-Znowu się spotykamy co?- Uśmiechnął się cicho Sapnap wchodząc do hotelowego pokoju
-Co ty tu?- Zaczął nie ufnie brunet, lecz nim zdążył dokończyć został agresywnie uciszony.
-Przyszedłem z napiwkiem. To chyba miłe z mojej strony nieprawdaż?- Wysunął z kieszeni kurtki banknot dwudziestodolarowy przymusowo wpychając go do jego dłoni.
-Nie rozumiem...
Można powiedzieć, że nie przyszedł w najlepszym momencie. George dopiero co wstał i co by nie było średnio ogarniał, a do ogarniania był zmuszany.
-Nie udawaj, że nie wiesz. Dobrze pamiętasz co robiłeś wczoraj w nocy.
-Nie będę do niczego się przyznawał, a wczoraj w nocy spałem- Warknął tonem zbuntowanej nastolatki, opierając się o ścianę.
-Nie musisz się przyznawać George. Mam dowody. To ja ci to zleciłem. Miło zobaczyć, że tym razem się sprawdziłeś... Jakbyś zaczął z nią flirtować miałbyś większe kłopoty. Choć i tak jesteś już w niezłym bagnie- Zaczął licząc na jakąś odpowiedź, jednak jej nie uzyskał- Wiesz kim była ta kobieta?
-Nie...- Odpowiedział mu zgodnie będzie prawdą-Jedyne co wiem to to, że przez przypadek sprowadziłem sobie kartel na kark.
-O nich się nie martw. Nic ci nie zrobią. Ba, są nawet całkiem wdzięczni. Jak chcesz możesz wpaść do nich na kolacje jakby cię zaprosili. Powinieneś obawiać się kogoś innego.
-Dlaczego mi to zleciłeś?
-Oh...- Zaśmiał się cicho.
-Odpowiedź.
-Miałem w tym swój interes. Chcesz wiedzieć kim była ta dziewczyna?
-Nie specjalnie?- Odparł niepewnie. Nie potrzebował znać życiorysów swoich ofiar. Nie potrzebował informacji w stylu miał dwójkę dzieci i kochająca żonę, nie lubił czuć się źle z tym co robi.
-Uwierz mi ta informacja będzie ci jeszcze potrzebna- Zatrzymał na chwile pomieszczenie w niezręcznej ciszy- To była siostra Dream'a. ... Byli całkiem podobni do siebie co?
-N-nie- Rozszerzył oczy przerażony czując jak z lekka trzęsą mu się dłonie.
-Tak...- Odpowiedział w dość melodyjny sposób kładąc dłoń na jego ramieniu.
-N-nie ty nie...
-A co jeśli tak hmm?
-D-dlaczego?- Burknął próbując złapać powietrze.
-Dlaczego nie?
-On, ty. Miał rację. Jesteś jebanym psychopatą- Rzucił w przypływie odwagi.
-Uważaj na słowa. To ja mam ciebie w garści, nie na odwrót.
-T-ty...
-Masz dwa dni na decyzje. Albo zaczynasz współpracować i sypać naszego cudownego zielonka. Albo on o wszystkim się dowie, a ty zostaniesz pociągnięty do odpowiedzialności za wszystko. To nie jest trudny wybór. Ufam, że podejmiesz dobrą decyzje.
-A co jeśli powiem mu, że to ty mi to zleciłeś?- Zapytał z resztką nadziei.
-Myślisz, że będzie go to obchodzić? Zabiłeś mu siostrę. Clay jest mściwy, mnie chronią, nie jest w stanie mi nic zrobić. A jeśli będzie chciał zabić ciebie. Po prostu to zrobi. I to w taki sposób byś cierpiał, aż do końca- Uśmiechnął się pod nosem wychodząc z pomieszczenia, bez żadnego "do widzenia" zamykając drzwi.
-Kurwa- Warknął upadając na kolana, gdy jego oddech znów niekontrolowanie przyśpieszył. Łzy powoli spływały po jego policzkach. Zupełnie nie wiedział co zrobić. Wszystko posypało się tak szybko, i to tylko przez potrzebę pieniędzy.
Skulił się siadając na białym dywanie co jakiś czas warcząc coś niezrozumiałego. To nie miało żadnego sensu. Dlaczego świat jest tak mały? Przecież Clay się zaraz domyśli. Wiedział to, przecież napity dzwonił do niego wczorajszej nocy. Znienawidzi go, albo już to zrobił. Zabije go bez żadnego żalu. A było już tak pięknie.
George dalej go kochał, kochał jak nikogo innego na tym świecie, ale teraz to już nie miało znaczenia. On nigdy nie byłby dla niego ważniejszy od siostry. Tak bardzo chciał w tym monecie umrzeć, może Clay wtedy też by umarł. Może mogłoby być spokojnie.
Nie chciał iść na pogrzeb mimo tego, że chciałby być dla blondyna wsparciem w tej sytuacji, ale nie był odpowiednią osobą. Był najgorszą osobą.
Pierwszy raz od bardzo dawna znów się bał. Z resztą osoby tak dobrze mu znanej.
CZYTASZ
Fake it till you make it [DNF]
Fanfiction"Ciasne metalowe, chłodnę, ocierające się o rozgrzaną do czerwoności skórę kajdanki zostawiły czerwone ślady na nadgarstkach z każdą próbą zmiany ich ułożenia. Zadowolony z siebie, skrępowany, ale w jakimś dziwnym sensie mentalnie wolny, spokojny, p...