Rozdział 13 Zuzanna

1.2K 35 2
                                    

– Jesteś taka piękna – powiedział Szymon, delikatnie muskając ustami płatek mojego ucha. Bezwstydnie mi się przyglądał, centymetr po centymetrze lustrował moje nagie ciało. Spuściłam wzrok, coraz bardziej się wstydząc.

Dotknął dłonią mojej lewej piersi, po czym złapał sutek w dwa palce i ścisnął go tak mocno, że z moich ust wydobył się jęk.

– Patrz na mnie! – warknął stanowczo.

Powoli podnosiłam wzrok, mając przed oczami idealnie wyrzeźbione ciało. Dotknęłam wzrokiem mocno zarysowanej szczęki i dużych ust, które aż prosiły się o pocałunek. Spojrzałam w brązowe oczy, które błyszczały z podniecenia. Nasze oddechy łączyły się powoli we wspólnym tańcu, gdy nagle mężczyzna się odsunął.

– Muszę już iść. – powiedział smutno i nagi opuścił pomieszczenie.

Po chwili jednak drzwi się otworzyły, spojrzałam z nadzieją, że Szymon do mnie wrócił. Jednak zamiast niego, w progu stał Mariusz. W ręku trzymał butelkę wódki. Nie spuszczając ze mnie wzroku, przekręcił kluczyk w zamku.

Stałam naga na środku pokoju, a palące uczucie strachu paraliżowało moje ciało.

– Nie zbliżaj się! – krzyknęłam w panice.

Pijany mężczyzna nie zareagował i chwiejnym krokiem zaczął się do mnie zbliżać.

– Szymon znowu cię uderzy! – Próbowałam odwrócić jego uwagę.

On jednak zaśmiał się szyderczo i zmniejszył dzielący nas dystans. Z tej odległości dostrzegłam, że miał rozbity nos, z którego wypływała strużka krwi, a oko było prawie niewidoczne spod opuchniętej i sinej powieki. Chciałam zrobić krok w tył, ale potknęłam się o coś i z hukiem upadłam na drewnianą podłogę. Mariusz od razu to wykorzystał; rzucił się na mnie i złapał mnie mocno za włosy.

– Pij szmato! – wrzasnął i odciągając moją głowę do tyłu, przytknął mi do ust butelkę.

– Będziesz pijana, to się zabawimy. – oznajmił, po czym chrapliwie się roześmiał.

Przechylił butelkę, część alkoholu dostała się do moich ust, a część spłynęła po mojej szyi i nagich piersiach. Zaniosłam się kaszlem, palący smak alkoholu sprawił, że z moich oczu popłynęły łzy. To mnie orzeźwiło, adrenalina pchnęła mnie do rękoczynów, zaczęłam się szarpać z całej siły, udało mi się wytrącić wódkę z ręki Mariusza. Spoliczkował mnie, ale mimo to nie przestawałam się bronić, orałam paznokciami jego twarz, kopałam, ale jednocześnie traciłam siły. Był dla mnie zbyt silny. W końcu zamknęłam oczy, by nie widzieć jego twarzy, gdy będzie mnie krzywdził.

– Uspokój się Zuza! – warknął, gdy ostatkiem sił próbowałam wyszarpnąć się z niechcianego uścisku.

– Nie. Zostaw mnie! – wyjąkałam, zanosząc się od płaczu.

– Zuzka kochana, już dobrze. – usłyszałam jakiś inny głos, ale nie byłam w stanie go rozpoznać.

Powoli otworzyłam oczy i mrugając kilkakrotnie, próbowałam przyzwyczaić wzrok do światła. Jednak dopiero po kilkunastu sekundach dostrzegłam, kto trzymał moje dłonie. Podniosłam się gwałtownie do pozycji siedzącej i bardzo mocno przytuliłam przyjaciółkę. Kamila odwzajemniła uścisk, szepcząc:

– Już dobrze, to tylko zły sen. Złapałam cię za ręce, byś nie zrobiła sobie krzywdy, bardzo się rzucałaś, nie mogłaś się obudzić – wyjaśniła przyjaciółka, a ja westchnęłam z ulgą, wiedząc, że mój koszmar już się skończył.

– Wszystko dobrze? – zapytała i odsunęła się, by na mnie spojrzeć.

– Tak, już dobrze. Przepraszam, pewnie cię obudziłam. – zapytałam, ocierając mokrą od łez twarz.

Zdałam sobie sprawę, że byłam cała przepocona łącznie z włosami, które lepiły mi się do twarzy.

– Tak, ale to nic. Za pół godziny powinien zadzwonić twój budzik, ale może wstań już. Ty się wykąpiesz, a ja w tym czasie zrobię ci kawę.

– Jesteś kochana! Dziękuję! – cmoknęłam Kamile w policzek i szybko udałam się do toalety.

Wzięłam prysznic i umyłam głowę w ekspresowym tempie, by zdążyć jeszcze wysuszyć włosy. W szlafroku dołączyłam do przyjaciółki, która siedziała przy małym, białym stoliku barowym i popijała swoją kawę. Kofeina szybko postawiła mnie na nogi, wróciłam do łazienki, wysuszyłam włosy i zrobiłam delikatny makijaż, który nie powinien rzucać się w oczy w pracy. Na co dzień preferowałam mocniejszy makijaż oczu, ale tym razem musiałam się z tym pożegnać. Z walizki z moimi rzeczami wybrałam bezszwową, cielistą bieliznę i pończochy samonośne, a z walizki z rzeczami od szefa wybrałam białą bluzkę z rękawem trzy czwarte i delikatnymi marszczeniami na biuście oraz czarną ołówkową spódnicę z ozdobnymi guziczkami po bokach. Do tego dobrałam czarne szpilki, całość uzupełniły drogie perfumy, delikatne i jednocześnie zmysłowe La vi est belle od Lancome. Już wiedziałam, że pokocham ten zapach.

Ostatnie spojrzenie w lustro i poszłam do kuchni pokazać się Kamili, która właśnie jadła płatki z mlekiem. Przypomniały mi się beztroskie lata dzieciństwa.

– Wow, świetnie wyglądasz – skomentowała przyjaciółka – i ten zapach, aż tu czuję. – zaśmiała się.

– Dziękuję. – odpowiedziałam, ciesząc się z komplementu.

– To te perfumy od niego, tak? – dopytała dziewczyna.

– Tak. – odpowiedziałam, rumieniąc się lekko.

– Wie facet co dobre. – Kamila znowu radośnie się zaśmiała, tym razem dołączyłam do niej. Taka chwila rozluźnienia przed pierwszym dniem pracy była mi bardzo potrzebna.

– Zjesz coś ? – Zrobiła zachęcający gest.

– Nie dziękuję, zapewne będę się denerwować; pierwszy dzień w pierwszej pracy w moim życiu, więc wolę mieć pusty żołądek niż narażać się na mdłości. - odpowiedziałam szczerze. Znałyśmy się pięć lat, więc Kamila miała wiele okazji, by zaobserwować wpływ stresu na moje życie. Poznałyśmy się w klasie trzeciej gimnazjum, gdy po śmierci rodziców musiałam przeprowadzić się do wuja i zmienić szkołę.

– O której masz autobus? – zapytała.

– Za jakieś 15 minut, ale pójdę już, żeby mieć pewność, że się nie spóźnię. Pa. – powiedziałam na pożegnanie i wyszłam z kuchni.

– Powodzenia! – krzyknęła za mną przyjaciółka.

Zabrałam z jej pokoju torebkę i wyszłam z mieszkania.

Wychodziłam z bloku tak zamyślona i zestresowana, że nawet nie wiedząc, kiedy wpakowałam się na stojącego przed klatką mężczyznę. Przytrzymał mnie i wybuchnął głośnym śmiechem.

– Szymon? Co Ty tutaj robisz? – zapytałam zdezorientowana.

– Witaj Zuzanno. Może najpierw jakieś „dzień dobry"? – skomentował szef, a mi zrobiło się jeszcze bardziej głupio.

– Dzień dobry szefie. – powiedziałam, próbując przybrać obojętny wyraz twarzy.

– Od razu lepiej. Przyjechałem po ciebie, żebyś na pewno nie spóźniła się pierwszego dnia do pracy. – mówił, a uśmiech nie schodził mu z twarzy. – Samochodem będzie dużo szybciej niż autobusem. Zdążymy nawet na śniadanie.

– Nie jestem głodna. – odpowiedziałam, nie mając ochoty na śniadanie w ogóle, a tym bardziej na plotki, na które mogło mnie to narazić.

– Jadłaś już? – zapytał.

– Nie, ale... – Próbowałam tłumaczyć.

– No to zjemy razem. Postanowione! – oznajmił, a ja jedynie westchnęłam, co Szymon znowu skwitował uśmiechem.

Nie wiedziałam czemu miał aż tak dobry humor, ale podczas śniadania i ja się trochę rozluźniłam. W świetnych nastrojach dotarliśmy do pracy, a szef wydał polecenie Oliwii — kobiecie, która stała na recepcji w dniu rozmów kwalifikacyjnych, by się mną zajęła i wszystko mi wyjaśniła. Zostałyśmy więc na parterze, gdzie mieściła się również hotelowa restauracja, a Szymon skierował się do windy.

Przepraszam, szefieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz