1.0

1.5K 99 106
                                    

Cała ta sprawa wcale nie była taka łatwa, na jaką mogłaby się wydawać. Alfy z nielegalnych bitew nie były profesjonalnymi gangsterami, ani niczym w tym rodzaju. A mimo to, policja wciąż była na przegranej pozycji. Pobyt w tamtym miejscu ciągnął się i dłużył Todorokiemu w nieskończoność. Na początku miał jeszcze jakieś nadzieje, uciekał myślami do normalności, do Bakugo. Teraz to już właściwie nawet o nim nie pamiętał, będąc pod ciągłą presją. Jedyne o czym bujał w obłokach to o tym, aby przeżyć. I jakoś przetrwać nadchodzącą ruję bez zajścia w ciążę. Nie wiedział, z jaką częstotliwością będzie się ona pojawiać w jego przypadku, ale liczył na przynajmniej do trzech miesięcy spokoju.

Chłopak westchnął cicho i oparł się o ścianę, patrząc niespokojnym wzrokiem na wszystkich dookoła. Siedział tutaj już siedem tygodni, jeżeli dobrze liczył. I znowu był ten przeklęty dzień tygodnia, w którym trzeba było mierzyć się ze sobą na arenie. Co prawda do tej pory już go nie wybrano po raz drugi, ale wszystko wskazywało na to, że właśnie teraz ta sytuacja ulegnie zmianie. Jego numer został wyczytany na samym początku, a heterochromik wydał z siebie wielce niezadowolony dźwięk. Nie chciał znowu brudzić sobie rąk zbędnymi morderstwami.

Shoto był dość wychudzony i zmęczony, dodatkowo była godzina wieczorna. Zastanawiał się, kto wpadł na pomysł żeby zorganizować to o dwudziestej pierwszej. Jedyne o czym teraz wszyscy myśleli był sen i ucieczka od rzeczywistości. Tak naprawdę, to tylko w nocy mogli sobie odpocząć w stu procentach i zregenerować siły. Ale jak wiadomo, czasami nawet i te parę godzin to trochę za mało.

Na zapleczu pojawili się właściciele. Każdy mógł to wywnioskować po charakterystycznych, silnych zapachach i mężczyznach, o wiele wyższych od reszty, którzy właśnie weszli. Nie sposób było ich nie zauważyć, w końcu część z nich była o dwie głowy wyższa niż większość omeg i bet zgromadzonych tutaj. Sytuacja ta przypomniała trochę wejście do kurnika. Gospodarz wchodzi i wybiera losowe okazy, żeby przyrządzić z nich rosół dla własnej przyjemności. Wśród nich był między innymi niejaki Hanns, przyjaciel mężczyzny zamordowanego przez Shoto. Z tego powodu, żywił do nastolatka ogromną nienawiść i traktował go gorzej od całej reszty. Z jednej strony szukał zemsty i chętnie zabiłby gówniarza, ale z drugiej strony wolał trochę się pomęczyć, zgarniając na nim niezłą kasę. Jednocześnie miał on do młodszego sentyment i dystans, obawiał się zostawać z nim sam na sam. W końcu to nie był byle kto, lecz naprawdę silny mimo swojej płci okaz, sam syn Endeavora.

Hanns wypatrzył w tłumie chłopaka i szybkim krokiem podszedł do niego, po drodze przepychając się między ludźmi i przewracając niektórych na ziemię. Stanął naprzeciw, przeszywając numer czterysta trzydzieści cztery lodowatym wzrokiem na wylot. Dwukolorowe tęczówki również pozostały nieugięte i robiły dokładnie to samo, niemal mordując mężczyznę samym spojrzeniem. Shoto był odważny, to fakt. Ale poza tym miał też wiele słabości, których nikt jeszcze nie odkrył. Jego charakter był bardziej po matce niż po ojcu. Był cichy, spokojny i praktycznie w ogóle się nie uśmiechał, no chyba że nadarzyła się okazja specjalna. Lubił doradzać innym, zawsze służył pomocą. Wolał poczytać książkę i popijać herbatą, niżeli harować na treningu. Jego życie naprawdę było zagmatwane, sam się w nim gubił.

Gdyby mógł, to wybrałby drugą opcję, jeśli mówić o zasadzie „zabić albo zostać zabitym". Ale nie mógł sobie na to pozwolić, nie chciał zepsuć życia pewnej alfie dla niego przeznaczonej. W końcu wtedy jego partner już od lat młodości byłby skazany na życie w samotności. Chociaż w sumie i tak lepiej zginąć teraz, bo jeszcze nie miał swojego przeznaczonego...

– Idziemy – warknął Hanns i pociągnął go za sobą, razem z jeszcze innym chłopakiem, wytypowanym do walki.

Obydwoje posłusznie podążyli za nim, doskonale wiedząc, że lepiej się nie stawiać. Zostali poprowadzeni na przeciwległą stronę dużej sali, gdzie było trochę wolnych miejsc na trybunach, specjalnie przygotowanych dla zawodników. Doskonale czuli na sobie wzrok wszystkich widzów, którzy z niecierpliwością wyczekiwali nadchodzących walk. Todoroki usiadł na wolnym miejscu i spuścił głowę, nie mając zamiaru patrzeć ani na pozostałych wybranych, ani na to jak zabijają się nawzajem. Czuł nieprzyjemny ścisk w gardle i stres, co w zasadzie nie było niczym dziwnym.

Pułapka║bakutodo omegaverseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz