Rozdział 9

7.9K 373 108
                                    

Rozdział 9

Zabawa na śniegu trwała do zachodu słońca. Harry nie żałował, że dał się namówić reszcie na wyjście z domu pomimo sporego mrozu. Spędzili dobre kilka godzin na rzucaniu się śnieżkami, budowaniu różnych rzeźb ze śniegu i jeździe na sankach na pobliskich wzgórzu.

– Musimy wracać – powiedział Carlos, kiedy powoli znikało za horyzontem.

– Zimowy Pan, tak? – spytał Harry, kiedy powoli ruszyli w kierunku zabudowań gospodarstwa.

– Tak – potwierdził starszy chłopak. – Nikt nie powiedział, że się pojawi, ale lepiej uważać. Chłopaki wtedy najedli się strachu. Jeden z nich też pochodził z Wielkiej Brytanii. Skończył szkołę w tamtym roku, więc się rozminęliście.

– Więc uczył się tutaj inny Brytyjczyk? Jak się nazywał?

– Ruan Harris. Był spokrewniony z jakimś starym angielskim rodem, który wyrzekł się jego linii. Nie wiem dlaczego. Jakiś konflikt, czy coś w tym stylu. Pewnie byłoby im teraz łyso, gdyby wiedzieli, że ukończył Gipfel.

– A wiadomo, co się z nim teraz dzieje? – Harry był ciekawy absolwenta, który miał takie samo pochodzenie jak on.

– Oczywiście. Studiuje astronomię na najlepszym mugolskim uniwersytecie na świecie.

– Na Harvardzie? – spytał młodszy chłopiec. Nawet on słyszał o tej uczelni.

Carlos pokiwał głową.

– Nie mówi się o tym głośno, ale ukończenie Gipfel otwiera wiele drzwi. Ruan zawsze gapił się w niebo. Obserwował planety, gwiazdy i wszelkie zjawiska dziejące się na niebie. Jest prawdziwym pasjonatem. Zawsze mówił, że nawet jeśli nie zostanie astronautą, to jego ambicją jest pracować dla NASA. Myślę, że mu się uda.

– W Londynie jest czarodziejska ulica. Nazywa się Pokątna – powiedział nagle Harry. – Kiedy na niej byłem, odniosłem wrażenie, że brytyjscy czarodzieje zupełnie odcinają się od tego, co nie jest magiczne. W twoim kraju też tak jest?

– W Wenezueli nie ma zbyt wielu czarodziejów, a przynajmniej ja o tym nic nie wiem. Jestem pierwszy w mojej rodzinie. Gdybym nie dostał zaproszenia do Gipfel, pewnie poszedłbym do magicznej szkoły w Ameryce Południowej. Tam uczą się wszyscy czarodzieje z tego kontynentu.

– Nie wolałbyś tam iść? Byłbyś bliżej rodziny.

– Zastanawiałem się nad tym, ale dziadek przekonał mnie, że Gipfel da mi więcej możliwości. Mój kraj to niebezpieczne miejsce. Mój ojciec jest osobą publiczną i walczy, żeby zaprowadzić porządek w kraju. Korupcja i pozbywanie się przeciwników jest tam na porządku dziennym. To cudowny kraj, o wielkich możliwościach, ale władzę sprawują tam ludzie, dla których liczy się tylko zysk i władza. Chcę pomóc ojcu zaprowadzić tam porządek.

– To bardzo szlachetne z twojej strony – przyznał Harry z podziwem.

– Chcę, żeby nasz kraj był bezpieczny. Żeby dzieciaki nie bały się iść do szkoły. Żeby ich rodzice nie bali się, że kiedy wyjdą na ulicę, więcej ich nie zobaczą. Takie sytuacje też się zdarzają.

Harry pokiwał głową. Podziwiał starszego chłopaka, że ten chciał wykorzystać swoje umiejętności dla dobra innych.

– Nie wiem, czy potrafiłbym postąpić w ten sposób – powiedział zgodnie z prawdą. – Może to przez tę całą sytuację?

Listy do SOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz