Rozdział 5. Jaskinia pełna kruków

664 48 12
                                    

[POV Naruto]

— Nie mogłeś wymyślić sobie do zemsty kogoś łatwiejszego do znalezienia? — bąknąłem siadając zmęczony przed ogniskiem.

— Nie marudź młotku — powiedział Sasuke spokojnym tonem.

— Jak mam nie marudzić, łazimy po wioskach i wysyłają nas to tu, to tam, a Itachiego jak nie było tak nie ma — fuknąłem naburmuszony.

— Nie jesteś cierpliwy — odparł.

— Znasz mnie nie od dziś — bąknąłem.

On lekko się zaśmiał.

— Spokojnie, szukamy go dopiero drugi tydzień.

— No właśnie! Już prawie zrobiliśmy kółko wokół Konohy, a dwa razy cofaliśmy się kilka osad do tyłu!

— Ja cię tu nie trzymam, możesz wracać do swojego łóżeczka — powiedział z kpiną.

— W sumie, to nie jest zły pomysł Sasuke — rzuciłem — Chodźmy do Konohy, odpoczniemy, może Jiraiya nam pomoże go wyśledzić. Pójdzie szybciej.

Spojrzał się na mnie z uniesionymi brwiami.

— Mnie by i może wypuścili, ale ciebie Hokage uziemiłaby na najbliższy rok za to że uciekłeś — zadrwił ze mnie.

Wydąłem policzki w złości. Miał rację, nie możemy sie zbliżać do wioski. Widząc moją minę znowu się zaśmiał, a ja robiłem się coraz bardziej czerwony.

— Rozbij namiot skarbie — powiedział. — Ja idę zebrać więcej opału.

To mnie jeszcze bardziej zezłościło. Gdyby to nie był on, ucieszyłbym się na takie miłe określenie, ale on mówiąc to drwi ze mnie. Kilka dni temu powiedziałem tak do niego, a on mnie wyśmiał. Wiem, że on nie umie w romantyczność, ale ja starałem się jakoś go rozluźnić. Nie wyszło, od tamtego czasu gdy się ze mnie śmieje to nazywa mnie skarbem, czym skutecznie osiąga odwrotny efekt niż ja chciałem osiągnąć gdy tak do niego powiedziałem.

Gdy się oddalił w las niechętnie zabrałem się za rozkładanie namiotu. Przynajmniej już kilka nocy z rzędu robimy z niego porządny użytek. Że też ten tani namiot wytrzymuje nasze numerki. Ku mojej radości Sasuke rozluźnił się trochę i już nie siedzi całe dnie nad mapą i zapiskami Orochimaru, zaczął ze mną rozmawiać o przyziemnych rzeczach. Drętwo bo drętwo, ale zawsze coś.

Ale żeby nie było, dalej jest zdeterminowany by wytropić i zabić brata. W czym go wspieram. Ale trochę luzu trzeba. Chyba bym zwariował gdyby nie zaczął ze mną rozmawiać.

Po rozbiciu namiotu usiadłem przed ogniskiem i przegryzłem trochę suchego prowiantu. Zacząłem rozmyślać na temat powrotu z Sasuke do wioski. Na pewno Tsunade mi nie odpuści i wyciągnie konsekwencje za to, że uciekłem. Skrzywiłem się na myśl, że napisałem jej o pozbawieniu mnie ramenu. Dlaczego ja jej to podsunąłem.. może będzie dla mnie łaskawa i tylko nakrzyczy, ewentualnie obije? Ale moje myśli szybko zeszły na Sasuke. Chciałbym zamieszkać z nim. Poruszyłem z nim ten temat, ale on tylko mówił, że zobaczymy po powrocie. Ja natomiast snułem już plany odnośnie naszej przyszłości. Wymyśliłem, że zamieszka u mnie do czasu, aż nie odnowimy jego starego domu, w końcu prawie 3 lata stoi pusty. Trzeba się nim zająć, zanim będzie można w nim zamieszkać.

W pewnym momencie zorientowałem się, że Sasuke nie ma już dosyć długo. Poderwałem się gwałtownie z miejsca i krzyknąłem:

—Sasuke!

Odpowiedziała mi głucha cisza. Zacząłem sie martwić. Zabrałem szybko kilka kunaiów i ruszyłem w kierunku gdzie poszedł. Co chwila wołałem za nim, ale dalej nie odpowiadał. Coraz bardziej przyspieszałem tempo. W trakcie biegu stworzyłem 3 klony, które wysłałem w kilka stron, by nie ominąć go. Sasuke jest silnym shinobi, sam przed sobą mogę się przyznać, że jest silniejszy ode mnie, ale nigdy mu tego nie powiem. Na pewno poradziłby sobie nawet z Joninami. Dlatego jego zniknięcie bardzo mnie zdenerwowało. Jeśli się okaże, że on sobie spokojnie zbiera patyczki kilometr od ogniska to chyba wyjdę z siebie.

SasuNaru - Sprowadzę cię, czy tego chcesz czy nieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz