Rozdział 10

2.7K 165 48
                                    

- Więc, co to za pilna sprawa, że przybiegłaś po mnie, aż do lochów? - zapytałem zaintrygowany, wchodząc do gabinetu dyrektorki, który był pełen śmierciożerców - Naprawdę Auroro ? - podniosłem brew patrząc na odziane w czarne szaty ludzi. Westchnąłem cicho - Czego chcecie? - założyłem ręce na piersi. Nie spodziewałem się tego po Aurorze, usiadłem na wolnym fotelu nadal zaintrygowany ich obecnością. 

- Witaj, Potter - usłyszałem zimny głos Malfoy'a seniora z tłumu, prychnąłem patrząc w szare oczy właściciela.

- Witam, Panie Malfoy - ignoruje szepty - Jesteście głośniejsi niż dwójka bliźniaków - rozejrzałem się po tłumie - Gdzie jest Tom? Nie mam dla was wszystkich czasu, muszę sprawdzić sprawdziany dzieciaków - staralem się mówić zimnym głosem, chociaż w środku drżałem z wściekłości, jak oni śmieli wejść do środka Hogwartu, gdzie jest pełno pierwszoroczniaków, mogli zemdleć ze strachu - Jesteście w cholerę nie ostrożni wy kretyni - zaczął swoją reprymendę - Po szkole chodzą jeszcze dzieci, idioci, jesteście tak nie rozważni - zacisnąłem dłoń w pięść, zaskoczone spojrzenia lądują na mojej osobie - Paradujecie w tych śmiesznych strojach po korytarzach szkoły, jak po wybiegu mody! - wrzasnąłem - Któreś z nich mogło ze strachu zemdleć i zrobić sobie krzywdę, wy idioci - głęboko oddychałem chcąc odzyskać swoją pokerową twarz.

- Czy możesz przestać upominać moich śmierciożerców, Potter? - zimny syczący głos, rozszedł się po pomieszczeniu, spojrzałem w jego stronę myśląc, że ujrzę tam wysoką jaszczurzą postać, a zamiast jego zobaczyłem, wysokiego bruneta o czerwonych oczach.

- Kurwa, ktoś podmienił Voldka - zagryzłem wargę, próbując nie zaśmieć się z miny czarnoksiężnika. Czerwone zszokowane oczy patrzą na mnie, by po chwili między moimi oczami znalazła się różdżka - Daj spokój Tom, nie możesz mnie zabić - zaśmiałem się.

- Myślisz, że nie mogę? Teraz ja tutaj rządzę, Potter - wysyczał - Teraz jesteś nikim, nikt już w Ciebie nie wierzy, nie jesteś w stanie mnie zabić - prychnął siadając za biurkiem - Wyjdźcie wszyscy - warknął, ciemnowłosy mężczyzna. Czarne postacie zaczęły znikać z gabinetu dyrektorki, jak mrówki z zalanego wodą mrowiska.

Po kilku chwilach byliśmy już sami, patrzyłem wyzywająco w stronę Riddla - Więc, Tom? Czego chcesz ode mnie? - rozsiadłem się wygodnie na fotelu, uważnie obserwując, każdy ruch mężczyzny.

- Po co wróciłeś, Harry? - westchnął czerwonooki. - Dlaczego? Chcesz mnie zniszczyć? Przez rozkaz Dumbledora? - wydawał się spięty i zaniepokojony, cała  jego postawa była spięta, ale twarz pozostała beznamiętna. 

- Tom - spojrzałem na krajobraz za oknem - Nigdy tak naprawdę, nie interesowała mnie ta wojna - głośne wciągnięcie powietrza - Zawsze chciałem być, zwykłym szarym nastolatkiem, ze swoją małą grupą. Wojna była czymś, czego zawsze chciałem uniknąć i nie mierzyć się z Tobą,  ale Drops mówił ~ To dla dobra naszego, a przede wszystkim twojego Harry ~. Za każdym razem, gdy pojawiałeś się Ty, on znikał i nie pomagał mi - uśmiechnąłem się smutno - Więc, gdy dowiedziałem się, że noszę w sobie dziecko, postanowiłem uciec, nie to złe określenie - zaśmiałem się - Ukryłem ich przed łapskami ojca. - w końcu spojrzałem na oblicze mężczyzny siedzącego przed biurkiem. Uważnie zapatrzony w moją osobę, wstaje ze swojego miejsca.

- Więc nie jesteś tutaj, żeby mnie zniszczyć? - zmarszczył brwi - Tylko z powodu dzieci? - zmrużył niebezpiecznie oczy i podszedł do mnie - Powiedz mi szczerze Harry, po co tak naprawdę wróciłeś, nie nabierzesz mnie na te ckliwe sceny - nachylił się nade mną, czułem mocny zapach jego perfum. 

- Labdanum - wziąłem głęboki wdech - Gałka muszkatołowa, imbir, paczula, nuta drzewna oraz cytryna. grejpfrut i różowy pieprz*, ładne perfumy Riddle - spojrzałem w czerwone oczy czarnoksiężnika - Wróciłem tu z powodu pracy, Tom. Po za tym, widać, że mnie nie słuchałeś. Nigdy tak naprawdę nie chciałem Cię zniszczyć, to Dumbledore chciał, abym to zrobił nie ja. Dla mnie możesz zniszczyć całą magiczną Anglię, dopóki nie stanie się krzywda moim dzieciom, rozumiesz? - przekrzywiłem delikatnie głowę, zbliżając się do czerwonookiego - I ten wygląd bardziej Ci pasuje Tommy - uważnie obserwowałem twarz mężczyzny, był zszokowany, mimo, że było to widać tylko w jego oczach. Po kilku minutach czarnoksiężnik, w końcu odsunął się ode mnie. 

- Więc mówisz, że nie chcesz mnie zniszczyć - pokiwałem twierdząco głową - W takim razie, możesz odejść - machnął na mnie ręką - A jeszcze jedno - westchnął - Kim jest ojciec bliźniaków. - uśmiechnąłem się wrednie, łapiąc w rękę klamkę - Stary nietoperz z lochów - zaśmiałem się głośno i opuściłem gabinet dyrektorki.


Od spotkania z Tomem, minęło kilka dni. Przez ten cały czas, czułem na sobie wzrok kilku osób na swojej osobie. Snape, za każdym razem, gdy mnie widział starał się na siłę udowodnić, że nie jestem Chłopcem - Który - Przeżył śmiercionośne zaklęcie, co czasami na prawdę doprowadzało mnie do szału. 

Był piątek, godzina po kolacji, szedłem właśnie do swojego gabinetu, gdy drogę zagrodził mi pewien czarnowłosy mężczyzna, który ponownie rzucił jakieś zaklęcie, które miał mu coś udowodnić. Zirytowany, łapię mężczyznę za rękę i na siłę wciągam do nie używanej klasy. Magią bezróżdżkową zamykam oraz wyciszam pokój - A teraz Severusie udowodnię Ci, że jestem pierdolonym Potterem - warczę  - Silencio - uciszam czarnowłosego i mocno całuje jego usta, ignorując jego odruchy obronne - Mówiłem Ci, że coś ci udowodnię - zabieram jego różdżkę i rzucam w kąt pokoju - A teraz się nie ruszaj - mruczę, klękam przed mężczyzną i rozsuwam przeszkadzające części szat byłego profesora - Mówiłem Ci, że powinieneś zmienić szaty, trudno dostać się do twojego rozporka - wzdycham, rozpinam rozporek mężczyzny i wyjmuję na wpół twardego penisa mężczyzny - Pamiętam jak mówiłeś mi, że do tej pory nikt nie obciągnął Ci tak jak ja - polizałem główkę prącia mężczyzny - Jeśli będziesz się ruszał, będę musiał Cię związać - wziąłem go do połowy i uważnie spojrzałem w czarne zszokowane oczy, mocniej zassałem się męskości czarnookiego. Po kilku chwilach poczułem wplątujące się palce mężczyzny w moje włosy i szybkie poruszanie biodrami. Całkowicie przejął kontrolę nad tym co się w tym momencie działo, przymknąłem oczy, a chwilę później poczułem ciepłą spermę spływającą po moim gardle. Oblizałem wargi i wstałem na nogi - Teraz  mi pan wierzy, Panie profesorze ? - puszczam w jego stronę oczko i wychodzę z klasy niwelując wszystkie zaklęcia - Do zabaczenia - znikam w swoim gabinecie. 





* - Chanel Bleu de 

These are my children? // SnarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz