Rozdział 3: Oasis, Mały i Pele

214 12 2
                                    


Poniedziałek, trzeci lipca 1995

Po raz kolejny znajdował się na cmentarzu, ciasno przywiązany do pomnika Toma Riddle'a. Przed nim wisiało bezwładne ciało Cedrika Diggory'ego. Blada twarz znajdowała się tylko kilka centymetrów od jego własnej, a nieżywe oczy wpatrywały się w niego tępo, paraliżując go tak, że nie mógł odwrócić głowy.

Harry obudził się gwałtownie, cały zlany potem. Usiadł szybko na łóżku, dysząc ciężko.

To był tylko sen, powtarzał sobie w duchu. Chciał się uspokoić, mimo iż wiedział, że to nieprawda. Zżerało go poczucie winy. Gdyby tamtego dnia nie był taki uparty i nie nalegał tak bardzo, żeby obaj wzięli puchar... Potrząsnął głową, chcąc odrzucić nieprzyjemne myśli.

Poszedł do łazienki, wziął prysznic i ubrał się. Postanowił iść do galerii handlowej znajdującej się w centrum miasta. Tego dnia miał mieć pierwszy trening piłki nożnej, na który zapisał go Tobiasz. Chciał się pokazać z dobrej strony, a w ubraniach, które miał, chyba rzeczywiście wyglądał jak młodociany recydywista. Wiedział, że to płytkie, bo przecież nie szata zdobi człowieka, ale jednak pierwsze wrażenie jest ważne.

Poza tym czuł się głupio, obawiając się, że podobnie jak w podstawówce, nikt nie będzie chciał go w swojej drużynie. Zostanie sam, stojąc pośrodku i patrząc w swoje buty. Miał świadomość, że tu nie było Dudleya, więc nikt nie zastraszy jego rówieśników, ani też nikt nie będzie go oceniał przez pryzmat kłamstw, które rozpowszechniali Dursleyowie. Jednak i tak nie miał gwarancji, że go zaakceptują. Mimo to był pewien, że im bardziej upodobni się do miejscowej młodzieży, tym jego szanse na aprobatę z ich strony wzrosną.

HPHPHPHPHPHP

Do centrum pojechał miejskim autobusem. Gdy wszedł do galerii, na widok ilości butików, poczuł się onieśmielony. To miejsce, mimo że równie przestronne jak Hogwart, nie dawało mu zupełnie poczucia bezpieczeństwa. W szkole panował półmrok, który sprawiał, że mógł łatwo wtopić się w tłum uczniów w czarnych szatach, schować się w jakimś zakamarku. Tu wszystko było jasne i przestronne, a oszklone windy i witryny sklepów sprawiały, że czuł się bardzo bezbronny, jakby niczym nieosłonięty. Z każdej strony był na widoku. Poza tym, jeszcze nigdy nie był w tak eleganckim i nowoczesnym miejscu i czuł, że tu nie pasuje. Już przy wejściu ochroniarz zmierzył go wzrokiem, patrząc na niego tak pogardliwie, jakby za chwilę miał go wyrzucić, jednak nic nie powiedział, za co Harry był bardzo wdzięczny.

Wszedł do pierwszego sklepu, na którego wystawie zobaczył ubrania podobne do tych, które widział u nastolatków w parku dwa dni wcześniej. Już przy wejściu ogromny wybór rzeczy go przytłoczył. Nie wiedział jak ma podejść do półek i wieszaków, czy powinien wziąć ubrania, jaki właściwie jest jego rozmiar i gdzie miałby to wszystko przymierzyć. Na szczęście młoda ekspedientka zaoferowała mu swoją pomoc. Wspomniał o tym, że wszystkie jego rzeczy spłonęły w pożarze i że zda się na nią, by ta skompletowała mu nową garderobę. Prawie wszystko, co przymierzał, było szerokie i luźne. Wydawałoby się, że po latach noszenia ogromnych rzeczy Dudleya, powinien mieć awersję do takich ubrań. Jednak te nie były za duże, tylko miały taki fason. Poza tym, ukrywały chociaż trochę jego kościstą sylwetkę. Według ekspedientki, gdyby spróbował założyć coś bardziej przylegającego do ciała, z pewnością wyglądałby mniej korzystnie. Za ilość zakupów dokonanych w tym sklepie, które przy okazji pochłonęły większość jego budżetu, dostał czapkę z daszkiem w prezencie.

Następnie udał się na poszukiwania sklepu z okularami. Wybrał z półki ładne, z prostokątnymi oprawkami, w których, jak się okazało, widział lepiej niż w starych. Podszedł do sprzedawcy, który upewniając się, że chłopcu dokładnie o takie chodzi, zapakował je. Harry poprosił także o soczewki kontaktowe o takich samych parametrach. Na pewno ułatwią mu grę, zarówno w quiddicha, jak i w piłkę nożną.

Wygrać Wojnę: PokrewieństwoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz