Rozdział 25

928 26 6
                                    


Maraton uważam za otwarty!
1/5

Vanessa

Dwa tygodnie później

Alfa, który zatrzymał się u nas, wyjechał tydzień temu z zauważalnym smutkiem bo liczył, że on także odnajdzie w naszej watasze swoją mate, jednak się nie udało. Dzisiaj jadę z Aronem do prawdopodobnie mojego ojca czyli Króla Wampirów. Nie powiem, stresuję się, i to nawet bardzo. Właśnie kończę pakować swoją większą torbę podróżną kiedy do pokoju wchodzi Aron.

- I jak, gotowa?- zapytał.

- Eh.. Tak, ale bardzo się stresuję- odparłam.

- Nie masz się czego obawiać, wszystko będzie dobrze- powiedział i mnie przytulił.

Aron wziął moją torbę i udaliśmy się w stronę wyjścia, do czekającego na nas czarnego mustanga. Włożył nasze torby do bagażnika i usiadł ze mną z tyłu. Za kierownicą siedział jakiś starszy pan po czterdziestce. Po chwili odjechaliśmy w stronę wyjazdu z lasu, a mi się przypomniało, że miałam zapytać kto zostanie w domu głównym podczas naszej nieobecności.

- Aron, a kto przejmie twoje obowiązki podczas naszej tygodniowej nieobecności?

Uniósł wzrok znad swojego telefonu i od razu odpowiedział:

- Dzisiaj za nami jedzie jeden beta i cztery delty, a na miejscu został Greg-drugi beta, więc nie masz się o co martwić kochana.

- To dobrze- odpowiedziałam i ziewnęłam. 

- Widzę, że jesteś śpiąca, połóż głowę na moich kolanach i się prześpij. Jeszcze długo będziemy jechać na miejsce- powiedział Aron.

Zrobiłam jak mówił i powoli usypiałam czując, że Aron przykrył mnie kocem i odleciałam.

>Time skip<
Powoli zaczynałam się budzić i zaczęły docierać do mnie jakieś głosy. Rozpoznałam, że jeden z nich należy do Arona a drugi chyba do Jacoba ale nie byłam pewna.
Otworzyłam drzwi i mozolnie wysiadłam. Podeszłam do Arona, który stał i zawzięcie dyskutował z Jacobem.
- Hej, Aron możesz powiedzieć co się dzieje i gdzie jesteśmy?- zapytałam rozglądając się dookoła, bo jakby nie patrzeć, znajdujemy się na na poboczu jakiejś asfaltowej drogi w środku gęstego lasu.
Aron odwrócił się w moją stronę i delikatnie się uśmiechnął.
- Hej, jesteśmy jakieś 5 kilometrów od posiadłosci prawdopodobnie twojego ojca- odpowiedział.

- Więc dlaczego stoimy zamiast jechać?- zapytałam.

- Odwróć się i sama zobacz
Bez słowa szybko odwróciłam się i zauważyłam jakieś dwie kobiety i czterech mężczyzn, białych jak ściana.

- Aha ale nadal nie rozumiem o co chodzi- powiedziałam bo nie rozumiem, dlaczego nie możemy jechać dalej.

- Tak jakby to są wampiry z tutejszego królestwa, ale nie chcą powiedzieć czemu nie możemy jechać dalej. Ponadto nie chcą z nami nawet rozmawiać bo jesteśmy wilkołakami.

Wydało mi się to dziwne, co oni mają do nas? Nikt ich nie poinformował, że przybyliśmy w sprawach pokojowych?

- Zaraz wrócę, pójdę z nimi porozmawiać- powiedziałam.

- Dobrze ale uważaj- odpowiedział Aron.

-Przecież jak zajdzie potrzeba to się obronię, wiesz, że potrafię- powiedziałam i udałam się w stronę tych wampirów.

-Wampir?-powiedziała jedna z kobiet. Miała na sobie czarny obcisły kombinezon i wysokie szpilki. Miała bardzo nie spotykany kolor włosów jak i oczu. Włosy były koloru blado fioletowego a oczy, ciemno żółte.

- Tak, jestem wampirem klasy A, i nie mogę zrozumieć dlaczego nie chcecie nas puścić dalej. Nikt was nie poinformował, że przebywamy w sprawach pokojowych?-zapytałam.

- To ona- odpowiedziała druga kobieta, ta zaś miała czarne włosy zgolone z jednej strony i czerwone oczy a na sobie, czarną przylegającą kamizelkę, czerwoną spódniczkę i zwykle czarne vansy.

- O czym wy do jasnej cholery mówicie i czy możecie mi odpowiedzieć na moje pytanie??!- zapytałam juz wkurzona.

Kobiety posłały sobie dziwne spojrzenia i czarnowłosa powiedziała:
- Jestem Dawina, a to Rebekah. Przedstawię Ci jeszcze tych tutaj- powiedziała i wskazała dłonią na czterech mężczyzn.
Każdy z nich był ubrany na czarno. Czarne skórzane kurtki, czarne jeansy z dziurami, szare koszulki i czarne okulary przeciw słoneczne na oczach. Jedyne czym się różnili to kolor włosów.

-Ten od prawej to Damon- wskazała na czarnowłosego bladego mężczyznę który zdjął okulary i ukazały się śliczne niebieskie oczy- dalej, to Niklaus- jest to wampir o włosach koloru blond i granatowych teczówkach- to Matthew albo jak wolisz, Matt- brunet z czarnymi oczami, stojący obok Demona-
i na koniec, to Stefan- miał włosy koloru brązowego i zielone oczy.
- Tak, miło mi poznać, jestem Vanessa a ten wilkołak od którego czuć Alfę jest moim przeznaczonym i ma na imię Aron. A czy możecie powiedzieć kim jesteście i puścić nas w dalszą drogę?- zapytałam.

-Jesteśmy głównymi strażnikami Królestwa Wampirów, nie chcieliśmy was puścić bo ostatnio kręciło się tu sporo banitów i wygnanych wampirów. Ale dowiedzieliśmy się, że ma tu przybyć pewien Alfa w sprawach pokojowych, nie wiedzieliśmy, że to wy. Oczywiście puścimy was w dalszą drogę- powiedziała Rebekah.
-A czy możecie mi wyjaśnić o co chodziło Dawinie mówiąc: "To ona"?- zapytałam.

- Oczywiście, chodziło mi o to, że jesteś wampirzycą bardzo niespotykaną bo jesteś klasy A, ponadto twój przeznaczony to wilkołak Alfa- powiedziała a jej oczy zaczęły lśnić na złoto- powiadam Ci, to Ty powijesz dwoje przeznaczonych i jedynych dzieci i to Ty staniesz się Panią Wampirów, Panią Dnia i Nocy i wszystkich istot nadprzyrodzonych. Twój przeznaczony i Ty będziecie sprawiedliwymi i najlepszymi władcami jacy byli na tym świecie-powiedziała Dawina a jej oczy zaczęły wracać do normalnego koloru, posłała mi bardzo dziwne spojrzenie, jakby uległe i pełne szacunku. Po czym głos zabrał ktoś inny.

- Nie obawiaj się, Dawina jest wyrocznią i wie co kogo spotka. Jeśli Ci to powiedziała nie może się mylić i prawdziwie się tak stanie. Niestety na nas już pora, nie zabieramy już czasu i do zobaczenia Pani- powiedział Niklaus i cała szóstka wampirów pokłoniła się nisko i rozpłyneli się w powietrzu pozostawiając po sobie dziwną mgłę.
Udałam się do Arona i powiedziałam, że możemy ruszać w dalszą drogę. Wsiedliśmy do auta i pojechaliśmy. Jechaliśmy około 20 minut mijając gęsty las, aż naszym oczom ukazał się śliczny marmurowy pałac. Wokół niego była brama z plotących się czerwonych róż a w samym środku była brama otwierana na pilota.
Podjechaliśmy pod bramę A stojący tam strażnik podszedł do auta a kierowca naszego auta uchyliwszy okno powiedział:
-Alfa watahy "Złotego Kla" w sprawach pokojowych.
Strażnik skinął głową i odszedł do drugiego i szepnął mu coś na ucho i po chwili bramą się otworzyła i wjechaliśmy na brukową drogę. Ciągnęła się aż do drzwi pałacu. Oczywiście, auto odstawiliśmy na specjalnym parkingu dla ważnych osobistości. Cóż teraz nie ma odwrotu, jeśli to mój ojciec dowiem się dlaczego upozorował własną śmierć.

Hej, wszystkim czytelnikom!
Przepraszam za długą nie obecność i brak rozdziału ale pracowałam nad pierwszym rozdziałem maratonu a ten jest najdłuższym rozdziałem jaki napisałam do tej pory bo ma 1022 słowa! Przepraszam za błędy w rozdziale i zachęcam do pozostawienia gwiazdki i komentarza.
Papatki i do napisania!😘😘

Moja mateOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz