Rozdział 7: Porthcurno

217 13 0
                                    

Niedziela,dziewiąty lipca 1995

— Jak tam twoi koledzy? Zauważyłem, że zacząłeś zadawać się z miejscowymi chuliganami — zagaił Tobiasz podczas niedzielnego lunchu, który czekał na Harry'ego, gdy ten obudził się koło południa.

— Są w porządku.

— Uhm. Dobrze, że masz znajomych. Severus był takim dzikusem... Albo siedział sam, albo szlajał się za tą dziewuchą.

— Jaką dziewuchą?

— Taką rudą, przemądrzałą paniusią z sąsiedztwa.

Harry parsknął rozbawiony. Ciężko mu było sobie wyobrazić zakochanego Mistrza Eliksirów, którym dyrygowałaby jakaś dziewczyna.

Po kolejnej chwili krępującej ciszy, Tobiasz ponownie spróbował zacząć rozmowę:

— Zacząłeś już odrabiać zadania wakacyjne, żeby nie zostawiać tego na ostatnią chwilę?

Na eseje miał jeszcze dużo czasu. Zostały mu prawie dwa miesiące wakacji, ale nie sądził, żeby zaprzeczanie było dobrym pomysłem. Kilka dni wcześniej prawie zabrał się za pisanie, jednak schodząc po książki stwierdził, że lepiej zrobi, sprzątając piwnicę. Chciał spróbować też otworzyć stojący tam kufer, jednak bez efektu. Zaklęcia Alohomora nie mógł użyć. Udało mu się natomiast odczepić metalową zaślepkę z wizerunkiem węża. Patrząc na jej wewnętrzną stronę, nie trzeba było geniusza, żeby domyślić się, że Eileen była Ślizgonką. Na tle płomieni został wygrawerowany wąż, z tym, że otaczał on miecz.

Pod zaślepką znajdowało się wgłębienie w kształcie latawca z dziurką od klucza. Harry postanowił, że koniecznie musi go odnaleźć. Miał nadzieję, że będzie gdzieś w domu. A jeśli nie, to może uda mu się zorganizować jakiś łom. Czuł, że w kufrze znajdzie odpowiedzi na nurtujące go pytania. Może nawet dowody, które rzucą światło na tą popieprzoną sytuację, w której się znalazł.

— Harry! Słuchasz mnie? — Tobiasz pstryknął palcami przed jego twarzą.

— Tak, przepraszam. Jasne, powoli wszystko odrabiam.

— Dobry chłopak. — Kąciki ust Tobiasza uniosły się powoli. — A co z tym listem z ocenami? Jeszcze nie przyszedł?

— Nie wiem. Zwykle pod koniec lipca przychodzą listy książek. — Harry wzruszył ramionami, a Tobiasz nie drążył dalej tematu.

Po zjedzonym posiłku, zebrał talerze i pozmywał. Dopiero wtedy poszedł do przedpokoju i założył buty.

— Wychodzę. — Poinformował mężczyznę, chwytając za klamkę.

— Kiedy wrócisz?

— Nie wiem. Wieczorem.

— To nie zapomnij wziąć kluczy, bo może mnie później nie być.

— Okej — przytaknął Harry, pożegnał się i wyszedł.

HPHPHPHPHP

— No, no, co za miłe spotkanie! Czy to nie laleczka, nasza nowa gwiazda drużyny? — Harry jęknął w duchu, słysząc ten głos. Była to jedna z niewielu osób, których nie chciał spotkać. Skrzywił się, gdy wysoki chłopak podszedł, zdecydowanie nad nim górując. — Urządzam imprezę w sobotę.

— Chyba nie myślisz, że chcę się tam pojawić? — odparł Harry, siląc się na kpinę w głosie.

Na twarzy większego chłopaka pojawił się grymas.

— Chyba nie myślisz, że chcę cię zaprosić? — odparował. — Potrzebuję ludzi do podawania drinków. — Zmierzył Harry'ego wzrokiem. — Trzeba pomagać biedakom, więc proponuję ci fuchę. — Uśmiechnął się złośliwie.

Wygrać Wojnę: PokrewieństwoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz