Rozdział 17: Departament Tajemnic.

204 9 8
                                    


Podziękowania dla cudownej Jasmin Kain za doradztwo i betowanie:)

Z bijącym sercem, Harry wszedł do domu. Czekała go jeszcze jedna konfrontacja. Dopiero teraz na poważnie zaczął się obawiać tego, że Tobiasz mógł być nadal zły za incydent z „panem Weasleyem".

— Cześć — przywitał się Harry napiętym głosem. Tobiasz leżał na kanapie przed telewizorem i oglądał mecz piłki nożnej.

— O, synek marnotrawny w końcu raczył pojawić się w domu — rzucił mężczyzna, pociągając duży łyk piwa z butelki. Nie odwracając wzroku od telewizora, dodał: — Zjeżdżaj na górę i nie przeszkadzaj. Widzisz, że zajęty jestem.

Harry przełknął głośno i poczuł ukłucie żalu, przypominając sobie o tym, co naopowiadał Syriuszowi.

— Przepraszam za tamto — powiedział, mimo że absolutnie nie poczuwał się do winy. Nie chciał jednak, żeby mężczyzna wciąż miał mu za złe kłótnię sprzed kilku dni. — Możesz się już na mnie nie złościć?

Tobiasz spojrzał na niego, jakby rozważał pytanie.

— Dobra, dobra. Ale idź już. Przyniosłem ci farbę, jutro zaczniesz malować mieszkanie. Jutro no... możesz mi opowiedzieć, jak tam u tego rudego kumpla było. Teraz oglądam ważny mecz.

— Okej. Jasne. — Harry westchnął i skierował się powoli do swojego pokoju.

Był zmęczony. Zarówno kłótnia z Dumbledore'em i Lupinem, jak i czas spędzony z Syriuszem sporo go kosztowały. W kontekście rozmowy z ojcem chrzestnym, zachowanie Tobiasza jeszcze bardziej go ubodło, ale przynajmniej nie był już na niego zły.

Mimo zmęczenia, przewracał się z boku na bok, nie mogąc usnąć. Myślał o obietnicy złożonej Syriuszowi. Musiał znaleźć jakiś sposób, aby złapać Pettigrew. Nie miał co liczyć na współpracę z Zakonem. Frustrowało go zachowanie dyrektora. Zastanawiał się, dlaczego mężczyzna za wszelką cenę chciał go odsunąć od jakichkolwiek informacji. Przez pierwsze jedenaście lat swojego życia nie miał pojęcia, że magia w ogóle istniała. I z tego, co się dowiedział, to właśnie dyrektor i Hagrid zostawili go na wycieraczce u Dursleyów.

Zupełnie jak jakąś gazetę albo mleko, pomyślał gorzko.

Co by się wtedy stało, jeśli obudziłby się w środku nocy i gdzieś się oddalił? Przecież półtoraroczne dzieci już potrafią chodzić, albo przynajmniej poruszają się na czworaka. Nie mówiąc już o legalności zrzucenia Dursleyom na głowę niechcianego, magicznego dzieciaka.

Dumbledore zdecydowanie za bardzo ingerował w jego życie, ale dopiero teraz Harry uświadamiał sobie, że niekoniecznie kierował się tym, co było dla niego najlepsze. Poczuł się w pewien sposób zdradzony. A może, tak jak powiedział Lupin, rzeczywiście był zbyt roszczeniowy? W końcu Dumbledore był tylko dyrektorem szkoły, do której Harry uczęszczał, więc nie powinien oczekiwać specjalnego traktowania, na przykład w postaci dodatkowych zajęć z obrony.

W ciągu ostatniego tygodnia Harry przewertował książkę, którą otrzymał od Syriusza. Przećwiczył sobie na sucho wszystkie zaklęcia, jednak nijak miało się to do praktyki. Skłamałby mówiąc, że nie bał się Voldemorta. Miał świadomość, że do tej pory przetrwał tylko dzięki swojemu szczęściu. Wiedział, że pewnego dnia i ono go opuści.

Chłopiec westchnął. Wstał i zaczął przechadzać się po pokoju.

Nagle poczuł się całkiem samotny. Najpotężniejszy psychopata na świecie, z którym tak naprawdę nie miał żadnych szans w walce, chciał go zabić, a on mógł liczyć tylko na siebie. Owszem, Syriusz zrobiłby dla niego wszystko, jednak tego dnia nastolatek zobaczył na własne oczy, w jak słabej kondycji psychicznej był mężczyzna. Harry nie miał prawa przysparzać mu więcej zmartwień, a co więcej, to on powinien być wsparciem dla ojca chrzestnego i zrobić wszystko, by mu pomóc. Zastanawiał się, co było w tych eliksirach, które mężczyzna pił. Coś go tchnęło i wziął ze sobą puste fiolki. Może zapyta Notta. Ślizgon i tak wisiał mu przysługę za Plangentinkę, a to była okazja, by mógł się zrewanżować.

Wygrać Wojnę: PokrewieństwoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz