XVII

1.7K 231 331
                                    

Wiedział jedno, gdy tylko znajdzie odrobinę sił by opuścić ten szpital. Kolej na niego. Chciał śmierci, teraz nawet bardziej niż kiedykolwiek przedtem.

Łzy mimowolnie leciały w dół po jego zaczerwienionych od długiego płaczu policzkach.

Starał się przestać, od dłuższego czasu trzymał kamienny wyraz twarzy. Łzy jednak były mimowolne.

Wszyscy dokoła niego już dawno, spali. Było bardzo późno. Zbliżała się czwarta, powoli można było czekać dnia, ale on nie chciał go czekać. Chciał, właściwie nie chciał niczego, zupełnie niczego.

Podniósł się już obojętny na to czy uszkodzi jakąś aparaturę medyczną, przesuwając się na bok łóżka.

Opuścił nogi na podłogę delikatnie muskając bosymi stopami gumowa posadzkę pomieszczenia.

Nie zamierzał wstawać, musiał tylko pomyśleć, nad tym wszystkim przez dłuższą chwile, kolejny już raz.

Spuścił głowę spoglądając w kolana, z lekka kuląc, wplatając w opadające do dołu brązowe włosy rozedrgane, czerwone spierzchnięte dłonie.

Zamknął oczy podnosząc nogi do góry, zmieniając pozycje na siad skrzyżny, na wygniecionej niebieskiej szpitalnej pościeli. Jej kolor przypominał jedna z tych szpitalnych kiecek w którą on również naturalnie był ubrany.

W pewnym momencie usłyszał dziwny dźwięk, wyjrzał do otwartego na w pół okna wpuszczającego zimne powietrze. Nie znalazł w nim jednak odpowiedzi. Wiatr lekko sponiewierał firankę, ale to nie ona wydała dany dźwięk.

Przyjął więc, że musi być to ktoś z personelu medycznego. Westchnął cicho znów próbując udawać, że śpi.

Nikt jednak nie wszedł do pokoju. Zdziwił się lekko takim stanem rzeczy. Rozejrzał raz jeszcze i nic. Ewidentnie wyobraźnia musi płatać mu figle. Odetchnął słabo, powracając do wpatrywania w sufit.

-Tęskniłeś?- Rozbrzmiał znajomy, ciepły lekko zdyszany głos.

Rozszerzył oczy oszołomiony. To nie miała żadnego sensu. Przecież...

-Co ty? Ducha widzisz?- Zaśmiał się pół szeptem dobrze znany mu blondyn wtaczając do pomieszczenia przez okno. A on prawdę mówiąc był pewny, że ducha właśnie widzi.

Ubrany był w dziwny zestaw ubrań. Przypomniał funkcjonariusza służby więziennej lub innej tego typu jednostki. Lekko przy duża kamizelka kuloodporna opiewająca jego klatkę piersiową i klasyczny czarny mundur.

Uśmiechnął się po raz kolejny widząc jego oszołomienie, i jakby przykucnął przy jego łóżku.

-C-clay...- Wypalił z każdą chwilą co raz bardziej zalany łzami chłopak wtulając się w zimnego partnera. Wygniecione szorstkie ubrania ocierały się o jego skórę, ale nie zwracał na to uwagi. Nie zwracał na nic uwagi. Liczyła się dla niego tylko ta chwila.

-Tak bardzo tęskniłem...-Wyszeptał, mocniej przytulając do siebie bruneta.

-Ja-ja... Nie powinieneś za mną tęsknić ja... ja-ja tak bardzo, bardzo przepraszam- Wychrypiał cicho.

-Ci... Wiem... To już nie ważne, tak bardzo się bałem, dalej nie wierze w to, że tu jesteśmy. Razem, cali i zdrowi- Pociągnął nosem, już prawie dusząc brązowookiego, samemu przy tym roniąc kilka z nich.

-Ja też...

-Kocham cię. Tak bardzo. I nic już tego nie zmieni. Teraz jestem już tego pewny...

-Przy oświadczynach nie byłeś?- Zaśmiał się lekko wplatając jedna z dłoni w jego włosy.

-Już nie łap mnie za słówka- Odparł czochrając go po głowie biorąc go na ręce, znanym wszystkim sposobem na pannę młoda.

-Chcesz wyjść oknem?- Zapytał.

-Trochę wysoko nie uważasz?

-Fakt...- Odpowiedział zdając sobie sprawę z tego, że są na drugim piętrze.

-Wiesz, sam tu wlazłem, ale może być ciężko... Hm...- Zamyślił się rozglądając po pomieszczeniu- Jechałeś kiedyś karetką?- Wypalił po chwili wpadając na iście genialny plan.

-Em, nie? Clay? Co ty kombinujesz?

-Zobaczysz- Uśmiechnął ścierając z jego twarzy resztki łez.

Fake it till you make it [DNF]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz