8. don't you get too close

547 31 15
                                    

Wpatrywał się we mnie twardym acz spokojnym wzrokiem, jakby próbując zrozumieć, co się tak naprawdę stało. Powoli zaczęło do mnie docierać, jak bardzo schrzaniłam aż tak się odsłaniając. Choć może, choć w małym stopniu pragnęłam, by ktoś zwrócił na mnie uwagę? Odwróciłam wzrok nie chcąc widzieć zakrwawionych bandaży i jego natarczywego spojrzenia, które nieprzerwanie wwiercało się naprzemiennie w dłonie i twarz. Zagryzłam delikatnie bok dolnej wargi, nie wiedząc czy się odezwać. Jakby mnie zatkało, a resztki trzeźwego umysłu poszły się pieprzyć.

– Poczekaj tu – powiedział spokojnie, wypuszczając mnie z uścisku, na który przestałam w pewnym momencie zwracać uwagę.

Odwrócił się na pięcie i szybkim krokiem ruszył w kierunku szatni. Odważyłam się na niego spojrzeć, gdy odchodził i od razu zwróciłam uwagę, jak bardzo był spięty. Westchnęłam przeciągle, zerkając na wiszący na ścianie zegar i karcąc się w myślach za bezmyślność, w pół do szóstej rano, gdzie zaraz powinni pojawiać się pierwszy trenujący. Może właśnie dlatego natknęłam się na Uchihę.

Drgnęłam delikatnie słysząc trzaśnięcie drzwi i klnącego pod nosem Sasuke. Przeczesał szybko włosy i od razu skierował się w moją stronę, coraz mocniej ściągając brwi.

– Załóż kurtkę i chodź, w apteczce nie ma nic prócz gazy – zaczął tonem nieznoszącym sprzeciwu, co i tak mnie nie powstrzymało.

Chciałam coś powiedzieć, ale momentalnie pokręcił przecząco głową, wziął z podłogi mój telefon, wodę i ręcznik, po czym kiwnął w kierunku szatni. Wszystko to nie pytając mnie oczywiście o zdanie. Co mnie podkusiło, by pójść za nim potulnie, bez żadnej dyskusji? Nie mam pojęcia.

Nie do końca byłam w stanie zrozumieć swoje postępowanie, do tego motywy działania Sasuke pozostawały pod dużym znakiem zapytania. Nie był rozmowny i najwidoczniej nie przeszkadzało mu, że nie odezwałam się ani razu od momentu, w którym się pojawił. Jednocześnie zdawałam sobie sprawę, że w końcu zapyta, czemu zastał mnie bladym świtem okładającą worek.

A ja nie byłam pewna, czy mu nie powiem.

Od razu zaprowadził mnie w kierunku samochodu, a przed samym wyjściem kazał nie ściągać bandaży, by „nie narobić więcej szkód", na co od razu przewróciłam oczami. Sprawnie włączył się do ruchu ignorując znak stopu i pojechał w niespodziewanym kierunku. Od razu spojrzałam na niego pytająco, przecież już wiedział, gdzie mieszkam.

– Źle skręciłeś – odezwałam się po raz pierwszy i nawet nie sądziłam, że mogę mieć tak zachrypnięty głos, wobec czego od razu odchrząknęłam.

– Z tego co wiem jadę w dobrym kierunku. – Nie zaszczycił mnie spojrzeniem, a w głosie byłam w stanie wyczuć nutę irytacji.

Wcisnęłam się mocniej w fotel, znowu poddając pojedynek, co naprawdę rzadko się zdarzało. Może było to skutkiem zmęczenia, może wycieńczenia, a może po prostu zwykłą potrzebą nie bycia samej. Nieprzyjemne pieczenie nie pozwalało mi się za bardzo skupić i spowodowało, że ponownie spojrzałam na dłonie, coraz bardziej ociężałe i na pewno spuchnięte, przez co bandaże zaczęły być jeszcze bardziej nieprzyjemne niż dotychczas. Delikatnie poluzowałam wiązania, a kątem oka widziałam, jak od razu zwrócił na to uwagę.

Nawet nie zauważyłam, kiedy wjechaliśmy na podziemny parking, przez co zapaliła mi się w głowie czerwona lampka. Jak duże było ryzyko, że to nie akt dobrej woli? Niewielkie, choć zawsze istniała taka możliwość. Nie zwracając na siebie uwagi od razu znalazłam wzrokiem mijane wyjścia do wind i schody, tak na wszelki wypadek.

Controlling chaosOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz