- Mogę cię pocałować?
Jiang Cheng nie dając odpowiedzi, docisnął swoje wargi do jego, delikatnie i spokojnie, ale stanowczo. Pocałunek nie był głęboki, był subtelny i drżący, obaj panowie nie byli pewni jak to zrobić, ale wiedzieli jedno - nie żałują. Jak potoczy się ich młoda miłość, będzie to wybór losu, ale nie chcą z tego zrezygnować.
Lan XiChen w końcu się odsunął, spoglądając na zarumienionego Jiang Chenga.
Wyglądał tak niewinnie, gdy zazwyczaj przymrużone oczy były otwarte, twarz rozluźniona, a policzki zaczerwienione. Widok ten był komiczny, na zwykle ostrej twarzy. Niesamowicie było ujrzeć Przywódcę Sekty YunMeng-Jiang, którego złość i ostrość nie zostały zastąpione, ale przyozdobione wspomnianymi cechami. Tworzyło to nieziemski obraz przeciwieństw splecionych razem, które Lan Huan marzył zobaczyć jeszcze nie raz. Szczery uśmiech zagościł na jego ustach. Odsunął się nieznacznie.
- Do zobaczenia, Jiang Cheng.
- Do zobaczenia, Lan XiChen.- odparł mężczyzna, starając się zapanować nad oszołomieniem.
Idąc dalej do Przystani Lotosów wytykał sobie jak idiotyczne to jest, że mały pocałunek, ledwie muśnięcie wargami, spowodowało u niego takie zawstydzenie. Mężczyzna w bieli niewątpliwie to zauważył, jego psotny uśmieszek chodził mu po głowie, sprawiając że zaczerwienił się jeszcze bardziej.
Być może w sercu gdzieś głęboko marzył o powtórzeniu tego. Być może pragnął wedrzeć się językiem do tych pełnych warg, kładąc rękę na klatce piersiowej...
- Ogarnij się, ty idioto!- warknął do siebie, wskakując na miecz i lecąc prosto do domu.
***
Czyjaś ręka głaszcząca go po głowie, obudziła go. Przeciągnął się, naturalnie wciskając głowę w klatkę piersiową i mrucząc ciche prośby by tak poleżeć. To była rutyna. To się wydarzyło od pierwszego ich spotkania już jako para. Rzadko się zdarzało, by HanGuang-Juna nie było w domu.
Dopiero gdy świadomość zaczęła docierać do mężczyzny, odsunął się spuszczając głowę i cicho przepraszając.
- Wszystko dobrze, Wei Ying.
- Lan Zhan, ty...
- Mn. Nie jestem zły. Zjedz coś najpierw, dobrze?
Wei WuXian nie miał ani siły ani chęci by się kłócić, więc usiadł przy stole wraz z mężem. Gdy emocje po poprzednim dniu opadły, a kac nie był już tak wielki, jego uczucia zaczęły się zmieniać. Wcześniej dobrze ukryta złość przemieniła się całkowicie w poczucie winy, jednak smutek pozostał niezmienny. Stres zaczął go zżerać od środka, czuł się skamieniały.
Naprawdę, naprawdę spieprzył, co? Wiedział że sprawia problemy, widział że nie mało. Ale dopiero po podsumowaniu ich, gdy usłyszał ,,czy nie możesz zrobić nic bez sprawiania problemów?!" zdał sobie sprawę jak bardzo.
- Przepraszam, Lan Zhan.- niemalże szepnął, uparcie wpatrując się w blat. Łzy mimo starań wezbrały się w kącikach srebrzystych oczu.
- Nie, Wei Ying, proszę. Spójrz na mnie, kochanie.- głos Lan Zhana był czuły, niewiarygodnie czuły. Ręka powoli podniosła jego podbródek, by ostatecznie natknąć się na złote kule. Wei WuXian mógł dostrzec w nich żal i poczucie winy, choć nie wiedział z czego one wynikają. To nie tak, że jego mąż wtedy nie miał racji. - Wei Ying, przepraszam. Przepraszam za to co powiedziałem...
CZYTASZ
Mo Dao Zu Shi | Uśmiech WangXiana
FanfictionCo się stało z Lan Zhanem i Wei WuXianem, gdy wszystko wróciło do normy? Jak poradzili sobie sobie z nową rzeczywistością, zamieszkując razem w Zaciszu Obłoków? Wei Wuxian wyraził zgodę, by zamieszkać razem z Lan WangJi w JingShi, co jednak nie oka...