Przez całą trasę czułam wzrok Lydi na sobie, patrzała na mnie w przednim lusterku. Jesteśmy prawie na miejscu. Gdy nagle samochód zatrząsł się i stanął, a ja uderzyłam głowę o szybę. Rozcięłam sobie łuk brwiowy.
-Charlie w porządku?- zapytała Lydia z troską.
-Tak, zaraz się ulecze- zaśmiałam się- mogę wiedzieć dlaczego stoimy?
-Nie damy radę dalej pojechać, nie przejadę tam jeep'em. Daleko jeszcze do twojego domu?- Stiles i ta jego lekka oschłość.
-Właściwe to nie, skoczę tam zapakuje parę rzeczy i wrócę. Dasz radę jakoś stąd wyjechać? Bo wnioskuję, że o coś uderzyliśmy.- potwierdzajacąo pokiwał głową.
-Zaczekaj pójdę z tobą- wysiadałam już z samochodu, kiedy zatrzymała mnie Lydia. Jest w porządku, czuję że mnie rozumie, bynajmniej próbuje.
Szłyśmy w ciszy, nie zadawała mi żadnych pytań. Ahhh uwielbiam las, ta świeżość, śpiewające ptaszki. Może to dlatego, że prawie całe życie tu jestem?
Długo nie musiałyśmy iść, jakieś 5 minut drogi od samochodu i byłyśmy na miejscu. Lydia rozglądała się po moich skromnych progach i jakby nie dowierzała, jak można tak żyć. No cóż dla mnie to normalne. Wzięłam plecak i jedną dużą torbę,potem położyłam je na paletach aka "łózku". Nagle zaczęła mi się przyglądać z szokiem.
-No co? Nie mam za dużo rzeczy.- uśmiechnęła się, a ja nie pozostałam dłużna.
Do plecaka zapakowałam wszystkie moje drobiazgi ramki ze zdjęciami, biżuterię, kosmetyczkę, ładowarkę i inne takie. W torbie było już pare koszulek, jakieś jeansy, spakowałam resztę. Zaczęłam rozglądać się po jaskini. To by było na tyle, moje życie się zmieni. Jakiś etap pozostanie za mną i zacznę nowy. Pa pa jaskinio! Byłaś dobrym "domem". Uśmiechałam się sama do siebie. Spojrzałam na Lydie.
-Gotowa.
-To wszystko?- zmarszczyła brwi.
-No tak... Mówiłam, że nie jest tego wiele.
-Dobrze, że mamy kasę i jedziemy ci kupić nowe ubrania.
-Nie Lydia, naprawdę nie trzeba.- przewróciła na mnie oczami.
-Trzeba, trzeba koniec tematu.
Założyłam plecak na plecy, wzięłam torbę na ramię i ruszyłyśmy z powrotem do auta. Znowu szłyśmy w milczeniu.
-Co do pytań Stiles'a....- przerwałam tę ciszę- tak żyłam w stadzie, ale... Zostwaili mnie, odkąd nie ma jej... to znaczy mojej mamy, mam problemy z no sama widziałaś jak jest. To znaczy nie, że odrazu mnie opuścili, niee. Mieli swoje powody. Raz zaatakowałam innego wilka ze stada, ledwo uszedł z życiem. Rozumiesz nie zrobiłam tego celowo, poprostu coś we mnie pękło, kiedy słuchałam jego gadania. Na temat mój i mojej rodziny. Rodzina była... jest dla mnie najważniejsza.Byłam wściekła na niego. Wpadłam w jakiś amok, ale zdążyłam się opamietać zanim go zabiłam. Wtedy odeszli stwierdzili, że jestem zagrożeniem dla innych.
-A wcześniej zaatakowałaś kogoś?
-Jedynie warczałam i dawałam lekkie zadrapania, żałuję tego. Przyszłam po pomoc. Wiem że nie zwróci mi to stada, ale nie chce się bać siebie samej. Nie wiem czy nadążasz i rozumiesz?
-Charlie rozumiem... I wiesz co? Teraz masz nowe stado, nas. -uśmiechnęła się i zatrzymała mnie łapiąc za rękę.- chodź tu maleńka- Przyciągnęła mnie do siebie i przytuliła, a ja zobaczyłam jej przeszłość. Oj działo się w ich życiu... A ja jestem dla nich kolejnym problemem...
-A na resztę pytań odpowiem później. Poprostu....
-Nie tłumacz się naprawdę.- wypuściła mnie z ciepłego uścisku- idziemy?
Pokiwałam przytakująco głową i ruszyłyśmy. Na miejscu czekał "grzecznie" na nas Stiles. Lydia usiadła z przodu, a ja usiadłam z tyłu i rzuciłam moje rzeczy obok. Stiles przez moment przyglądał mi się dziwnie, raz patrzał na mnie raz na moje bagaże.
-Dziewczyna i tak mało rzeczy?- zaśmiał się. Ja na to już tylko przewróciłam oczami.
Lydia szeptała do niego, mówia coś o tym gdzie jedziemy. Chyba zapomniała że tak czy tak ją usłyszę. Kiedy wreszcie ruszyliśmy, powiedziałam wszystko to co mówiłam wcześniej do Lydiy. Stiles nie zadawał żadnych dodatkowych pytań tylko słuchał, bardzo uważnie. Czułam się trochę jak na przesłuchaniu.
Dojechaliśmy. Przed nami stała restauracja, z zewnątrz wyglądała na amerykańskie lata 60. Oby w środku było podobnie. Casino dinner, ciekawie się zapowiada.Weszliśmy do środka, wow wszystko wyglądało wspaniale. Uwielbiam takie klimaty, więc chyba znalazłam swoją miesjcówkę. Jest niedaleko domu Scotta. Oby jeszcze tylko jedzenie było dobre. Za ladą stał grubszy starszy pan.
-Hej, Bradley jak tam biznes się kręci?- powitał go Stiles jednym wielkim miśkiem, muszą się znać. Lydia nie pozostała mu dłużna też go przytuliła.
-Bywało lepiej, ale nie narzekam- wtedy spostrzeg mnie, mierzył mnie od dołu do góry. -A co to za panienka z wami?
-Jestem Charlie.- przedstawiłam się grzecznie.
-A ja Bradley, ale możesz mówić mi Papa albo Papciu.- Co za miły starszy Pan, już go lubię. - ten co zawsze? - zwrócił się do Lydia.
-Pewnie, że tak.- poszliśmy do stolika na konciu restauracji pod oknem.Na stolikach było menu.- Młoda zamawiaj co chcesz.
-Nie chcę żebyście wydawali na mnie pieniądze.
-Ale to nie problem, no dalej powiedz co tam chcesz.
-Em... no dobra.- podszedł do nas kelner i zapytał co podać. Lydia dała mi znak, abym zamówiła pierwsza.- Poproszę milkshake waniliowego i burgera.- i tak wybrałam najtańsze pozycję.
Złożyliśmy całe zamówienie. Z początku siedzieliśmy w ciszy, ale potem się roskręciliśmy. W sumie nawet dobrze dogaduje mi się z Lydia, ze Stiles też oczywiście. Ale czuję lepszą więź z Lydia. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym, nie wypytywali mnie o moją przeszłość, czy też mamę. Przynieśli nam nasze zamówienie, zjedliśmy, a potem wróciliśmy do samochodu. Tym razem pojechaliśmy do jakiegoś centrum handlowego, pomijając fakt, że nigdy w żadnym nie byłam.
-Charlie, tak w ogóle to ładny naszyjnik.- pochwaliła Lydia, byliśmy jeszcze na parkingu.
-Dzięki...- złapałam się za niego- dostałam go od mamy za nim... odeszła. Chcesz zobaczyć zdjęcia jakie są w środku? - wychyliłam się do przodu, aby jej go pokazać.
-Śliczne... A to ty jako wilk?
-Nie, nie... to ona.
CZYTASZ
•Mój Krzyk Szansy• (Teen wolf)
Hombres LoboCharlie to dziewczyna, która przez całe życie żyła jako kojot w Beacon Hills. Teraz chodzi do normalnej szkoły, jak człowiek. Chłopak, przyjaciele, dobre stopnie. Można by powiedzieć, że ma łatwe i cudowne życie. I to byłby błąd, Charlie nie ma matk...