-Rozdział 4-

644 31 1
                                    


Stałam już przed drzwiami Scott'a, założyłam kaptur na głowę, zanim zapukałam sprawdziłam w lusterku czy moje oczy wariują. No i nic się nie zmieniło, to znaczy, kiedy spotkałam Theo nie miałam "ataku" "napadu". Nie wiem jak to określić.
No dobra, dawaj Charlie dasz radę. Zapukałam,schowałam ręce do kieszeni oraz spuściłam głowę na dół.
-Scott McCall? -zadałam pytanie kiedy ktoś otworzył.
-Tak, a o co chodzi?
-Potrzebuję pomocy. -uniosłam głowę, wyjęłam ręce z kieszeni. -Jesteś sam?
-Jest ze mną paru przyjaciół... -odpowiedział zszokowany Scott
-A twoja mama?
-Nie ma jej... -zanim zdarzył mnie zaprosić do środka, sama sobie weszła przeciskają się między nim a futryną. -Ta jasne wejdź. -dodał cicho, a ja zdjęła kaptur.
-Wybacz, nie przestawiłam się. Jestem Charlie Evans i jak już mówiłam potrzebuję twoje pomocy.
-Ja jestem Scott, ale to już wiesz. Chodź przedstawie cie reszcie. -wskazał rękę jakiś pokój, poszłam niepewnie przodem. -Słuchajcie wszycy! Na chwilę przestańcie pracować. -ciekawe nad czym tak pracują, wszyscy patrzeli na mnie zszokowani i zaczęłam czuć się nieswojo. -To Charlie, Charlie to jest Stiles, Lydia, Malia. -wskazał po kolei ręką, a ja się lekko uśmiechnęłam.
-Cześć... Em... czy wy też jesteście inni?
-Malia jest kojotołakiem, Lydia banshee, a Stiles to zwykły człowiek. -odpowiedział Scott.
-Czym ty jesteś i czemu masz takie oczy? -zapytał Stiles.
-Jestem wilkołakiem, kojotołakiem i trochę Banshee, podsumowując sama nie wiem czym. Większość życia żyłam jako kojot, potem mama nauczyła mnie zmiany "postaci", no i potrafię widzieć przyszłość za pomocą dotyku. -czasami jest lepiej, żeby inni nie wiedzieli też o widzeniu przeszłości.
-Okej.... a co z twoimi oczami?
-Zazwyczaj podczas przemiany mam białe tęczówki, ale ostatnio zmieniają kolor co chwilę i nie mogę opanować przemiany... kontroluje to tylko na kilka godzin. Dlatego też tu jestem, potrzebuję pomocy.
-Świetnie ... tylko może TROCHĘ później, bo aktualnie jesteśmy zajęci nie wiem czy zauważyłaś. -powiedział oschle Stiles.
-Stiles... -Lydia złapała go za ramie i rzuciła mu "ostrzegawcze" spojrzenie, w sumie ciężko stwierdzić jaki miało ono charakter.
-Wybacz, ciężki dzień -poprawił sobie włosy -Co teraz? -zwrócił się do Scott'a.
-Malia zajmiesz się Charlie? Zaraz do ciebie dołączę, tylko skończmy planować.
-Dobra. Charlie chodź pójdziemy na górę, tędy. -wskazała drogę z uśmiechem na twarzy. Weszłyśmy po schodach, zaprowadziła mnie do pokoju. To definitywnie był pokój Scott'a, wszędzie było go czuć. Paskudnie!

•Mój Krzyk Szansy•   (Teen wolf)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz