Rozdział 20

6.5K 364 132
                                    

Dziękuję za wszystkie miłe komentarze i gwiazdki^^ Jak myślicie, co się stanie w tym rozdziale?

Rozdział 20

W swoich wiadomościach Harry nie napisał Severusowi od razu o jaju bazyliszka. Zdecydował, że poczeka, aż mały gad się wykluje.

Dyrektor szkoły został poinformowany o znalezisku natychmiast po rozpoczęciu nowego semestru, a zaraz potem została powiadomiona cała szkoła. Część uczniów była na początku lekko zaniepokojona, ale ekscytacja przezwyciężyła strach i teraz wszyscy czekali na wyklucie się nowego pupila. Jajo zostało umieszczone w części dla zwierząt, którą nadzorował profesor Fernandez. Co jakiś czas ktoś tam zachodził, żeby poobserwować ropuchę, siedzącą na jaju. Kółko rysownicze zrobiło nawet kilka świetnych szkiców do dziennika obserwacji, który wszyscy wspólnie prowadzili. Tatiana, która dostała od rodziców aparat fotograficzny, zrobiła też kilka zdjęć.

Sam Harry chodził tam, kiedy tylko miał więcej czasu i syczał do jaja różne historie z życia szkoły. Czasem opowiadał też o sobie i Severusie.

„Severus jest moim narzeczonym" – syczał wesoło. – „Jest dużo starszy ode mnie, ale i tak go bardzo lubię. Jeszcze się nie spotkaliśmy, ale mam nadzieję, że kiedy się spotkamy, to nadal będziemy się lubić. Bo mam wrażenie, że on też mnie lubi. Nie wiem, czy weźmiemy ślub, ale myślę, że to byłoby miłe."

Zbliżała się Wielkanoc, kiedy do klasy, w której grupa Harry'ego miała historię, wpadł podekscytowany profesor Fernandez.

– Jajo... Pęka... – wysapał.

Harry popatrzył na profesorkę, a ta dała mu znak, żeby nie czekał, tylko biegł. Zerwał się ze swojego miejsca i kilka minut później byli już w jednym z boksów, które znajdowały się w budynku wydzielonym dla zwierząt. Skorupka faktycznie pękała. Jakoś nie przejmował się tym, że ropucha, która wysiadywała jajo, zniknęła. Najwyraźniej uznała, że spełniła swoją funkcję i ewakuowała się, żeby nie zostać pierwszym posiłkiem.

– Jasno – usłyszał nagle Harry. Cichutki syk wydobywał się spod fragmentów skorupki.

Witaj – zasyczał Harry.

– Poznaję twój głos. To ty do mnie syczałeś, gdy byłem jeszcze w jaju?

– Tak. To byłem ja – potwierdził. – Czy możesz na razie mieć zamknięte oczy? Nie chciałbym, żebyś niechcący mnie zabił. Bo nie chcesz mnie zabić, prawda?

– Nie. Nie chcę – zapewnił go bazyliszek. Powoli wysunął się ze skorupy. Zgodnie z prośbą Harry'ego nie otwierał jeszcze oczu. – Lubię cię. Twój głos jest miły. Twój zapach też mi się podoba.

Chłopiec uśmiechnął się i ostrożnie podsunął mu swoją dłoń. Mały gad najpierw wypadał językiem powietrze wokół niej, a potem wsunął się na nią ufnie. Mały bazyliszek miał charakterystyczne czerwone wypustki na głowie, które przypominały pióropusz. Potwierdzało to przypuszczenia, że jest samcem. Harry wyjaśnił mu, że jego nauczyciel rzuci na niego zaklęcie, żeby jego oczy nie zrobiły nikomu krzywdy, dopóki nie nauczy się kontrolować swojego wzroku. Bazyliszek podchodził do tego sceptycznie, ale ufał Harry'emu i zgodził się. Kiedy profesor Fernandez wymówił formułę, wyszli na zewnątrz, żeby sprawdzić, czy zaklęcie zadziałało. Mieli zamiar przetestować jego efekty na kilku owadach.

– Otwórz oczy i popatrz na te owady – polecił chłopiec.

Bazyliszek otworzył oczy, które teraz pokrywało coś, co przypominało dodatkową powiekę i wykonał polecenie. Żaden z owadów nie padł.

Listy do SOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz