Rozdział IX

536 31 23
                                    

     Chcę spać...
Chce w końcu zasnąć.

     Moje myśli wciąż krążą wokół tego strasznego miejsca. Nie mogę zapomnieć o tym, co się wydarzyło. Widzę cienie w moim ciemnym pokoju, wszystkie posturą przypominają te straszne animatroniki. Wyglądają, jakby spoglądały prosto na mnie.
Usiadłam na łóżku ze łzami w oczach wiedząc, że to wszysyko najprawdopodobnie będzie trwało do końca mojego życia. Nikt mnie nie zrozumie i nikt nie będzie w stanie mi pomóc.
Zaświeciłam lampkę i zaczęłam szlochać.

- [T/I], wszystko w porządku? - W tej chwili spostrzegłam, że obudziłam Alice. - Czy ty płaczesz? - Zapytała dziewczyna zrywając się z łóżka i siadając obok mnie. - Co się stało? Miałaś koszmar?

- Nie, nie umiem zasnąć.

- Dlaczego? Ktoś cię skrzywdził?

- Nie ktoś, tylko coś. - Po tych słowach dziewczyna spojrzała na mnie ze zdziwieniem.

- Jak to "coś"? Nie rozumiem...

- Opowiadałam Ci o tym, co się wydarzyło w pierwszy dzień mojej zmiany. Te animatroniki... - Zaczęłam płakać jeszcze bardziej. Alice przyciągnęła mnie do siebie i mocno przytuliła. - Wiem, że mi nie wierzysz, ale to naprawdę się wydarzyło.

- Wierzę ci. Chodź, połóżymy się razem.

- Możemy zostawić włączoną lampkę?

- Oczywiście, że tak. - Uśmiechnęła się dziewczyna.
Obie położyłyśmy się obok siebie, wciąż przytulone.

- Nie wiem co zrobić. - Odparłam pociągając nosem. - Nie mogę zrezygnować z pracy dopóki sami mnie z jakiegoś powodu nie wyrzucą.
Tak jest w papierach.

- Musi być jakiś inny sposób [T/I]. Nie mogą cię tam trzymać w brew twojej woli. To nie uczciwe...

- Potrzebuje snu. Muszę wszystko przemyśleć. Dobranoc Alice. - Odparłam wtulajac się w dziewczynę.

- Dobranoc,wyspij się.

W końcu udało mi się zasnąć. Wciąż jednak odczuwałam lęk, ale świadomość tego, że ktoś jest przy mnie sprawiło, że mogłam spać spokojnie.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Nastał ranek. Gdy się obudziłam zauważyłam, że Alice przy mnie nie ma. Najprawdopodobniej była już w pracy. Wstałam z łóżka i usiadłam przy stole. Wyciągnęłam telefon żeby zadzwonić do szefa, ale nie odebrał ode mnie ani jednego połączenia.

- To dziwne. - Pomyślałam. - Henry zawsze odbiera połączenia od pracowników.

Nagle na mój telefon przyszła wiadomość od Henry'ego:

Aktualnie nie mogę odebrać telefonu.
Bądź w pracy wcześniej, mam Ci coś do powiedzenia.

To było dziwne, ale uwierzyłam w treść wiadomości, którą wysłał mi Henry.
Gdy tylko odeszłam od stołu, usłyszałam dzwonek mojego telefonu. Zadzwonił do mnie Scott, więc szybko odebrałam.

- Hej Scott, jak się masz?

- Hej, wszystko w porządku. - Głos mężczyzny brzmiał zupełnie inaczej. Ani trochę nie przypominał głosu Scotta.

-Kto mówi? Skąd masz telefon mojego chłopaka.

- Chłopaka? - Parsknął mężczyzna. - Nie wiedziałem, że to twój chłopak.

- Chwileczkę, William? - Wykrzyknęłam, a w słuchawce nastała cisza. - Skąd masz jego telefon?

- Uspokój się, zostawił go w pracy. - Odpowiedział poirytowany. - Zostawię go w biurze Henry'ego, jeżeli będziesz chciała go oddać swojemu chłopakowi. Do zobaczenia.

- Rozłączył się? Co za dupek... - Odparłam i zaczęłam się szykować do pracy. Wciąż mnie zastanawia, po co Henry chce się ze mną widzieć tak wcześnie. Nie zastanawiając się dłużej, wyszłam na przystanek i próbowałam dodzwonić się na telefon stacjonarny Scotta, ale nie odbierał.
To sprawiło, że zaczęłam martwić się jeszcze bardziej.

     W końcu dojechałam na miejsce. Na parkingu stało auto Scotta, to oznacza, że musi być w środku. Pobiegłam do drzwi i weszłam do gabinetu szefa. Ku mojemu zdziwienu  nie było tu nikogo. Ani Henrego, ani Scotta, ani Williama.
Na biurku leżał telefon chłopaka, więc wzięłam go i spakowałam do kieszeni w kurtce. Już zmierzałam do wyjścia, gdy nagle rozległ się hałas na głównej sali, w której organizowane są przyjęcia.

- Nawet nie chce zmierzać w tamtą stronę. - Odwróciłam się do drzwi wyjściowych, a hałas stawał się coraz głośniejszy. Nie brzmiało to jak dźwięki, które mogłyby wydawać animatroniki. Zaczęłam po cichu zmierzać w stronę sali. Gdy stanęłam w wejściu ujrzałam coś na co nie mogłam znaleźć słów.

- Co się tu dzieje? - Odparłam spoglądając na pojedynczy stolik, który był przyozdobiony bardziej niż cokolwiek co się tu znajdowało. Weszłam do sali i zaczęłam oglądać i dotykać wszystkich dekoracji. Na stoliku znajdowały się kolorowe talerzyki, kubeczki i czapki urodzinowe. Na jednym z talerzy leżała kartka z napisem "Wszystkiego najlepszego". Byłam tak zaskoczona, że nie miałam bladego pojęcia, że–

- NIESPODZIANKA!

–dzisiaj są moje urodziny.
Krzyk rozległ się po całej sali, a z różnych miejsc wyskoczyli Scott, Will, i Henry z małymi podarunkami. Z kuchni wyszedł Mike, niosący wielką pizze ze świeczkami wbitymi w pepperoni. Stałam jak wryta naprzeciwko stolika nie wiedząc, jak mam zareagować.

- Zaniemówiłam. - Odparłam z szokiem i uśmiechnęłam się szeroko.


Niech nam żyje sto lat,
Niech nam żyje sto lat!
Niech nam żyje [T/I],
Niech nam żyje sto lat!

Dziękuję wam. - Powiedziałam przytulając się do każdego z nich. - Tego mi brakowało.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

     Przyjęcie urodzinowe trwało do wieczora. Henry musiał wrócić do pracy, a dzieci podkradały od nas niedojedzoną pizzę. Cieszę się, że cały ten stres sprzed kilku dni ze mnie zszedł. Mogłam w końcu być szczęśliwa i odpocząć od natłoku złych myśli.

- Mam dla ciebie jeszcze jedną niespodziankę, kwiatuszku. - Odparł Scott. - Biorę dzisiaj twoją zmianę, będziesz mogła odpocząć i w końcu się wyspać.

- Nie zgadzam się. - Odparłam z powagą. - Coś może Ci się stać.

- Daj spokój, to tylko jeden dzień. - Chłopak chwycił mnie za dłonie i pocałował, przystawiając czoło do mojego czoła. - Dam radę.

- Obiecujesz?

- Obiecuję.

Usłysz mój głos | Phone guy x Reader [ODWIESZONE] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz