Rozdział 4

964 72 51
                                    

Uwaga!

W rozdziale jest nieco przemocy. Niemniej mam nadzieję, że będzie się podobać. Miłego czytania.

************************************

Lan XiChen stanął przed głównym budynkiem Przystani Lotosów. Wziął trzy głębokie oddechy i wszedł do środka, gdzie czekał już na niego przywódca sekty.

- ZeWu-Jun- Ukłonił się przybyłemu na powitanie, a następnie przeszli do interesów. Razem z obecnym przywódcą sekty Nie zastanawiali się co zrobić z Kopcami Pogrzebowymi. Choć miejsce z pozoru było niezdolne do użytku, chcieli móc zrobić coś na styl bazy, która nie tyle co zapewni im nową miejscówkę spotkań, a będą mogli objąć kontrolę nad tym terenem.

Po skończonym spotkaniu przywódca sekty Nie szybkim tempem udał się z powrotem do swojego klanu, usłyszawszy o sporach między kultywatorami o jego żoną (bowiem Nie HuaiSang ożenił się z niewiastą z bogatego domu, która choć mądra i spostrzegawcza często wykłócała się z innymi kultywatorami, nie skłonna chodzić na ustępstwa.)

Tym oto sposobem Lan XiChen i Jiang Cheng zostali sami w sali, siedząc w niezręcznej ciszy.

- Jak się miewa mój głupi brat?- przerwał uciążliwe milczenie przywódca sekty YunMeng-Jiang, uciekając wzrokiem od rozmówcy.

- Dobrze, właśnie wyruszył z częścią adeptów na łowy. Chcą zabić trupy.

- .... Rozumiem. Umm... To jak u Ciebie?

- Jak zawsze... Dziękuję za troskę.

Zakończyli na tym nie klejącą się rozmowę, ponownie zastygając w ciszy.

Minęło pół godziny, gdzie patrząc się wszędzie tylko nie na siebie popijali wolno herbatę, starając się przedłużyć spotkanie jak tylko można.

W końcu Jiang Cheng nie wytrzymał, i zaproponował wspólny spacer po Przystani, starając się ukryć rumieniec wkraczający na jego policzki.

Lan XiChen uśmiechnął się na widok speszonego towarzysza, samemu starając się zasłonić pewne nieoczekiwane reakcje jego ciała. Pierwszy wstał i wyszedł, kierując się w stronę jeziora. Nieplanowanie dotarli do najbardziej odludnionego miejsca, gdzie atmosfera raz się zagęszczała, raz rozluźniała w zależności od przebiegu rozmowy.

Temat prędzej czy później musiał zejść na kwestie małżeńskie, toteż oboje zapewnili, że obecnie nie mają wybranki.

Ostrożnie usiedli na pomoście ramię w ramię, próbując nie zwracać uwagi na gorąco bijące od drugiej osoby, wpatrując się tępo w Jezioro Lotosu.

- Aczkolwiek jest ktoś z kim chciałbym dzielić wspólną przyszłość.- zaczął niepewnie Lan Huan, utrzymując wyrobiony uśmiech na twarzy.

Jiang Cheng poczuł lekkie ukłucie, starając się nie pokazać po sobie zawodu.

- Ah tak... Więc.. kim jest? Znam ją?

- Oh... cóż... Znasz.- odparł i jednoznacznie spojrzał na Jiang Chenga.

Ten dokładnie badając wzrok mężczyzny w białych szatach, zrozumiał przesłanie i z rozkwitającym rumieńcem na twarzy stwierdził:

- Walić to.

I przycisnął usta do ust Lan XiChena, który zszokowany po chwili oddał pocałunek.

W końcu się od siebie oderwali, z szaleńczo bijącymi sercami.

Pierwszy głos odzyskał Lan XiChen.

- Ty...

- Przywódco sekty!!! ZeWu-Jun!!!!

 Mo Dao Zu Shi | Uśmiech WangXianaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz