Rozdział 10: Theodore

203 11 5
                                    

Piątek, dwudziesty ósmy lipca 1995


Harry raz po raz odbijał piłkę, leżąc na łóżku. Zostały mu dwie godziny do treningu, ale nie miał najmniejszej ochoty wstawać. Dzień wcześniej Tobiasz zawołał go na dół i oznajmił, że postanowił jednak odwiedzić swoją dziewczynę – Sheryl. W zasadzie nie rozumiał, co on w niej widział, a tym bardziej co ona widziała w nim, ale nic mu było do tego. Lepiej że to mężczyzna pojechał do niej, a nie odwrotnie. Cieszył się, że zostanie sam w domu. Przynajmniej przez tydzień nie będzie musiał znosić jego zmiennych nastrojów.

Jako że podczas planowanej nieobecności mężczyzny wypadały urodziny Harry'ego, Tobiasz zrobił mu niespodziankę, zabierając go na pizzę i bilard. Ku jego zdziwieniu, dał mu także trzydzieści funtów, żeby wydał na to, co mu się spodoba oraz powiedział, że jeżeli obieca, że nie rozniosą domu, nie będzie narkotyków ani alkoholu, to może zaprosić kilku znajomych, żeby nie spędzać samotnie tego dnia.

Harry nie mógł uwierzyć we własne szczęście. Jeszcze nigdy nie miał swojej własnej imprezy urodzinowej. Wiedział, że nie było możliwości, by zaprosić Rona, Hermionę, bliźniaków, Syriusza i Remusa, jednak przyjęcie w gronie tutejszych znajomych wydawało się równie ekscytującą perspektywą.

Harry uśmiechnął się. Postanowił w końcu zwlec się z łóżka i pójść po Oasisa, by jeszcze przed treningiem opowiedzieć mu o planach urodzinowych.

HPHPHPHP

Idąc przez park, Harry opowiedział koledze o wyjeździe Tobiasza i jego propozycji. Oasis od razu podchwycił pomysł, ale jego zapał trochę przygasł, kiedy usłyszał warunki.

— I na dodatek muszę się co dwa dni meldować u twojego ojca.

— Trudno. Ważne, że masz wolną chatę. Najwyżej tylko zamówimy pizzę i posiedzimy. Spójrz! — Oasis wskazał palcem w stronę parku. — Twój wyprasowany ziomek. Chodź, zapytamy, co słychać. Zobaczymy czy Dreddowi udało się jeszcze raz go dorwać, czy coś.

— Nie, zostawmy go w spokoju — powiedział Harry, próbując dotrzymać danej sobie obietnicy unikania Ślizgonów.

— No co ty, wypada zagadać. O, wiem! Zaprosimy go na twoje urodziny.

— Odbiło ci? Może jeszcze nie zauważyłeś, ale my raczej nie przepadamy za sobą.

— Oj, bądź koleżeński. W końcu mieszka z twoim bratem. Pewnie wariuje nie mając innego towarzystwa, nie to, żebym miał coś przeciwko twojemu bratu. — Spojrzał na niego badawczo. — Co ci szkodzi, zróbmy coś dobrego dla odludka.

— Od kiedy to cię interesuje samopoczucie obcych ludzi? — zapytał Harry z powątpieniem. — I w ogóle skąd nagła chęć robienia jakiś dobrych uczynków?

— E tam, nie interesuje mnie ich samopoczucie.

— Ale?

— Mary nazwała mnie chuliganem bez sumienia i muszę jej pokazać moją dobrą stronę. Po prostu poświęcam się dla miłości.

— Chyba raczej chcesz mnie poświęcić — wymamrotał brunet.

— Na jedno wychodzi. No, Młody, co ci szkodzi. Nie daj się prosić.

Harry tylko westchnął.

A zresztą, niech sobie go Oasis zaprasza. I tak odmówi.

— Dobra, jeśli naprawdę ci tak na tym zależy, to masz moje pozwolenie.

Podeszli do siedzącego na ławce nastolatka.

— Cześć, ziomek.

Nott spojrzał podejrzliwie na wytatuowanego chłopaka.

Wygrać Wojnę: PokrewieństwoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz