Prolog

622 27 5
                                    

15 grudnia, 2017

Louis wpatruje się w odsłoniętą ceglaną ścianę ich drogiego apartamentu i wie, że taka ściana buduje się między nimi od miesięcy. Cegła po cegle stała się czymś nie do przebicia. Zegar na kominku tyka, minuta po minucie, godzina po godzinie, kiedy Harry nie wraca do domu. Tym razem nawet nie pofatygował się, żeby napisać smsa z wymówką, co Louisowi nie przeszkadza. Ma już dość wysłuchiwania wymówek Harry'ego.

W końcu podchodzi do dużych okien, z których rozciąga się widok na rzekę Missisipi i urwiska po drugiej stronie. Nie ma na co patrzeć o tej porze roku, woda jest stalowoszara, gdy płynie zimna i surowa pod wielkimi stalowymi belkami ogromnego mostu, który ją przecina. Kiedy, lub jeśli, spadnie śnieg, scena będzie wyglądać całkiem malowniczo, ale do tego czasu wpatruje się w Louisa, ponura i bezlitosna.

Spakowana torba leży w przedpokoju i czeka na Louisa, aby ją stąd zabrał, ale on czeka na ostatnią szansę, żeby wszystko omówić. Nie żeby rozmowa wiele pomogła, a może problem polegał na tym, że właściwe słowa nigdy nie przychodziły, ale po prostu nie może odejść bez rozmowy z nim. Wpatruje się w przestrzeń, w której mieszka od sześciu lat, i nie może uwierzyć, że to właśnie tu spędził te lata. Oprawione w ramki zdjęcia, które kiedyś zrobił Harry, nadal wiszą na honorowych miejscach na ścianach, ale ten Harry, ten, który zrobił te zdjęcia, wydaje mu się teraz zupełnie zagubiony.

Przychodzi SMS.

Jesteś tam jeszcze?

To Zayn. To tam pójdzie z nim jego spakowana torba, jeśli Harry wróci do domu i będzie w stanie, żeby z nim porozmawiać. Walić to. Będzie z nim rozmawiał bez względu na to, w jakim stanie wróci do domu.

Tak. Nadal tu jestem. Jeszcze nie wrócił do domu.

Cicho dziękuje wszechświatowi za przyjaciela, który zawsze jest przy nim. Wie, że Zayn przygotował dla niego drugą sypialnię w swoim mieszkaniu, a pizza jest w pogotowiu. Powtarza sobie: tylko jeśli będę tego potrzebował, ale w tym momencie nie wyobraża sobie, żeby ta rozmowa poszła dobrze, zwłaszcza jeśli Harry pił. Jest wdzięczny, że ma dokąd pójść, i nie jest to dom jego mamy. Myśl o powiedzeniu mamie, że to koniec, sprawiłaby, że byłoby to bardziej realne, niż może sobie z tym teraz poradzić.

Będę na ciebie czekał, chyba że zechcesz inaczej.

Louis odpisuje kciukiem i chowa telefon do kieszeni.

Od wielu godzin ma na sobie buty. Nie ma żadnego powodu, by je zdjąć. W głębi siebie wciąż ma małą nadzieję, że Harry da mu powód, by zdjąć buty, jakiś powód, by zostać.

Czarne Vansy, które codziennie nosi do pracy, wystukują rytm na lśniącej podłodze z twardego drewna. Kładzie ręce na kolanach i pochyla się do przodu, starając się utrzymać równy oddech, starając się zachować jak największy spokój, ale jego serce przyspiesza, gdy słyszy klucz w drzwiach.

Harry potyka się w drzwiach w sposób, który Louis kiedyś uznałby za ujmujący, ale teraz wie, że to dlatego, że Harry znowu pił po pracy. Klucze spadają na podłogę z łoskotem, który zaskakuje ich obu. Harry w końcu odwraca się i zauważa Louisa siedzącego na kanapie.

- Czekasz na mnie, Lou?

- Jest ósma trzydzieści. Trochę za wcześnie na pójście do łóżka, nie sądzisz?

- Jest dopiero ósma trzydzieści? - pyta Harry, mrużąc oczy na zegarek. Wydycha powietrze, a Louis przysięga, że może stąd wyczuć alkohol. – Myślałem że jest później, zwłaszcza, że siedzisz tam jak moja matka, czekając na mnie po tym, jak przegapiłem godzinę policyjną.

Consequences L.T & H.S ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz