Rozdział 47 Zuzanna

697 19 0
                                    


– Zapraszam! – usłyszałam zza drzwi i złapałam drżącą dłonią klamkę.

Wiedziałam, że jeśli szef będzie miał dla mnie złe informacje, będę zmuszona iść na policję i składać zeznania, zawiadomić bank o kradzieży karty oraz złożyć wniosek o nowe dowód osobisty. No i zacząć odkładać na nowy telefon.

Wciągnęłam w płuca łapczywie powietrze i weszłam do środka.

Przywitał mnie surowy wzrok szefa. Jedyne co czułam to wstyd.

– Dzień dobry. – Uśmiechnęłam się sztucznie i powoli podeszłam do biurka.

– Witaj Zuzanno. Usiądź, proszę. – Wskazał dłonią na dwa fotele.

Zajęłam miejsce, zgodnie z jego poleceniem. Wlepiam wzrok w biurko i czekałam.

– Jesteś na mnie zła? - zapytał poważnie.

– Co?

– Nie co, tylko jeśli już to proszę lub słucham – skrytykował oschle, podnosząc lewą brew.

– Słucham? – wycedziłam, krzyżując z nim spojrzenie.

Jego kasztanowe tęczówki uważnie mi się przyglądały, zrozumiałam, że toczymy cichą wojnę na spojrzenia, której nie zamierzałam przegrać.

Byłam wystarczająco zdenerwowana własną sytuacją, brakiem dokumentów czy telefonu, a on zamiast powiedzieć czy wie coś na ten temat, czy nie, wolał czepiać się słówek.

Czułam, jak policzki różowieją mi pod wpływem intensywnego spojrzenia ciemnych oczu. Nie miałam pojęcia, dlaczego jego wzrok mnie tak zawstydzał. Mimo wszystko wciąż nie spuszczałam wzroku i postanowiłam wykorzystać jego milczenie.

– Nie zrozumiałam pańskiego pytania, ale widzę, że nie ma pan zamiaru tego wytłumaczyć, więc uznaję temat za zakończony. Zamiast tego jestem ciekawa, czy powie pan coś na ten temat, przez który się tutaj spotkaliśmy – powiedziałam, lekko się uśmiechając.

Wygrałam!

– Oczywiście. – odchrząknął, po czym wstał, jednoznacznie spuszczając że mnie na chwile spojrzenie.

Śledziłam jego każdy krok, gdy wychodził zza biurka i podchodził do mnie. Zajął miejsce w fotelu obok. Poczułam się niezręcznie pod wpływem jego bliskości, ale nie chciałam dać tego po sobie poznać.

Wzięłam głęboki wdech, zaciągając się przy tym mocnym zapachem jego perfum. Oprócz nich poczułam też woń dymu tytoniowego, świadczącą o tym, że chwilę przed moją wizytą musiał palić papierosa.

– Najpierw chciałbym usłyszeć odpowiedź na pytanie, które ci zadałem. Jesteś zła na mnie za to, co zrobiłem? – zapytał, łapiąc delikatnie mój podbródek.

– Nie. Jestem ci, to znaczy panu wdzięczna.

Pogładził kilkudniowy zarost, patrząc już łagodniej. Lekko się uśmiechnął i położył dłoń na moim kolanie.

– Zuzanno musisz na siebie uważać. Naprawdę dzisiaj mogłoby cię tu nawet nie być.

– Wiem. Naprawdę nie mam pojęcia, jak to się stało. Jeszcze raz dziękuję.

– Nie dziękuj, tylko obiecaj mi coś.

– Co takiego? – zapytałam zmieszana.

– Obiecaj, że nigdy nie dopuścisz do takiej sytuacji. Będziesz rozważna w klubach, a najlepiej będziesz stronić od takich miejsc. Będąc tylko z koleżanką, nie miałaś nawet nikogo, kto mógłby ci pomóc. A Kamila była tak pijana, że jej pewnie nie trzeba byłoby niczego dosypywać, żeby zabrać ją z klubu. Gdybym przypadkiem nie trafił na nią w drodze do toalety... – urwał, wzdychając głośno. – Nawet nie chcę myśleć o tym, co mogło ci się stać.

– Obiecuję, że będę ostrożna. Ta sytuacja wiele mnie nauczyła – przyznałam. – Ale co pan właściwie robił w takim klubie? To raczej za niski poziom jak na pana – palnęłam, chcąc szybko zmienić temat.

Szef zaśmiał się i zabrał dłoń z mojego kolana, za co podziękowałam mu w myślach.

– Mój znajomy zamierza otworzyć klub. Od jakiegoś czasu chodzimy po klubach, od najtańszych do najdroższych i zbieramy informacje, które mogą mu się przydać do założenia własnego.

– Aa – odpowiedziałam mało ambitnie.

– Ale nie po to tu przyszłaś, by o tym słuchać. – Wstał i wrócił za biurko. Wyjął z jednej z szafek moją torebkę i położył ją na biurku. – Proszę.

– Dziękuje – odparłam, wypuszczając głośno powietrze. Poczułam, jakby kamień spadł mi z serca. Wzięłam torebkę i zrobiłam dwa kroki w tył.

– Sprawdź, czy nic nie zginęło – przypomniał szatyn.

W pośpiechu odsunęłam zamek. Wśród ubrań i kilku kosmetyków znalazłam klucze i komórkę, a po chwili również portfel. Otworzyłam go i sprawdziłam, czy wszystko jest w nim na swoim miejscu, ale na szczęście nic nie zginęło.

– Jest wszystko. Dziękuję bardzo.

– Nie ma za co. Podwieźć cię?

– Nie dziękuję. Współlokator nie wiedział, czy będę mieć klucze, czy nie, dlatego zaoferował, że odbierze mnie z pracy – wyjaśniłam.

– A, to bardzo dobrze.

– Do zobaczenia Zuzanno.

– Do widzenia.

Opuściłam gabinet, po czym szybko zjechałam windą na podziemny parking.

Zgodnie z moimi przypuszczeniami Diego już czekał.

– O, widzę, że odzyskałaś torebkę! Bardzo się cieszę – powiedział, gdy tylko wsiadłam do samochodu.

– Nie czekałeś długo?

– Nie, dopiero podjechałem. Byłem pewny, że to ty będziesz czekać na mnie – zaśmiał się. – Obejrzymy dzisiaj jakiś film?

– Ale wiesz, że już mam klucze. Nie jesteś przywiązany do mieszkania. – mrugnęłam żartobliwie.

– Wiem, ale i tak mam wolne, więc z chęcią wykorzystam wolne popołudnie na odpoczynek. Zamówimy sobie coś do jedzenia z dowozem. Po drodze kupimy wino. Hmm?

– Chcesz mnie uwieść – zaśmiałam się, co Diego również skwitował beztroskim śmiechem.

Z uśmiechem na ustach było mu do twarzy. Wyglądał dużo przystojniej, a zamiast sztywnego, typowego karka z siłowni, zmieniał się w pogodnego mężczyznę. Od tradycyjnych polskich siłaczy wyróżniała go jeszcze hiszpańska uroda, która zdecydowanie była jego wielkim atutem.

Gdy tylko przekroczyłam próg swojego pokoju, od razu wybrałam numer Kamili.

– Część! Możesz rozmawiać?

– Hej. Tak, właśnie wracam z wykładów. Widzę, że udało ci się odzyskać telefon.

– Tak, na szczęście. Klucze, portfel, wszystko odzyskałam.

– Bardzo się cieszę, nawet nie wiesz, jak się martwiłam.

– Miałam więcej szczęścia niż rozumu. – wyznałam.

– Racja. Mnie też go zabrakło w ten weekend. Stanowczo za dużo wypiłam, dobrze, że bezpiecznie trafiłam do domu.

– Jak przyjedziesz następnym razem, nigdzie nie idę. – zadeklarowałam.

– No ja już też nie mam najmniejszej ochoty.

– Twój szef nie miał problemu ze znalezieniem torebki? Jak w ogóle mu się to udało? – zapytała zaciekawiona Kamila.

– Szczerze mówiąc, nie wiem. Torebka była w klubie. Nie chciałam wnikać, i bez tego było mi wystarczająco głupio. – Westchnęłam.

– Jasne. Co teraz robisz?

– W sumie to nic. Dopiero wróciłam z pracy. A w planach dobre żarełko, wino i film z Diegiem.

– Czyżby się coś kroiło? – zażartowała przyjaciółka.

– Nie denerwuj mnie nawet – powiedziałam, śmiejąc się. – Marcin dostarczył mi wystarczająco emocji na ten rok, kolejnych nie potrzebuję.

– A mi by się przydały – westchnęła rozmarzona przyjaciółka.

– Doprawdy? Jak chcesz takich emocji, to bierz studentów pierwszego roku, pewnie część z nich zrezygnuje lub zostanie wydalona więc może uda ci się przeżyć nieudany związek. – odparłam uszczypliwie.

– Bardzo zabawne. Dobra muszę kończyć, wchodzę do pokoju, a nie chcę rozmawiać przy współlokatorkach.

– Dobra, na razie.

– Pa!

– Zuza, co zamówić?! – krzyknął zza drzwi Diego.

– Zdaje się na ciebie, wszystko byle nie owoce morza – odpowiedziałam, po czym usłyszałam głośny śmiech na korytarzu.



***



Położyłam się wcześniej spać, by móc dobrze zregenerować się przed kolejnym dniem pracy. Popołudnie i wieczór spędzony z Diegiem pozwolił mi się zrelaksować.

Zdziwiło mnie, że w jednym z wybranych przez Diega filmów był motyw dosypania pigułki gwałtu kobiecie, a w drugim handel kobietami. Miałam wrażenie, że miało to związek z weekendem, ale z drugiej strony skąd Diego miałby o czymkolwiek wiedzieć? Uznałam to więc za przypadek, choć trochę mnie przeraziły te filmy. Na szczęście trzecim filmem była komedia, przy której uśmialiśmy się do łez.

W jego obecności czułam się bardzo bezpiecznie, mimo że znałam go od niedawna. Okazał się być dobrym kolega z fajnym poczuciem humoru i zrozumiałam, że chyba dotąd brakowało mi kogoś takiego w moim życiu. Zwłaszcza gdy Kamila wyjechała na studia. Tak przynajmniej po pracy mogłam spędzić z kimś miło czas.



***


W pośpiechu zerknęłam na zegarek.


– Kurwa! Pięć minut spóźnienia – bąknęłam pod nosem.

Przyspieszyłam kroku i skręciłam za rogiem, gdy nagle wpadłam na Oliwię.

Złapałam się na czoło, które mocno zabolało podczas zderzenia z czołem Oliwi.

– Przepraszam, zamyśliłam się – powiedziała, masując głowę.

– To ja przepraszam. Śpieszyłam się i cię nie zauważyłam.

Stałyśmy kilka sekund w milczeniu, trzymając się na obolałe części ciała, po czym nagle wybuchnęłyśmy śmiechem.

– Kiepsko się zaczyna dla nas ten dzień – skomentowała z uśmiechem kobieta.

– Oj bardzo kiepsko – odpowiedziałam, odwzajemniając uśmiech. – Dawno cię nie widziałam. Wyjechałaś gdzieś czy po prostu się mijałyśmy? – zapytałam, zapominając o spóźnieniu.

– Problemy sercowe. – Mrugnęła porozumiewawczo. – Częściowo pracowałam w domu, sporadycznie pojawiając się w pracy. Właściwie myślałam, by zrezygnować z pracy, ale Szymon daje mi coraz więcej obowiązków. Mam wrażenie, że coś innego zajmuje jego umysł. Miałabym wyrzuty sumienia, gdybym odeszła w takim momencie. Moja biedna następczyni mogłaby zostać zasypana na sam początek takim natłokiem obowiązków, że nie byłaby w stanie tego udźwignąć – wyjaśniła.

– Czyli zgaduję, że złamał ci serce ktoś z pracy? – zapytałam nieśmiało. Czyżby Szymon? – dodałam w myślach.

Czemu pomyślałam akurat o nim?

– Nie. Po prostu podczas zmiany pracy, zmieniłambym również miejsce zamieszkania.

– Bez ciebie to miejsce nie byłoby takie samo – wyznałam smutno.

Oliwia była chyba najmilszą i najpogodniejszą osobą, jaką poznałam z hotelu. Każdym uśmiechem emanowała wokół siebie pozytywną aurę.

– Możesz być spokojna, na razie zostanę. Przynajmniej do końca roku. Postanowiłam, że jeśli zacząć nowe życie to tylko w nowym roku.

– Mam nadzieję, że do tego czasu zmienisz zdanie.

– Wszystko jest możliwe. – Uśmiechnęła się jeszcze szerzej.

Zza rogu wyszedł szef, który zmierzył mnie surowym spojrzeniem. Po czym przeniósł wzrok na swój nadgarstek.

Cholera!

– Pani Zuzanno wydaje mi się, że jest pani spóźniona, a zamiast biec w pośpiechu do sali urządza sobie pani pogaduszki? - zapytał chłodno.

– Ja, ja tylko... – zaczęłam, ale Oliwia przerwała mi, ratują tym samym mój tyłek.

– Ja ją zatrzymałam. Miałam do przekazania coś ważnego związanego z jej pracą. Wiem, że powinnam zrobić to po godzinach, ale w momencie, gdy Zuza kończy mamy dziś umówione spotkanie służbowe. Pamięta o nim szef?

– Tak, oczywiście. – odchrząknął. – Dobrze, w takim razie przekaż, co masz przekazać i przyjdź do mnie za pół godziny.

– Oczywiście, szefie.

Szymon rzucił mi jeszcze jedno, krótkie spojrzenie i ruszył szybkim krokiem dalej. Chwilę śledziłam go wzrokiem, po czym, gdy byłam pewna, że nie usłyszy, zwróciłam się do Oliwi:

– Bardzo ci dziękuje.

– Nie ma sprawy. Widać znów jest nie w humorze, nie przejmuj się nim, ale leć już, bo faktycznie możesz mieć problemy. Gdyby ktokolwiek miał ci za złe, powiedz, że ja cię zatrzymałam i jeśli ktoś ma z tym problem, niech się kontaktują ze mną.

– Jeszcze raz ci bardzo dziękuję.

– Miłego dnia!

– Wzajemnie!

Ominęłam ją i ruszyłam niemal pędem w stronę sali restauracyjnej, pomijając wizytę w szatni. Wolałam zostawić rzeczy na kuchennym zapleczu niż tracić kolejne minuty, których straciłam już zdecydowanie za wiele.

Przepraszam, szefieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz