odepchnął go od siebie natychmiast, skarżąc się, że ten zepsuł mu zakończenie.
CZYTASZ
Zemsta
FanfictionMagnus Bane w gruncie rzeczy nie przepadał za swoimi oficjalnymi obowiązkami jako Wysoki Czarownik Brooklynu. Głównym winowajcą tego stanu rzeczy był Robert Lightwood, przywódca Nowojorskiego Instytutu. Ku zgrozie Magnusa miał on nieprzyjemną tenden...