Ze snu wyrwało mnie nagłe szarpnięcie.
-Co, co jest? - mruknęłam śpiąco.
-Nic, nic śpij dalej - szepnął mój brat, ale zmiana otoczenia mnie zaniepokoiła.
Przecież usnęłam u siebie, a dokładniej u Sam'a w pokoju. A po odgłosach zgaduję, że jesteśmy w samochodzie. Nagle się ożywiłam. Odwróciłam się i zobaczyłam moje walizki na tylnym siedzeniu.
- Bartek, gdzie my do cholery jedziemy.
- Na lotnisko. - odpowiedział obojętnym tonem, jakby latał samolotami codziennie.
Wzięłam głęboki oddech.
- Ale jak to, braciszku kochany, na lotnisko. Jest, tak jakby, środek tygodnia i mam, tak jakby, szkołę, więc gdzie lecimy?
Chłopak zjechał na pobocze i zatrzymał auto. Odetchnął głęboko i spojrzał mi w oczy.
- Anulowali twoją wizę.
Moje serce stanęło.
Wiecie jak to jest? Macie plany, plany na całe życie, macie przyjaciół i ukochaną osobę, znaleźliście swoje miejsce na ziemi i nagle wszystko, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, tak po prostu się zawala. Nagle nie macie niczego. Musicie wrócić do szarej rzeczywistości, rzucić wszystko wbrew własnej woli i kontynuować ten koszmar, który przeżywaliście jeszcze tak niedawno.
Czułam, jak się rozpadam. Nie powiedziałam nic.
- Przykro mi, przepraszam. - szepnął, kładąc mi na kolanach paszport i bilety lotnicze.
Nie panowałam już nad sobą. Podciągnęłam kolana pod brodę i szlochałam, próbując pogodzić się z losem.
Za niecałe 24 godziny będę znowu w Polsce. Tam, gdzie wszystko się zaczęło, gdzie popełniłam swoje pierwsze błędy. Gdybym miała wybierać - zginąć czy wracać do ojczyzny, oczywiście, że wolałabym zginąć. Za żadne skarby świata nie chciałam wracać do Europy. Teraz Ameryka była moim domem, to tam miałam przyjaciół - Dominikę, Jack'a, Emily i, co najważniejsze, Sammy'iego. Co będzie, jeśli się obudzi, a mnie przy nim nie będzie? Nigdy nie wybaczyłabym tego mojemu bratu.
- Jesteśmy.
Podniosłam wzrok. "Millard Airport" - głosił napis na dachu kolosalnej budowli.
- Witam ponownie. - mruknęłam.
Kiedy przylatywaliśmy do USA, lądowaliśmy właśnie tutaj.
Pociągnęłam za rączkę walizki i najwolniej jak umiałam, skierowałam się do hali odlotów.
- Mam czekać z tobą na samolot? - Bartek dogonił mnie już wewnątrz budynku. Zatrzymałam się przed krzesłami i odwróciłam do brata z ironicznym uśmiechem na ustach.
- Zrobiłeś już dzisiaj dla mnie tyle dobrego, że to już możesz sobie oszczędzić.
- Zuzia, przestań. Wiesz, że to nie moja wina.
Przewróciłam oczami.
- Daj już sobie spokój i wracaj do Kingi i Filipa.
Chłopak spojrzał na mnie smutno.
- Jesteś pewna?
- Nie mam pięciu lat, dam sobie radę. To tylko lot na drugi koniec świata.
Bartek podszedł do mnie i przytulił, ale nie odwzajemniłam uścisku.
- Uważaj na siebie, siostra.
- Jasne.
Usiadłam na najbliższym krześle i patrzyłam na oddalającego się Bartka.
- Taka młoda dziewczynka sama leci do Europy? - zagadnęła starsza pani, siedząca obok mnie.
- Niestety. - odpowiedziałam z uśmiechem, wzdychając
- A to niestety to dlatego, że sama czy że z przymusu?
- Dlatego, że z przymusu. Mam tutaj przyjaciół, brata z rodziną i można powiedzieć, że chłopaka.
Czułam jak łamie mi się głos.
- A kochasz ich, dziecinko?
- Całą sobą. - uśmiechnęłam się na wspomnienie uśmiechu Sam'a - I nigdy o nich nie zapomnę.
- I oni też o tobie nigdy nie zapomną, gwarantuję ci to.
- Pasażerowie lotu 956321 Omaha-Warszawa proszeni są do bramy numer 21- Na mnie juz pora. Dziękuję pani za rozmowę. - powiedziałam, wstając z krzesła.
- Drobiazg, kochanie. Przyjemnego lotu.
- Dziękuję, do widzenia! - zawołałam, powoli odchodząc w kierunku bramy 21. Podałam swój paszport i bilet stewardessie stojącej przy wejściu do tunelu.
- Dziękuję i życzę przyjemnej podróży. - powiedziała przesłodzonym głosem z uśmiechem przyklejonym do twarzy.
Odwzajemniłam uśmiech i weszłam do tunelu. W końcu dotarłam do ciężkich, ołowianych drzwi, które pchnęłam. Zimny powiew październikowego wiatru owionął moją twarz. Zmrużyłam oczy przed porannym słońcem. Poprawiłam torbę na ramieniu i skierowałam się w stronę schodów do samolotu.
Kolejna stewardessa, tym razem blondynka, stojąca u szczytu schodów uśmiechnęła się do mnie służbowo.
- Pani godność?
- Susan Nowak. - odpowiedziałam, pokazując paszport. Blondynka sprawdziła coś na swojej liście i uśmiechnęła się znowu.
- Dziękuję i życzę miłego lotu.
Odwzajemniłam uśmiech i weszłam do kabiny.
Miejsce 21B. Dzięki Bogu, przy oknie. Schowałam torbę do schowka nade mną, wcześniej wyjmując wysłużone już "Norwegian Wood" Murakamiego i usiadłam na swoim miejscu. Podniosłam roletę o spojrzałam na pas startowy.
Ostatnie spojrzenie na Omaha - miasto, które zmieniło moje życie.
- Będę tęsknić, Sammy. - szepnęłam, wycierając policzek z łzy, która zdążyła już uciec spod powieki.
- Witamy na pokładzie. Lot 956321 rozpocznie się...
Wracam. Do "domu".
___________________________
witam witam witam :>
jak na pewno zauważyliście zmieniłam okładkę ( ale nikt mi nie wysłał żadnego zdjęcia, lenie jedne ), która wg mnie nareszcie pasuje do tego ff
I od razu tłumaczę- nie wiem jak to się odbywa na lotnisku, nigdy nie byłam na lotnisku, nie leciałam samolotem, więc na pewno pominęłam coś ważnego (np kontrolę bagażu, jestem idiotką)
dodaję ten rozdział głównie dlatego, że jest już 3k!!!!!!!!!!!
kocham, całuję, lofki kiski, wilksvans
( gwiazdkującym lofki kiski razy dwa )
CZYTASZ
All I need | Sam Wilkinson and Jack Gilinsky [ZAWIESZONE]
Hayran Kurgu[OPOWIADANIE ZAWIESZONE, BRAK KONTYNUACJI, NIEDŁUGO ZOSTANIE USUNIĘTE] Czy przeprowadzka za ocean to nie za dużo dla szesnastolatki i jej przyjaciółki? Zależy z jakiego punktu widzenia. Czy każdy ma prawo do tajemnic? Zależy do jakiej i kto. A czy b...