Rozdział 6
Miasteczko Pinestone, teoretycznie większe od wsi, a jednak wciąż odizolowane od reszty świata. Można by powiedzieć i wielu tak zresztą twierdzi, że czas płynie tu zupełnie innym rytmem. Choć większość tego nie dostrzega to miasto ma własną duszę. Tak ulotną i wonną, a przez to piękną, że tylko najbardziej skamieniałe serca nie dostrzegłyby tego czaru. Delikatne i kruche domki prężnie stały jeden obok drugiego mieniąc się kolorami. Pierwsze promienie słońca ześlizgiwały się z mokrych od rosy filigranowych dachów z dachówki. Choć jutrzenka budziła ptaki do życia, ażurowe mosiężne latarnie dalej słodko świeciły dając karmelowe światło na kamienne posadzki. Iskierki światła tańczyły na murze zabytkowego kościoła odbijając się od spokojnie szemrzącej rzeki. Na niewielkim drewnianym pomoście ubrana w chabrowy płaszcz stała Elizabeth Carrie. Jej ciemno-czekoladowe, długie włosy unosiły się we wszystkie strony ciągnięte przez wiatr. W dłoni trzymała kartkę papieru. Spojrzała na nią niemym wzrokiem i choć bardzo by chciała to jej zawartość musi być prawdą. Słowa spisane tuszem nie mogły kłamać. Choć czasem to, co wydaje się być oczywiste rodzi najwięcej pytań to bywa, że owe rzeczywistości zwalają człowieka z nóg nie dając szansy mu się podnieść. Jej pytania krążyły wokół tego, co zrobić powinna, czy to co wiedziała było istotne. Mocniej ścisnęła dokument tworząc w nim odgniecenia. Chociaż tego nie chciała, odwróciła się idąc w kierunku auta.
***
Znów las, mam dość tych cholernych lasów. Żółta taśma znacząca miejsce zbrodni już połyskiwała. Nieopodal rzeki stali technicy. Draby od razu poszedł do nich robiąc zdjęcia ofierze. Chociaż powinienem tam pójść za nim to wcale mi się nie śpieszyło. Podejrzewałem, kto tam jest. Ciężko westchnąłem przechadzając się po terenie. Miejsce to było niecały kilometr dalej od miejsca znalezienia zwłok Catherine Carrie, co jednak nie oznacza, że zabójca jest seryjnym mordercą. Nagle Draby mnie zawołał.
-Chodź tu, nie martw się. To nie ona.- odwróciłem się z morderczym wzrokiem. Wszyscy dookoła przerwali swoje czynności i ciekawie na mnie zerkali. Podszedłem do niego i wyszeptałem zza zaciśniętych zębów.
- Co ty mi tu insynuujesz?- głupio uśmiechnął się wzruszając ramionami.
-No przepraszam, już się tak nie wkurzaj.- wzniosłem oczy ku niebu, aby się opanować. Już i tak zrobiłem wystarczający cyrk dzisiejszego dnia. Spojrzałem na osunięty dół. Wewnątrz znajdował się mężczyzna w średnim wieku. Tak się na niego zapatrzyłem, że otrzeźwił mnie dopiero ryk silnika. Zerknąłem w tamtą stronę. Z auta wysiadł Backer i podszedł otworzyć drzwi Marshal. Draby złapał mnie za rękaw.
- Mike, kto to jest? - w odpowiedzi zrezygnowany pokręciłem głową. Widać było, że chce zapytać o coś jeszcze, jednak Backer zdążył już podejść. Izz od razu poszła do zwłok kompletnie niezainteresowana rozmową z nami. Nie miałem jej tego za złe. Wprost przeciwnie.
- Witam, nazywam się John Backer i od dziś przejmuję sprawę pana Spencera.- zwrócił się do Draby'ego, jednak na tyle głośno, by usłyszeli go wszyscy tu obecni. Zmęczony przetarłem sobie oczy.
- Backer, co ty odpierdalasz?
- Spencer nie mów, że nie czytałeś protokołu, który zostawiłem na twoim byłym biurku.
- Wiesz, jeszcze nie miałem okazji.- zimno stwierdziłem, lustrując go.
- No cóż zdarza się, ale przynajmniej teraz już wiesz. Po za tym nie sądziłem, że będziesz mieć taki burdel w papierach. Trochę dyscypliny ci nie zaszkodzi. Tak więc praca przy biurku powinna być dla ciebie niezłą nauką co to jest systematyczność.
CZYTASZ
Cisza
Mystery / ThrillerCisza choć utożsamiana ze spokojem bywa przerażająca... Miasteczko Pinestone dotąd osada spokoju, wkrótce zostaje zbrukane przez fanatycznego morderce, który za swój cel obiera sobie młodą dziewczynę. Te wydarzenia powodują, że jej siostra wraca do...