Rozdział 5

819 70 46
                                    

- Wei Ying!!! Wei Ying!!! Wei WuXian!!!

Obolały mężczyzna podniósł głowę i srebrnymi oczami przebiegł wzrokiem po pomieszczeniu. Jego oczy zatrzymały się na znajomym mężczyźnie w fioletowych szatach.

- Jiang Cheng!- próbował krzyknąć, ale jego głos brzmiał cicho i chrapliwe.

- Dlaczego tak wyglądasz? Co się stało? Dlaczego tutaj jesteś i dlaczego ja jestem?

- Jiang HuZhi... Zabrał mnie tutaj.

Mina jego brata była zagubiona.

- Kim jest Jiang HuZhi?

Wei WuXian zmienił pozycję, by mieć lepszy widok na mężczyznę. Choć wszystko go bolało, a szczególnie niezdolne do pracy ręce, opowiedział mężczyźnie co się do tej pory stało.
Oczy Jiang Chenga pociemniały, ale pozwolił mu dokończyć.

- Naprawdę nie wiesz kim jest Jiang HuZhi?

- A wyglądam jakbym wiedział?- warknął na niego, ale jego oczy były łagodne i zmartwione. Nie mógł nie zwrócić uwagi na ręce Patriarchy Yiling, widział wiele obleśnych i okrutnych ran, ale fakt, że nie mógł nic z tym zrobić... Sam był przykuty i choć próbował się wydostać, nic z tego nie wyszło. Łańcuchy były zbyt ciężkie i grube.

- A ty? Jak się tutaj znalazłeś?- mruknął Wei WuXian.

- Wracałem z Zacisza Obłoków... I poczułem zapach... więcej nie pamiętam. Przed chwilą się obudziłem.- spojrzał niepewnie na mężczyznę, próbując odnaleźć w nim swojego uśmiechnięte brata.

-Nie zauważyłeś nikogo? Co robiłeś w Zaciszu?- zapytał ostrożnie Wei Ying, chcąc skierować temat na domniemany związek z Lan XiChenem. Normalnie by się śmiał i żartował, ale nie miał na to zupełnie sił, a sytuacja była bardzo poważna.

- Szukałem ciebie, idioto. Postawiłeś na nogi swoim zniknięciem większość sekt.

- A jak Lan Zhan?

- A jak ma być? Chodzi przybity, szuka cię bez przerwy. Wygląda słabo. A teraz jeszcze ja zniknąłem...

Lan Zhan, Lan Zhan, kochany, nie martw się o mnie. Jestem zdrowy. Jest wszystko w porządku...

- Lan XiChen będzie cię szukać?

Jiang WanYin zamarł na wspomnienie jego (nie) kochanka.

- Dlaczego miałbym?- warknął, próbując ukryć swój dyskomfort i wkradający się rumieniec na policzki, który szybko został zauważony przez brata.

-... Jesteście razem?

Przywódcę sekty zatkało. Zaczerwienił się jeszcze bardziej i odwrócił wzrok. Nim zdążył coś odpowiedzieć prześcignął go brat.

- Nie ważne, nie moja sprawa.

Powietrze w pomieszczeniu było gęste. Bracia czuli się szczególnie niekomfortowo zmuszeni do swojej obecności, przykuci, zamuleni i głodni. Ze względu na ogólne wyczerpanie (głównie ze strony Wei WuXiana) żaden z nich nie miał siły chować swoich emocji, Wei Ying za śmiechem, a Jiang Cheng za agresją.

- Tak.- odparł po chwili ciszy Jiang Cheng.- Jesteśmy... Razem. Chyba. Ciężko stwierdzić. Udało nam się zbliżyć, ale wtedy ty zaginąłeś.- zacisną usta, a Wei Wuxian pochylił głowę. Czuł się odpowiedzialny za zrujnowanie mu momentu. Widział jak ciężko było otworzyć się mężczyźnie, fakt że udało mu się do kogoś zbliżyć...

Znowu zawaliłem...

- Nie twoja wina.- Jiang Cheng powiedział ostrym tonem, a Wei Ying podniósł głowę zaskoczony. Jego brat odwracał głowę, nie chcąc ukazać swojej twarzy. - Nie miałeś na to wpływu.- powiedział, jakby nawiązywał do minionych lat. Jego głos był szorstki, ale pod koniec się załamał.

 Mo Dao Zu Shi | Uśmiech WangXianaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz