Rozdział 54 Zuzanna

579 21 0
                                    


     Niechętnie przeniosłam wzrok znad dokumentów na twarz Szymona. Wyglądał, jakby był niewyspany, co sugerowały cienie pod oczami.

– Słucham.

– Zanieś te dokumenty do Marty, tylko szybko.

– Jasne – bąknęłam pod nosem, łapiąc kilka kartek.

Szybkim krokiem opuściłam gabinet, oddychając z ulgą, że choć przez chwilę miałam okazję pobyć bez szefa.

Nie rozumiałam jego zachowania. Najpierw robił wszystko, bym miała o nim choć trochę lepsze zdanie, później spróbował ponownie się do mnie zbliżyć tylko po to, by finalnie mnie odtrącić. Przerwał pocałunek tak, jak by go nie chciał, następnie zaproponował wspólną niedzielę jak gdyby nigdy nic. A dziś zaczął traktować mnie jak powietrze, jakby mnie nie było. 

To tylko udawana poza w pracy czy coś się zdążyło zmienić?

Westchnęłam zamyślona, po czym zapukałam w drzwi.

– Cześć. Szef mnie przysłał z dokumentami – oznajmiłam, obdarzając kobietę siedzącą za biurkiem delikatnym uśmiechem.

– Hej – przywitała się, przyklejając sobie do twarzy szeroki uśmiech. Wydawał się on sztuczny i wyćwiczony, ale po tysiącach spotkań z klientami zapewne stał się jej nieodłącznym towarzyszem i zapewne sama nie zdawała sobie z tego sprawy. – Wejdź. Napijesz się kawy? – zaproponowała.

– Nie, dziękuje – odparłam, kładąc dokumenty na biurko.

– Siadaj. Za chwilę będę mieć coś dla szefa, podrzucisz mu to?

– Jasne – odparłam bez wahania, ciesząc się z chwili przerwy.

– Teraz ty jesteś asystentką Szymona? Jesteś na przyuczeniu, by nią zostać? Od kilku dni się zastanawiam... – powiedziała, uważnie i się przyglądając.

– Właściwie to jestem tylko chwilowo, by pomagać Oliwii, choć finalnie wygląda na to, że biegam nie tylko z jej załatwieniami, ale również jego – zaśmiałam się.

– To dobrze, że trochę jej pomagasz. To świetna osoba, a bierze na swoje barki zdecydowanie zbyt dużo. A ja już się bałam, że odchodzi przez Szymona, a ty ją zastąpisz. Oczywiście przeciwko tobie nic nie mam, ale byłoby mi szkoda, gdyby ona odeszła. – Mrugnęła.

– Też by mi było szkoda, gdyby odeszła, choć krótko ją znam. Ale dlaczego miałaby odejść akurat przez Szymona? – zapytałam zaciekawiona.

Członkini zarządu zrobiła minę, jakby zdała sobie sprawę z tego, że powiedziała coś, czego powiedzieć nie powinna.

– Tak tylko powiedziałam – bąknęła, po czym wstała z fotela i podeszła do drukarki.

Lustrowałam ją uważnie i byłam pewna, że nie powiedziała tak bez powodu. Wiedziałam, że szef dawał Oliwii masę obowiązków, ale jednocześnie martwił się o nią, a ich relacja wydawała się luźna i nawet bym rzekła, że przyjacielska.

– Możesz mi powiedzieć. Chodzi o ilość obowiązków?

Marta westchnęła głośno i podeszła do biurka, ze świeżo wydrukowanymi tabelkami na kartkach. Położyła je przede mną i usiadła naprzeciwko.

– Ale nie powiesz nikomu? Nie chce mieć przez to kłopotów... – zaczęła półszeptem.

– Jasne, nie powiem. O co chodzi?

– Szef to straszny kobieciarz, każdą pannę traktuje jak wyzwanie. O niektóre się nawet zakłada z chłopakami z zarządu. Wiem to, bo byłam zakładem, który przegrał. I to dość dużo na tym stracił – zaśmiała się, a ja nie miałam pojęcia, czy miała na myśli siebie, czy pieniądze. – Z Oliwią też go coś łączyło, więc pomyślałam, że przez ich relacje chce odejść.

Przepraszam, szefieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz