Las Vegas, piętnasta trzydzieści cztery.
"Jeśli to czytasz oznacza to, że naprawdę zapragnąłem spokoju, zechciałem z całego serca opuścić ten świat, po tych ponad dwudziestu latach życia. Jeśli to czytasz nie wymagam byś mnie żałował, jako okropnego bezdusznego człowieka, nie chce byś w ogóle mnie żałował. Mam tylko nadzieje na wybaczenie. Wybaczenie wszystkich moich winny przez ciebie. Potraktuj to proszę ten list jako błagalny płacz, gdyż piszę to z intencją błagalną, i w istocie płacze co widzisz pewnie na zalanym łzami papierze.
Nie chce cię stracić, nigdy nie chciałem, i nigdy nie stracę, gdyż to tu stracisz mnie, chociaż ufam, że nie chciałeś bym cię opuścił równie mocno. Zrobiłem coś okropnego i po tych słowach skierowanych w twoim kierunku pewnie domyślisz się o co mi chodzi. Chciałbym pójść do ciebie i osobiście cię za to ten ostatni raz przeprosić, ale boje się, że w takowym wypadku byś mnie powstrzymał. Nie tylko powstrzymał, a zostawił na ziemi w męczarni co zdaje się odpowiednią karą, za to czego się dopuściłem, ale nie chce jej ponieść. Nie chce zapamiętać cię takiego.
Wole zapamiętać cię jako troskliwego, miłego faceta. Mojego narzeczonego. Cudownego człowieka, o pięknych blond czasem kręconych włosach i ciężkim mi do przypisania jasnym kolorze oczu. Mogłem się spytać o ich kolor, ale chyba teraz nie znajdę już okazji.
Chociaż czasem faktycznie moje problemy wywołane były przez ciebie, nie mam ci tego za złe. Jestem na prawdę wdzięczny za wszystkie chwile, za to jak bardzo przejąłeś się postrzałem, a mogłeś zostawić mnie na śmierć. Mogłeś bo końcowo to przecież ja sam do niej doprowadzam właśnie teraz. Nie czuj na moim ciele swojej winy. Bo tym razem moje odejście nie ma nic wspólnego z tobą. Wole sam wymierzyć sobie karę, tak więc daj mi to zrobić.
Nadzieje mam, że moje uniżone błaganie wreszcie pozwoli mi to wszystko zakończyć. Proszę nie zapomnij o mnie, bo ja o tobie nie byłbym w stanie gdybym przeżył. Proszę nie miej mi już niczego za złe. Proszę nie płacz po mnie przesadnie, bo na twój płacz nie zasługuje, i proszę pozwól pokochać się komuś innemu bo na to zasługujesz.
Przepraszam, że opuścić cię musze. Przepraszam, że właśnie teraz. Przepraszam, że z tego powodu, i przepraszam za wszystko za co przeprosić zapomniałem.
Kocham cię nad życie, które właśnie kończę. Kocham cię i nigdy nie przestane. Kocham cię i cieszę się świadomością tego, że nigdy mnie nie zostawiłeś bo bólu twojej starty bym nie wytrzymał. Kocham cię, kocham cię tak bardzo bardzo głupio, a gdy przypomni ci się o mnie nie wspominaj tego listu, lecz wody oceanu i tak nieświadomego niezdarnego chłopaka który pojechał za tobą na drugi koniec świata.
Spróbuj mi jeszcze wybaczyć.
George."
Podpisał się i odłożył zalaną już łzami kartkę na stół, sięgając po niewielkie pudełeczko z tabletkami leżące chwile od niego na podłodze. Odchylił głowę do tyłu z nadzieją na spokój, z pragnieniem spokoju.
Wypuścił długopis z drżących dłoni chwytając za opakowanie i leżącą obok butelkę wódki z przeświadczeniem, że to jego koniec. Piękny koniec.
Rozejrzał się jeszcze raz przekonany już o tym, że nie ma kto mu przerwać i rozdzierając opakowanie wysypał całą zawartość na dłoń, drugą biorąc się za otwarcie butelki.
Połknął wszystkie i przepijając kilkoma porządnymi łykami skrzywił się lekko, czekając tylko na moment utraty przytomności. "Przepraszam" wyszemrał słabo wreszcie dostając tego czego tak bardzo pragnął, spokoju.
CZYTASZ
Fake it till you make it [DNF]
Fanfiction"Ciasne metalowe, chłodnę, ocierające się o rozgrzaną do czerwoności skórę kajdanki zostawiły czerwone ślady na nadgarstkach z każdą próbą zmiany ich ułożenia. Zadowolony z siebie, skrępowany, ale w jakimś dziwnym sensie mentalnie wolny, spokojny, p...