pOTaH

150 7 1
                                    

W skrzydle szpitalnym ciągle siedziałam z Draco. Choć pani Pomfrey chciała żeby wyszedł, on się sprzeciwiał. Miałam wyjść dopiero następnego dnia a mój brat wcale nie chciał wyjść. W końcu zrobiło się późno i po prostu musiał wyjść.
Nie powiedziałam nikomu oprócz Draco, kto mnie zamknął w składziku na miotły. Nawet prawdę mówiąc nie miałam kiedy.
W nocy nie mogłam zasnąć, jakbym bała się że ktoś na mnie patrzy jak na zdobycz.

Następnego dnia, rano do skrzydła szpitalnego przyszedł Draco, aby mnie stamtąd zabrać. Moja ręka miała się cudownie choć ja tak nie wyglądałam, dwie nie przespane noce i brak możliwości mycia się zrobił swoje. Weszliśmy do pokoju wspólnego a tam było mnóstwo ludzi, patrzyli na mnie, wszyscy na mnie patrzyli a w końcu podeszła do mnie najmniej wyczekiwana przeze mnie osoba. Susannah Lestrange. Nie powiedziała nic, zaczęła się śmiać a za nią cała reszta ślizgonów, którzy akurat tam byli. Próbowałam coś powiedzieć i jednocześnie powstrzymać płacz a ona po patrzyła się na mnie i tylko powiedziała.
- Nie zesraj się- Na co wszyscy wybuchnęli śmiechem a ja uciekłam z płaczem. Biegłam przed siebie nie patrząc gdzie idę. Otworzyłam na chwilę oczy i weszłam do pustej sali. Tak mi się wydawało że jest pusta.

Spojrzałam przed siebie i ujrzałam osobę, która lepiej żeby nie widziała że płaczę. Był to słynny Harry Potter we własnej osobie ( trochę trudno by było aby był w innej osobie). Patrzył na mnie przez chwilę z tępym wyrazem twarzy a po chwili się odezwał.
- Phe, chyba trzeba zapisać w kalendarzu tą chwilę, bo prędko się nie powtórzy- mówił to z uśmiechem na twarzy.
- To wcale nie jest śmieszne, ciekawe jak ty byś się czuł gdybyś został na noc zamknięty w składziku na miotły a potem został wyśmiany przez wszystkich ludzi w twoim otoczeniu- powiedziałam, po czym zdałam sobie sprawę jak głupia jestem. Przeklinałam siebie za to że mu to powiedziałam.
- Tak więc ja sobie już pójdę- chwyciłam są klamkę a w tedy Potter powiedział do mnie.
- Uwierz mi że wiem jak to jest kiedy się z ciebie śmieją albo jak cię zamykają gdzieś- trochę mnie to zdziwiło i odwróciłam się do niego.
- Och serio? A czy zamknęła cię osoba, która była jedynym człowiekiem, któremu myślałeś że możesz ufać? A czy śmiały się z ciebie twoje dwie najlepsze przyjaciółki? ( Wśród ślizgonów były Dafne i Astoria) A czy osoba, która spowodowała śmiechy na koniec powiedziała żebyś się nie zesrał? A czy to wszystko działo się u ciebie w odstępie kilku godzin?- wypytywałam go a on patrzył na mnie i nie wiedział co ma robić. W końcu to on zabrał głos.
- A czy twój najlepszy i najbardziej zaufany przyjaciel, zostawił cię w trudnym okresie. A czy ty mieszkasz z osobami, które codziennie na ciebie warczą? A czy ty też zostałaś wybrana do turnieju dla samobójców? A czy ty jesteś śmiertelnym wrogiem największego czarnoksiężnika? Nie bo twoje życie to sielanka- powiedział coraz bardziej zdenerwowany. Nie było sensu ciągnąć to więc teraz ja chciałam go trochę opanować.
- Wiesz mi Potter, nie znasz zupełnie mojego życia, a tak w ogóle to wiem że to nie ty wrzuciłeś swoje nazwisko do czary ognia, to fizycznie nie możliwe- powiedziałam łagodnie.
-  Ty tak na serio? W sensie nie spodziewałbym się że jedną z nielicznych osób, które mi wierzą będzie Malfoy- powiedział z niedowierzaniem.
- No właśnie tu jest problem, wszyscy patrzą na moje nazwisko, myślą że jak jestem Malfoy to będę na przykład grać w Quidditcha. Tyle że ja nie jestem Lucjusz czy Draco Malfoy tylko Elizabeth a to duża różnica- odpowiedziałam czując się jak filozof i poeta.
- To ja już będę iść- dodałam. Niestety wyjście nie było kiedy dane. Do klasy weszła Granger, wyraźnie zdziwiona moim towarzystwem.
- Harry... Co... Ale...- nie mogła nic powiedzieć więc żeby jej to ułatwić, po prostu wyszłam.

Nie miałam zamiaru tworzyć nowej znajomości z Potterem. Poszłam do pokoju wspólnego gdzie wciąż stała Sus. Na jej widok wkurzyłam się. Podeszłam do niej i bez zastanowienia, uderzyłam ją w policzek.
- Nie będziesz się ze mnie śmiać ty suko- warknęłam. Ona nie wyglądała na zdenerwowaną. Wręcz się uśmiechnęła jakbym była jej nienauczalnym uczniem, który w końcu coś umie. Potem wyszłam. Potrzebowałam spokoju ale też się dość bałam więc pociągnęłam za sobą Draco i poszliśmy na błonia.

Położyłam się na trawie i uspokoiłam się. Nie chciałam na razie mówić coś mojemu bratu o spotkaniu z Potterem, chyba by mnie wydziedziczył choć nie jest moim ojcem.
- Gdzie byłaś jak wyszłaś?- zapytał patrząc się przed siebie jak filozof.
- Po szkole chodziłam- skłamałam. Chyba bym musiała go zmienić w fretkę jakbym mu powiedziała prawdę.
- Ręka ci się trzęsie- powiedział. Popatrzyłam na swoją dłoń a ona trzęsła się jakby chciała się oderwać od reszty ciała. Chwilę później po prostu przestała. Miałam przez chwilę zatrzymanie pracy mózgu, czy co ja tam mam w głowie, chyba chomika.  No więc chomik na chwilę zdechł ale zmartwychwstał czyli zwyczajnie otrząsnęłam się. Patrzyłam się jeszcze przez chwilę na rękę a potem powiedziałam.
- Chyba ręka mi się zepsuła- popatrzyłam się na Draco a on zaśmiał się krótko. Nie wiem czy tak wolno ale dość zignorowałam fakt że przed chwilą ręka mi latała jak opętana. Wołałam patrzeć się w kałamarnicę, która ewidentnie chciała stamtąd uciec. Są rzeczy ważne i ważniejsze.
- Coś się stało, powiedz mi- powiedział Draco, wciąż patrząc się na wodę.
- Nic się nie stało, właśnie taki z ciebie brat, nie ufasz mi, nieee no ja już nie mam do ciebie sił- zaskrzeczałam oburzona jego absurdalnym zachowaniem. On się tylko zaśmiał. Co za człowiek!
- Nie no powiedz mi, nie wygłupiaj się- wymamrotał wciąż śmiejąc się.
- Ja się wygłupiam! Ja! Spójrz na siebie nie wierzysz mi!- W końcu i ja się zaczęłam śmiać. Spojrzałam za siebie i ujrzałam ją, tą samą szkaradę, która mnie jeszcze dzisiaj wyśmiała. Susannah paskudna Lestrange. Miała na sobie obrzydliwy uśmiech, bez którego może by nie wyglądała jak troll. Popatrzyła na mnie i odeszła. Nic więcej się z nią nie stało.
Wieczorem chciałam napisać totalne dzieło sztuki, które byłoby przełomem literatury angielskiej. Po przeczytaniu go zastanawiałam się nad zmienieniem hobby. Brzmiał on tak.

Dużo rzeczy człowiek nie doceni
Kwiaty na łące są jak ludzie na Ziemi
Każdy inny i wyjątkowy
Jeden żółty, drugi szmaragdowy
Deszcz jest jak płacz
Tyle że z nieba i trzeba nosić płaszcz
Może to niebiosa swe łzy oddają?
A może tak tylko ludzie gadają?
Słońce to źródło energii i szczęścia
Lecz to księżyc uznają za ważniejszego gościa.
Cóż można na to poradzić,
Że głupota ludzka nie zna granic.

Zastanawiałam się nad tytułem ale jedyne co mi przyszło to " Weź się w głowę puknij i wyrzuć to" co okazało się najbardziej obiecującym planem.

Cześć ziom. Chcę tylko powiedzieć że wciąż jestem pod twoim łóżkiem i cię obserwuję. Życzę miłego dnia 🙂

Gdyby nie MalfoyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz