Panowie Weasley

26 1 3
                                    

Przez całą lekcję eliksirów, Snape jedyne czego chciał od ślizgonów to aby przepisywali jakieś formułki na eliksiry bo wiedział że i tak nic nie będą w stanie stworzyć. Natomiast gryfonom kazał stworzyć jakiś skomplikowany eliksir, o którym chyba tylko Granger słyszała.
Sama raczej dałabym radę się tym zająć, nawet pytałam się o to profesora ale on kazał mi się uciszyć i robić to co on mi każe.
Widać było po ślizgonach że impreza im mocno zawróciła w głowach i kac był tak potężny że nawet z przepisywaniem czegoś z książki mieli problem. Sus w dodatku przed lekcją zapaliła zioło więc tym bardziej nie ogarniała rzeczywistość, a była dopiero godzina dziewiąta.

Podczas przerwy obiadowej do Wielkiej Sali wleciała sowa. Zdziwiło mnie to dość ponieważ poczta zazwyczaj jest dostarczana podczas śniadania. W dodatku niosła ona list do mnie.
Wzięłam od niej kopertę, nakarmiłam chlebem bo bardzo narzekała i otworzyłam kopertę a następnie przeczytałam zawartość listu.

Jak ci się podoba prezent?
                                                 Mama

Prawie od razu wyjęłam z torby pergamin i pióro i szybko odpisałam.

Raczej już go więcej nie użyję, już na pewno nie do zmniejszania tali
                                               Elizabeth

Wysłałam list i zaledwie minutę po tym podeszli do mnie bliźniacy Weasley. Zmierzyłam ich wzrokiem kiedy stali nade mną.
- Wciąż go masz na sobie- powiedział jednen i spojrzał na mój palec, na którym znajdował się żab.
- No wiesz, nie chciałam sobie odcinać palca- Odpowiedziałam.
- Ale ty w cale nie musisz odcinać palca, choć możesz- Odpowiedział drugi. Zacisnęłam palce na nasadzie nosa i pomyślałam "boże, co ten człowiek ma w głowie".
- Zignoruję to co powiedziałeś i uzam że tego nie słyszałam. Nie warto słuchać ludzi, których poczucie humoru zatrzymało się na poziomie dziewięciolatka.
- Przynajmniej mnie nie biją za nie w domu- znowu się jeden odezwał przez co został oblany sokiem dyniowym i poszedł zapewne się przebrać. Drugi jednak został.
- Coś sobie życzysz?- zapytałam.
- Jak już pytasz to bądź tak łaskawa i na raz następny pohamuj się. Nie każdego stać na codzienną zmianę szat-
- Chcesz wzbudzić we mnie litość? To jego wina że jest debilem mówi co mu ślina na język przyniesie- odpowiedziałam.
- Jesteś bezczelna-
- A ty jesteś chamem-
- Kretynka-
- Debil-
- Żeńska tchórzofretka-
- Prostak-

Nic nie odpowiedział, patrzył na mnie aż postanowił odejść, zapewne poszedł do swojego brata. Niezbyt obchodziło mnie co jakiś biedak i zdrajca krwi sobie o mnie myśli. Jak chce to może mi nawet życzyć śmierci, tylko żeby nie wplatywał w to moich relacji z rodziną, a na pewno nie z ojcem. To jest zupełnie inna bajka i taki kretyn jak on nie ma prawa mi o niej przypominać.

Ta sytuacja z Weasley'em ma też swoje małe plusy. Z niewiadomych przyczyn dostałam po niej weny twórczej i wieczorem udało mi się napisać całkiem niezły wiersz. Jednak po za tym to nic dobrego z tej kłótni nie wyszło, a jedynie straciłam humor tego dnia.

Około tydzień później siedziałam sobie na lekcji transmutacji i strasznie się nudziłam. Wolałam teraz siedzieć na błoniach, zażywać świeżego, chłodnego jesiennego powietrza zamiast uczyć się rzeczy, których nigdy w życiu nie użyję, chyba jedynie po to aby zdać Sum-y.
McGonagall tak przynudzała że musiałam coś zrobić. Jako że aktorką to ja jestem wspaniałą, zaczęłam cicho stękać i zbiegłam się w pół. Podniosłam rękę aby poprosić panią profesor o coś.
- Tak panno Malfoy?-
- Czy mogę iść do skrzydła szpitalnego? Mój brzuch mnie strasznie boli- wyjakałam i dałam McGonagall chwilę na zastanowienie się.
- No dobrze, zaprowadzę cię- odpowiedziała.
- Nie trzeba, dam sobie sama radę, niech pani kontynuuje lekcje- na to już o wiele niechętnej się zgodziła ale w końcu udało mi się wyjść z sali.

Cicho wędrowałam po korytarzach w stronę wyjścia i nagle usłyszałam za sobą głos.
- Ekhem- głośne chrząknięcie za mną sprawiło że znieruchomiałam. Wszędzie bym poznała ten głos. Bardzo ale to bardzo wolno odwróciłam się i ujrzałam niską kobietę, ubraną na różowo. Właśnie zostałam złapana przed Dolores Umbridge.
- Zdaje się że panna Malfoy ma teraz transmutację, czy mogę znać powód, dla którego znajduje się pani na korytarzu a nie w sali lekcyjnej?- trochę się zawahałam ale w końcu jej odpowiedziałam.
- Szłam do skrzydła szpitalnego, brzuch mnie boli, wolę się upewnić że to nic takiego- nie mogłam jej powiedzieć innej wymówki niż tej, którą wcisnęłam McGonagall, to było by zbyt ryzykowne.
- W takim razie chodź ze mną-
- Nie trzeba, naprawdę, dam sobie radę-
- Nie wydaje mi się, skrzydło szpitalne jest w drugą stronę- zaczęłam się śmiać nerwowo i mówić coś w stylu " Oh faktycznie", "Ale gapa ze mnie" i tak dalej aż w końcu ulotniłam się. Umbridge jednak nie pozwoliła mi tak prędko odejść.
- Malfoy wracaj tu!- krzyknęła. Nie miałam wyjścia, z podkulonym ogonem wróciłam do niej.
- Wyglądasz bardzo zdrowo, teraz pójdziemy do mojego gabinetu- wróciła do swojego normalnego głosu. Trochę się bałam. Nie wiedziałam czego ona ode mnie chce. Wszyscy się jej z jakiegoś powodu boją i brak umiejętność nauczania na pewno nie jest tym powodem.

Kiedy weszłam do jej gabinetu myślałam że  znalazłam się w środku różowej landrynki. Wszystko tu było różowe. Wiedziałam że po tej wizycie u Umbridge będę omijać róż szerokim łukiem.
- Usiądź- wskazała na krzesło przy małym stoliku naprzeciw jej biurka.
- Lubisz pisać na szlabanach?- zapytała ironicznie.
- Niezbyt- odburknęłam.
- No więc mam dla ciebie złą wiadomość, dzisiaj się trochę napiszesz-
Podsunęła mi pod nosem pustą kartkę oraz podała pióro. Nawet ono było różowe.
- Napiszesz na tej kartce "Nie będę opuszczać lekcji"- uśmiechnęła się obrzydliwie. Chciałam przed jej nosem wystawić język ale się powstrzymałam.

Napisałam więc raz na kartce "Nie będę opuszczać lekcji".
- I co dalej?- zapytałam.
- Masz pisać "Nie będę opuszczać lekcji"-
- Już napisałam-
- Ale masz napisać więcej razy-
- Więcej czyli ile?-
- Ile kartka ci pozwoli- odpowiedziała już lekko zdenerwowana. Coś mi tu śmierdziało i nie miałam zamiaru pisać nic o opuszczaniu lekcji więc zaczęłam rysować na kartce jakieś bazgroły. Później przeniosłam się na rysowanie kwiatków i nagle poczułam jak na mojej ręce pojawia się dokładnie to co na kartce. Nie obchodziło mnie wtedy że to boli i postanowiłam się trochę zabawić. Zaczęłam pisać jakieś głupoty a jedną z nich było " Umbitch- Ropucha roku" i akurat wtedy podeszła ona do mnie aby zobaczyć jak mi idzie.
- Co to jest?- zapytała a ja próbowałam powstrzymać śmiech. Widziałam jak jej twarz zaczyna się robić czerwona aż w końcu wybuchnęła.
- Wynoś się!- krzyknęła a ja jako dobra uczennica wybiegłam od niej śmiejąc się przy tym głośno.

Resztę lekcji spędziłam na błoniach myśląc nad tym jak ja bardzo kocham tą szkołę.

Witam szanownych panów i panie. Pijcie wodę dzieci!

Gdyby nie MalfoyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz