Obudziły mnie hałasy z dołu, co prawda było już rano, ale każda minuta w łóżeczku to świętość. Zezłoszczona zeszłam na dół, Theo buszował już w kuchni.
-Co ty wyprawiasz i czemu tak głośno?- zapytałam z zabójczym spojrzeniem.
-Tobie też dzień dobry. -zmierzył mnie od góry do dołu. -Jak widzę komu dobry temu dobry- zaśmiał się.
-Ha ha ha, bardzo śmieszne.
-Czyżbym cię obudził?
Spojrzałam na niego wymownie. Coraz bardziej mnie zadziwia, on zmienia humor jak rękawiczki.
-Cokolwiek dobrego robisz to ja też chce, a i wezmę sobie jakieś ciuchy. -poleciałam na górę nie czekając na odpowiedź.Wybrałam sobie jakieś szare dresy i pierwszą lepszą koszulkę, którą sobie związałam. Poszłam do łazienki, zaplotłam dwa warkocze, trochę się odświeżyłem, potem wróciłam na dół. Jak zacząć z nim temat? Czy ja w ogóle chce go zaczynać?
-To co jemy? -zapytałam siadając do stołu. Theo postawił przede mną jajka sadzone na toście z awokado. Wyglądało dobrze... prócz tego że trochę spalił jajka. -Ciekawe o czym tak myślałeś kiedy smażyłeś. -zaśmiałam się.
-O tobie. -uśmiechnął się, a ja prawie się zadławiłam. -Wszystko w porządku?
-Tak, taak....
-Zaraz powinien przyjechać Scott i zawieść cię do szkoły albo właściwie ja też mogę to zrobić.
-Nie ma takiej potrzeby, poczekam na Scott'a.-powiedziałam, a on wyraźnie się skwasił. -To znaczy... Nie będę ci zabierać czasu, a jemu to po drodze. -próbowałam jakoś wybrnąć.
-Tak jedziesz? -spojrzał na mnie.
-A co źle wyglądam? -wstałam i zaczęłam się kręcić w kółko, wtedy do mnie podszedł.
-Teraz lepiej. -i rozwiązał mi mój supełek od koszulki.
-Hej! Teraz wyglądam jakbym miała piżamę.
-I bardzo dobrze, nawet nie próbuj tego poprawiać.
-Tak a to niby czemu?
-Bo tak.
-Marne wytłumaczenie. -próbowałam na nowo zawiązać koszulkę ale mi przerwał.
-Bo nie dostaniesz więcej pysznego śniadania.
-I tak tu nie mieszkam. -znowu spróbowałam i znowu mnie powstrzymał, tylko tym razem złapał mnie za ręce tak, że znaleźliśmy się na ścianie. Zrobiło mi się ciepło. -Theo!
-Teraz nie masz szans.Chwilkę tak staliśmy, nasze serca były wyraźnie przyspieszone, patrzyliśmy sobie w oczy. Zbliżyliśmy się i już myślałam, że się pocałujemy, ale zatrąbił samochód. To był Scott, Theo szybko mnie puścił. Ja poleciałam po plecak i już chciałam wychodzić, ale mnie jeszcze zatrzymał łapiąc za rękę.
-Robisz coś po szkole? -zapytał nie puszczając.
-Zależy, normalnie powinnam uczyć się z Corey'em, ale mam szlaban więc i tak tego nie zrobię. A co?
-Odbiorę cię po szkole.
-Po co?
-Charlie! -wolał już zirytowany Scott.
-Dowiesz się w swoim czasie, a teraz wypad.-żegnał mnie śmiejąc się.
-Już ja ci pokaże wypad. -również się zaśmiałam i szybko wskoczyłam do auta.Po lekcjach.
Dzień w szkole minął spokojnie i bardzo standardowo. Nic ciekawego, za dużo nowego się w sumie też nie dowiedziałam i ogólnie nie wiedziałam co ja tam robię. Hayden, Liam i Corey chcieli mnie gdzieś wyciągnąć, ale musiałam odmówić. Miał po mnie przyjechać Theo, ale też się nie zjawił, za to Scott był jak zawsze oraz punktualnie. W samochodzie napisałam do Theo.
Charlie do Theo
Co jest? Przecież miałeś mnie odebrać?
Theo do Charlie
Spokojnie młoda, mała zmiana planów nastała. Jedź do domu przebierz się jakoś.
Charlie do Theo
Że co niby teraz to źle wyglądam?
Theo do Charlie
Wiesz że nie to miałem na myśli. :<
Charlie do Theo.
(\ /)
(• - •)
(>OkNa tym nasza rozmowa się zakończyła, a my dotarliśmy do domu. Odświeżyłam się, bo po całym dniu szkoły czułam się źle. Przebrałam się w coś bardziej „mojego" to znaczy, czarne krótkie spodenki, białą bluzkę na ramiączkach i koszule w imitacji skóry węża. Zeszłam na dół do Scott'a.
-Mogę wyjść z Theo? Chciał mnie gdzieś zabrać, właściwie sama nie wiem gdzie.
-Ta, wszystko z nim ustaliłem. Właściwe mogę ci zdjąć już szlaban, przecież nie jesteś dzieckiem.
-Dzięki.Wyszłam przed dom czekałam na niego. Zaczęłam się denerwować, nie lubię nie wiedzieć co się dzieje. A ja wiem co mu tym razem strzeliło do głowy. Zajechał, wysiadł się ze mną znowu przywitać. Chciałam otworzyć sobie drzwi, ale mnie powstrzymał i zrobił to za mnie. Bardzo dobrze wiedziałam gdzie jedziemy, poznałam bo drodze jaką jechaliśmy. Jedziemy w jego miejsce, a nóż widelec może będzie to nasze miejsce... Całą tę drogę byliśmy cicho, ja nie wiedziałam co powiedzieć, a ten wyglądał na jakiegoś spiętego i dziwnie przejętego.
-Too co tu robimy? -zapytałam go gdy wysiedliśmy.
-Ale jesteś niecierpliwa. Otwieraj bagażnik.
Otworzyłam a w środku był kosz z jedzeniem i piciem oraz koc.
-Piknik?
-Podoba się niespodzianka?
-Tak, to prawie jak randka. -zaśmiałam się.
-Bo to jest randka. - powiedział poważnie i ruszył w stronę jeziora.
-Co?! -zostałam oszołomiona.
-Idziesz czy będziesz tak tam stać? -zapytał w końcu, musiałam chwile tak stać skoro to zrobił.
-Tak idę, idę. -zaczęłam się bardziej denerwować. -Może zechcesz wyjaśnić?- usiadłam obok niego na kocu.
-Co tu dużo wyjaśniać, jakbym cię zapytał o to normalnie, było duże prawdopodobieństwo, że mogłabyś się nie zgodzić i wtedy wyszedłbym na głupka. A tak, możemy spędzić razem trochę czas.
-A może bym się zgodziła... -powiedziałam trochę zawstydzona, czułam jak się czerwienie.
-Zrobiłabyś to?! -zapytał zdziwiony.
-Tego się już nie dowiesz.
-No ej. -powiedział takim głosem jakby próbował wymusić na mnie odpowiedź.
-Wiesz, to wiele wyjaśnia...
-Ale co?
-Twoje wczorajsze zachowanie chociażby.
-Wybacz.., już nie mogłem dłużej tego ukrywać.
-Tego? - zapytałam niepewnie.
-Później poplotkujemy. A teraz kto ostatni s wodzie ten zginęło jabłko. - i pobiegł do wody jak mały dzieciak.Szybko wyskoczyłam z ubrań i go prześcignęłam, byłam w wodzie pierwsza. Doścignął mnie i zaczęliśmy się chlapać, w pewnym momencie prawie się przewróciłam, więc złapał mnie w ramiona. Patrzyliśmy sobie w oczy i...
———————————————————————-
Przepraszam was za opóźnienia.
Do zobaczenia.
Xoxo
CZYTASZ
•Mój Krzyk Szansy• (Teen wolf)
WerewolfCharlie to dziewczyna, która przez całe życie żyła jako kojot w Beacon Hills. Teraz chodzi do normalnej szkoły, jak człowiek. Chłopak, przyjaciele, dobre stopnie. Można by powiedzieć, że ma łatwe i cudowne życie. I to byłby błąd, Charlie nie ma matk...