~7 - dzień drugi~

197 27 10
                                    

„A ja cię lubię
Aż za bardzo przez to myślę już o ślubie
O ślubie już
I mam nadzieję, że ty też
Mnie chcesz"


Remus obudził się zmęczony, ale szczęśliwy. Zdążyli doprowadzić się do porządku przed powrotem Jamesa i Franka, więc tamci nie dowiedzieli się o ubiegłym wieczorze. Choć pewnie Black się wygada.

Wstał posyłając uśmiech chłopakowi, który właśnie się obudził i leżał na łóżku obok.

- Dobre rano... - Ziewnął. - Co taki szczęśliwy jesteś?

Lunatyk nie odpowiedział, uśmiechnął się nieśmiało i poszedł na dół. Zamknął się w łazience, uprzednio witając się z Frankiem, który trzymał w ręku jakaś książkę.

- Ty... Czytasz? - zapytał zdziwiony Syriusz pojawiając się na schodach.

Longbottom nie odpowiedział, więc Syriusz podszedł bliżej i wyrwał mu książkę z rąk. "Kotek poznaje zwierzęta na wsi" - tak brzmiał tytuł czytanego tekstu. Właściwe bardziej kolorowych obrazków, których było o wiele więcej niż słów.

Black zaczął się śmiać, przez co obudził Jamesa.

- Łapa, zamknij się do cholery, spać chcę - upomniał przecierając oczy.

- Lepiej się zbieraj, wiem od Iris, że dzisiaj będziemy robić coś ciekawego.

- Jeszcze tej twojej sztywnej kuzyneczki żeby nas pouczała brakowało - mruknął wciąż leżąc.

- Iris sztywna?

- Nie zna się na żartach.

- Słabo ją w takim razie znasz. - Wzruszył ramionami.

Lupin w tym czasie wyszedł z łazienki i skierował się na schody.

- A, Remus, zapomniałem wczoraj zapytać: jak ci się podobał film? - zapytał Syriusz chwytając go za nadgarstek.

- Jaki film? - zapytał głupio.

Nagle jego pamięć wypełniła się obrazami zeszłego wieczoru i nocy. Siedzieli razem oglądając Shreka w "mugolskim wynalazku". To skąd pochodziły wizje o inaczej spędzonym czasie w towarzystwie Łapy? Przypominał sobie. Był tak zmęczony, że zasnął w połowie filmu. To, co myślał, że z nim robił było tylko wytworem jego wyobraźni. Mina mu trochę zrzedła, ale próbował tego nie okazać. Black nie był nim zainteresowany. Zresztą jak mógł kiedykolwiek pomyśleć, że tak jest? Jasne, miał w Hogwarcie wiele fanek, a nawet fanów, ale gdyby nie należał do Huncwotów, nigdy by ich nie zdobył. Chwilową ciszę przerwało wołanie z zewnątrz.

- Potter, Black, Remus, Frank, chodźcie na chwilę! - Usłyszeli głos Evans.

Nikt jednak prócz Jamesa nie zareagował. Chłopak samotnie wyszedł na dwór, a na jego ustach zagościł szarmancki uśmieszek na widok Lily z stokrotkami w rozpuszczonych włosach i białej, długiej sukni. Szybko jednak został on starty, bo ktoś wylał mu wiadro zimnej wody na głowę. Stał jak wryty w ziemię. Spodziewał się wszystkiego, ale na pewno nie takiego powitania.

- Komu się na takie żarty wzięło?! - Zdenerwował się James, ale za chwilę sam również zaczął się z siebie śmiać.

Dziewczyny uznały, że nie grozi im już rozlew gniewu Pottera, więc podeszły. Były tam wcześniej już widziana Lily, oraz Iris i dziewczyna, znana mu pod imieniem Hekate. Były ubrane podobnie, lecz każda w innych kolorach i z innymi kwiatami w rozpuszczonych kosmykach.

- Szkoda, że tylko ty przeszedłeś na chrzest, no ale już trudno - odezwała się panna Black.

- Co wam odbiło? - zapytał mokry do każdej nitki Rogacz.

In anticipation of a miracle ➳ WolfstarOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz