X

380 24 6
                                    

Hej misiaczki. Bardzo przepraszam, że tak długo musieliście czekać. Podjęłam się pracy i teraz jeszcze mniej czasu znajduję na pisanie. Staram się pisać w wolnych chwilach i w taki o to sposób stworzyłam ten rozdział! Dajcie mi znać jak wam się podobał!  

Buziaki! <3

       - Jesteś mało odpowiedzialna - odparła kobieta, patrząc na mnie w lustrze. - Adoptowałaś pięciolatkę i uznałaś, że pójdziesz do klubu z przyjaciółką? - uniosła brew tak jak to robiła zawsze, gdy się złościła.

- Dziecko nie jest powodem, by siedzieć ciągle w domu. Przyjechałaś i od razu marudzisz - burknęłam, nakładając pomadkę na usta. - Bardziej niż Ty nieodpowiedzialna nie będę. - Odwróciłam się, by spojrzeć prosto w oczy matki, a ona wpatrywała się we mnie ze zmarszczonymi brwiami.

Zastanawiałam się jak długo zajmie jej ogarnięcie o co mi dokładnie chodzi. Nie lubiłam wypominać jej błędów, ale teraz próbowała mi wmówić, że nie powinnam adoptować dziecka, bo jestem nieodpowiedzialna.

- Kiedyś zrozumiesz czemu postąpiłam tak, a nie inaczej - odparła po chwili.

- Niby kiedy zrozumiem, czemu podmieniałaś mi leki i powodowałaś, że zaczęłam wariować? - spytałam oschle, a w oczach matki ujrzałam smutek.

- Nie robiłam tego, by zrobić z ciebie wariatkę. Dobrze o tym wiesz - powiedziała, a ja pokiwałam jedynie głową.

Wiedziałam, że skończyłoby się to niepotrzebną kłótnią. Kłótnie przed ślubem to ponoć nic nowego, ale ja nie chciałam, by i u mnie one były. Wolałam zakończyć to ze spokojem i mimo że nie był to ślub z miłością mojego życia to chciałam, by był ślubem jak ze snów.

Jako mała dziewczynka marzyłam, by na moim ślubie było pełno białych kwiatów i złotych ozdób. Chciałam, by była cudowna atmosfera, a każdy zapamiętał ten dzień jako jeden z najlepszych. Pragnęłam, by odbywało się to na świeżym powietrzu. Ślub, który miał odbyć się już za dwa dni miał być podobny do tych z moich snów. Nie chciałam mieć zbytniej ingerencji w przygotowaniach, ale pech chciał, że nie miałam innego wyjścia.

Byłam zła jedynie na to, że suknie zamawiali od jednego z droższych projektantów, a to dlatego, że rodzina Ramireza nie wyobraża sobie innej opcji. Musiało być drogo i tak, by każdy gość wiedział, że to ślub Pabla Ramireza.

Miałam dołączyć do jego rodziny i stać się żoną mafiosy. To nie może mieć szczęśliwego zakończenia. Zwłaszcza, że to nie jest ślub z miłości. Nie kocham Pabla i robię to tylko dla rodziny. To nie bajka, która zakończy się "happy endem". To prawdziwe życie, które niesie ze sobą mnóstwo cierpienia.

- Pablo wie, że nie możesz mieć dzieci? - spytała po chwili ciszy, a ja wstałam z miejsca.

- Nie musi o tym wiedzieć - odparłam.

- Madeleine to twój przyszły mąż. Prędzej czy później się o tym dowie - powiedziała, łapiąc mnie za dłoń. - Musisz mu powiedzieć. Wiem, że nie jest to ktoś z kim chcesz brać ślub, ale ma prawo wiedzieć. Spędzisz z nim większość, jak nie całe życie.

Spojrzałam w jej oczy i powstrzymałam się od wytknięcia jej, że sama nie była do końca szczera do własnego męża. Naprawdę wolałam się nie kłócić. Nie dwa dni przed ślubem i nie gdy dopiero wróciła do Vegas.

- Ja wiem lepiej, czy Pablo musi o tym wiedzieć, czy nie. Idę do Layli, a ty może pójdź pogadać z pobożną Hope - powiedziałam i wyszłam z pokoju.

Nie przeszłam nawet metra jak wpadłam na kogoś i o mało się nie przewracając. Mężczyzna złapał mnie w talii bym nie upadła.

- Masz coś ostatnio pecha do mnie - wyszeptał, a ja z automatu się odsunęłam.

Angel Of My Dreams (zawieszone) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz