Rozdział 6: Syriusz

258 11 0
                                    

Piątek, siódmy lipca 1995

Severus Snape rzadko szedł na łatwiznę. Wręcz przeciwnie, jeżeli już miał dokonać wyboru, była to najbardziej wyboista droga. Teraz najłatwiej byłoby zostawić wszystko takie, jakim jest. Spełnił swój obowiązek i poszedł z wątpliwościami do dyrektora. Sytuacja była delikatna. Wtrącając się, mógł bardzo wiele stracić. Posadę nauczyciela, zaufanie dyrektora (jeżeli Potter wylądowałby pod opieką Ministerstwa), a także pozycję szpiega, od której zależało wiele ludzkich istnień. Poza tym dzieciak już odrzucił jego pomoc, a nie da się nikogo uszczęśliwić na siłę.

Dumbledore zapewne jak zwykle miał wszystko pod kontrolą. Jeżeli byłoby coś nie tak, z pewnością by zareagował. Mimo że Severusa ogarniały wątpliwości, starał się je odrzucić. Albus Dumbledore był liderem jasnej strony, nie pozwoliłby skrzywdzić ukochanego Złotego Chłopca.

Zatem dlaczego tej nocy nie mógł zasnąć? Sytuacja Pottera ewidentnie nie dawała mu spokoju. Nie potrafił pozbyć się natrętnych myśli. Oczywiście nie miało to związku z przesłankami, że Potter rzeczywiście mógł być jego młodszym bratem. Jego uczucia w stosunku do niego nie zmieniły się – wciąż nie cierpiał tego zadufanego w sobie, aroganckiego szczeniaka. Nie czuł do niego nic pozytywnego. I nawet jeśli ich pokrewieństwo okazałoby się prawdą, w co wątpił, nie było szans, by ich wzajemna relacja uległa zmianie. Jak to mówią mugole, z rodziną wychodzi się dobrze tylko na zdjęciu.

Los Pottera był mu kompletnie obojętny. Jednak gdy pomyślał o siniaku na jego twarzy, miał ochotę udusić Tobiasza.

Severus żywił głęboką awersję do przemocy wobec dzieci. Po części dlatego, że sam nie raz oberwał w dzieciństwie – często niezasłużenie. Doskonale pamiętał ból niekończących się razów. Na samo wspomnienie dostawał gęsiej skórki. Nie miał się wtedy do kogo zwrócić o pomoc. Jedyną osobą, której mógł się wyżalić, była Lily, ale ona także była tylko dzieckiem, które niewiele mogło zdziałać. Poza tym na piątym roku, ze swojej własnej winy – braku umiejętności panowania nad swoimi emocjami – stracił i ją.

W przypadku Pottera był pewny, że niebawem pas Tobiasza pójdzie w ruch. O ile już się tak nie stało. Chłopak zawsze potrafił się w coś wplątać. W przeciwieństwie do Severusa, spokojnego prymusa z głową zatopioną w książce, był impulsywny i pyskaty. Przyciągał kłopoty niczym magnes. Nawet chwili nie potrafił usiedzieć spokojnie w jednym miejscu. Nie było szans, żeby Tobiasz nie stracił do niego cierpliwości i jednocześnie panowania nad sobą. Może to było trochę hipokryzją z jego strony, bo sam nie raz miał ochotę złoić dzieciakowi skórę. Szczególnie po jego akcjach z kamieniem filozoficznym, latającym samochodem czy zejściem do Komnaty Tajemnic. Wiedział jednak, że nigdy by się do tego nie posunął.

Drugim powodem, dla którego Mistrz Eliksirów nie znosił krzywdy dzieci, były ataki śmierciożerców podczas pierwszej wojny. Obecnie Czarny Pan starał się nie wychylać ze swoją aktywnością, dopóki nie nabierze pełni sił po odzyskaniu ciała. Jednak Severus wiedział, że wkrótce terror zacznie się na nowo. Z racji swojego statusu, zwykle nie musiał brać w nim czynnego udziału. Zbyt częste misje mogły go zdemaskować. Jednak czasem musiał wziąć udział w ich zabawach – atakach na domy zarówno mugoli, jak i zdrajców krwi, które odbywały się zwykle tylko po to, by siać strach. Na szczęście nigdy nie został zmuszony do torturowania dzieci – nawet nie wiedział, czy byłby w stanie się do tego zmusić. Ale był świadkiem, jak robili to jego towarzysze. Najgorsze było to, że w żaden sposób nie mógł uratować tych dzieciaków.

Ta świadomość sprawiała, że nie opuszczało go poczucie winy. Żeby je chociaż trochę zdusić, robił wszystko, co w jego mocy, aby poprawić odrobinę los niektórych małolatów, których spotykał na swojej drodze. Nie raz udało mu się zrobić coś dla wyrzutków ze Spinner's End, jednak odkąd rozpoczął pracę w Hogwarcie, nie miał ku temu zbyt wiele sposobności. Natomiast jako opiekun Slytherinu, miał dużo większe pole manewru. Kiedy tylko Tiara Przydziału wykrzykiwała głośno „Slytherin!", Severus otrzymywał kolejnego podopiecznego, za którego przez kolejne siedem lat miał być odpowiedzialny i któremu, w razie potrzeby, mógł pomóc.

Wygrać Wojnę: PokrewieństwoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz